
Moc oddechu – wywiad z Davidem Garriguesem
Moc oddechu – wywiad z Davidem Garriguesem
David Garrigues jest dyrektorem Ashtanga Yoga School w Filadelfii. W roku 1994 wyjechał do Indii, aby uczyć się jogi pod kierunkiem Sri K. Pattabhi Joisa. W roku 1997 otrzymał od Guruji’ego certyfikację i został jednym z nielicznych wówczas nauczycieli Ashtangi Jogi w USA. Prowadzi warsztaty, pogłębione zajęcia Mysore i wykłady w Stanach Zjednoczonych i wielu krajach świata.Wydał dwie płyty CD z nagraniami Kirtan, DVD poświęcone Ashtanga Jodze oraz książkę wraz z płytą DVD, będącą wprowadzeniem do pranajamy.
Misją Davida jest pomaganie uczniom jogi w rozwoju praktyki w ramach współczesnej tradycji Ashtanga Jogi. Pragnie należeć do tych miłośników Hatha Jogi, którzy wykorzystują wiedzę zawartą w nauczaniu Ashtanga Jogi do fizycznego, psychologicznego i duchowego rozwoju własnego oraz swoich uczniów. Wywiad został przeprowadzony podczas warsztatów Davida w Berlinie w dn. 28-30 października 2016.
Marek Łaskawiec: Kiedyś mój syn przypatrywał się, jak praktykuję jogę. Podszedł potem do mnie i zapytał: „Rozumiem te historie o elastyczności i sile, ale dlaczego tak głośno dyszysz?” Co byś odpowiedział na takie pytanie?
David Garrigues: Na takie pytanie można odpowiedzieć na różne sposoby. Joga jest formą medytacji. Chodzi o obudzenie świadomości bycia tu i teraz. Wydaje się to takie proste. Jednak kiedy zaczniemy analizować naszą świadomość, zdajemy sobie sprawę, że bycie tu i teraz przydarza się nam niezmiernie rzadko, że ciągle coś nas rozprasza. Musimy zatem wykorzystywać wszelkie możliwości, aby zakotwiczyć się w teraźniejszości.
Oddech to niesamowita rzecz. Bierzemy oddech 21 600 razy na dobę. Oddychamy bez przerwy, cały czas. Oddech zawsze nam towarzyszy. Jest przejawem życia. Jest jak ocean ze swoimi odpływami i przypływami, ciągle faluje. Tak jak faluje meduza unoszona na wodzie. Wszystko wokół pulsuje, podlega temu rytmowi – cały wszechświat. Oddech jest najbardziej podstawowym, życiowym rytmem, który gra w naszych piersiach. Dlatego jest takim świetnym narzędziem, by uświadomić sobie bycie tu i teraz. Dlatego wykorzystujemy go jak każdy, kto praktykuje jakiekolwiek formy medytacji. Oddechowi zaś towarzyszy wyraźny dźwięk, by nie zgubił się jego rytm – oddychamy głośno, by oddech nie zaniknął.
Gdy jesteśmy rozproszeni, kiedy nie jesteśmy tu i teraz, nie oddychamy prawidłowo. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale niektórzy twierdzą, że wykorzystujemy jedynie jedną szóstą możliwości naszych płuc. Kiedy oddychamy prawidłowo, nasze mięśnie aż gotują się do ruchu, jakby oddech był tłokiem rozpędzonej maszyny. Gdzieś to jednak gubimy, nie korzystamy z tego. Ledwo wdychamy powietrze, ledwo je wydychamy. Kiedy oddychamy świadomie, kiedy wydajemy z siebie ten dźwięk, automatycznie w większym stopniu wykorzystujemy możliwości tkwiące w oddechu. To właśnie ten dźwięk powoduje, że twój syn może zapytać: „Co to takiego?”
Dlaczego łączymy ten charakterystyczny oddech z wykonywaniem asan? Czy nie wystarczyłoby zrobić oddzielnie asany, a potem usiąść sobie i pooddychać?
DG: Powstrzymujemy oddech, straciliśmy z nim kontakt. A więc trzeba go nakłonić, by wyszedł z ukrycia. Do tego potrzebne są asany. To takie proste. Szczególnie ważne są vinyasy. Dzisiaj praktycznie trudno wyobrazić sobie asany robione statycznie, bez towarzyszącego im ruchu. Niezależnie od tego, o jakim rodzaju jogi mówimy, opiera się ona na tym, co zapoczątkował Pattabhi Jois. Przedtem było inaczej. Podczas zajęć jogi w latach 70-tych czy 80-tych nie poruszano się wraz z oddechem.
Vinyasa podąża za oddechem. Wdech to rozwój, ekspansja, wydech to kurczenie się, zamknięcie. Ruch naśladuje te zjawiska, pozwalając wydobyć oddech z ukrycia. Kiedy więc wyginamy ciało w psie z głową w górę, wspieramy wdech. Kiedy zginamy się w skłonie, pomagamy wydechowi. Ale to nie jedyny powód, dla którego to robimy. Ten proces ma nas czegoś nauczyć. Chcemy dowiedzieć się, jak oddzielić ruch od oddechu, aby prawidłowo oddychać bez poruszania się. Praktykowanie asan uczy nas oddechu.
Jest jeszcze aspekt energetyczny. Można mówić o oddechu z punktu widzenia nauki, mechaniki czy anatomii – tzn. o respiracji, wymianie tlenu na dwutlenek węgla albo o tym, jak przepona napina się i rozluźnia wraz z oddechem. Jednak w jodze oddech jest także zjawiskiem energetycznym. Celem jogi jest zatrzymanie rozedrganego umysłu, zaś jednym ze sposobów, by to osiągnąć jest ruch prany, czyli siły życiowej, wraz z oddechem. Oddech zawiera pranę. Jednym z celów łączenia asan z oddechem jest obudzenie prany. Nieprawidłowy oddech hamuje pranę. Wykonujemy asany wraz z oddechem, aby tę energię w ciele obudzić.
Pomówmy przez chwilę o intensywności tego oddechu. Podczas warsztatów mówiłeś, że jeśli mamy zły dzień i chcemy pobudzić się, powinniśmy oddychać energiczniej. Z drugiej strony, jeśli ktoś jest nadmiernie pobudzony, dobrym pomysłem jest zwolnić oddech. Czy jest coś takiego jak oddech o idealnym tempie, intensywności, natężeniu dźwięku? Czy może jest to rzecz indywidualna i powinniśmy raczej zdać się na intuicję?
DG: Tak i nie. Częściowo jest to faktycznie kwestia indywidualna, ale powinniśmy pozostawać w ramach pewnej skali. To trochę tak, jak w przypadku każdego artysty. Weźmy na przykład muzyków. Mogą generować najsubtelniejsze i najdelikatniejsze tony, ale nagle potrafią przeskoczyć do drugiego ekstremum i słyszymy eksplozję dźwięków – coś, co przypomina chaos. Podobnie rzeczy się mają z oddychającym joginem. Jego oddech może być subtelny, ale może także uwolnić całą swoją moc. Może oddychać szybko lub wolno, bez żadnego problemu. W Joga Sutrach Patanjali pisze: “tato dvandva-an-abhighatah” (2:48), tzn. kiedy wykonujesz asanę, nie jesteś ograniczany przeciwieństwami. To ma zastosowanie również w przypadku oddechu. Oddychając, można być wszechstronnym i elastycznym, zsynchronizowanym z rytmem oddechu i jednocześnie w pełni kontrolować jego technologię. Bo oddychanie jest technologią.
Ale można także na różne sposoby stracić kontakt z oddechem. Na przykład, kiedy oddychamy zbyt mocno, czy jesteśmy w stanie wsłuchać się w rytm oddechu? Obok takich ludzi ciężko nawet jest praktykować. Tracą kontakt ze swoją świadomością, a myślą sobie: „Ale ostro zasuwam, aż się gotuję!” Z drugiej strony, można być również zbyt nieśmiałym i prawie w ogóle nie oddychać, co także nie jest dobre. A więc chcemy pozostawać w ramach pewnej skali i wykorzystywać jej możliwości.
To, co postrzegamy za pomocą zmysłów, ulega zmianie. Ponieważ nienawidzimy zmian, tak bardzo nas irytują. Dodatkowo, stawianie czoła ciągłym zmianom wymaga dyscypliny. Ale tak już jest i trzeba się nauczyć sobie z tym radzić, a nasz oddech to odzwierciedla. Może wędrować od jednej skrajności skali do drugiej, a my intuicyjnie za nim podążamy. Na tym m.in. polega uczenie się. Jesteśmy jak instrument, uczymy się na nim grać i chcemy tą grą wyrazić siebie. Dlatego potrzebujemy szerokiej skali.
Słyszymy często, że podczas praktyki oddech powinien być swobodny. Istnieją jednak trudne asany, z którymi się zmagamy – i każdy, oczywiście, może wymienić tu inne. Kiedy wchodzimy zatem w te trudne asany, nasz oddech raczej swobodny nie jest. Czy istnieje jakaś granica, przy której powinniśmy sobie powiedzieć: „Nie mogę oddychać w tej asanie, jest dla mnie za trudna, potrzebuję więcej czasu i przygotowań, aby wykonać ją poprawnie”? A może powinniśmy po prostu starać się ze wszystkich sił, licząc na to, że pewnego dnia odzyskamy swobodny oddech?
DG: To dobre pytanie. Warto się nad tym zastanowić. Jak mówiłeś, jest jakaś granica. Do pewnego stopnia, kiedy podejmujemy takie wyzwanie, które testuje nasz rytm oddechu, wydobywamy ten oddech z ukrycia. Wchodzimy w jedną z tych wymagających asan i może to pomóc nam odkryć nasz oddech, ale może także go uwięzić. Kiedy oddychamy w bardzo wymuszony sposób, powinniśmy uznać, że asana ta jest elementem procesu uczenia się i odpowiednio ją zmodyfikować. Ten proces uczenia się rozpoczyna się od Samasthiti i przebiega przez wszystkie kolejne asany. To, czy potrafimy oddychać w danej asanie pokazuje nam, na którym etapie tego procesu jesteśmy. Jeżeli jesteśmy w stanie zbyt dużego napięcia, poszliśmy w tym procesie o krok za daleko. Musimy wtedy poszukać alternatywy, żeby nie wpaść w panikę i nie nabawić się urazu. Bo urazy przytrafiają się, kiedy oddech jest zbyt ograniczony lub wymuszony.
Istnieje jednak zawsze ryzyko, że możemy być za mało odważni i zawsze pozostawać w strefie komfortu, a wtedy nie rozwijamy się. Kiedy wchodzimy w jakąś asanę po raz pierwszy, możemy z nią się zmagać, ale kiedy powtarzamy ją codziennie, po dwóch miesiącach paniczny oddech znika. Oswoiliśmy ją, ale to by nigdy się nie stało gdybyśmy nie spróbowali. Trzeba więc rozgrywać to umiejętnie. Jednym z powodów, dla których praktykujemy nowe asany jest poznanie możliwości naszego oddechu.
Podczas warsztatu mówiłeś, że utrzymywanie odpowiedniego oddechu podczas praktyki przygotowuje nas do pranajamy. Jaka jest różnica między oddechem podczas pranajamy a oddechem ujai, który stosujemy podczas praktyki?
DG: Te dwie techniki oddychania różni tylko jedna rzecz. Jest to kumbhaka, czyli wstrzymanie oddechu, która jest istotą pranajamy. Można oczywiście zatrzymywać oddech także w innych sytuacjach, np. kiedy robimy uddiyana kriya, ale wówczas nigdy nie skupiamy uwagi na samym wstrzymaniu oddechu, ale na oddechu jako takim. Podczas praktykowania pranajamy ulega to zasadniczej zmianie – oddech pełni rolę służebną w stosunku do wstrzymania oddechu. I to jest zasadnicza różnica. Oczywiście, wydech podczas praktyki kumbhaki może być bardzo długi, ale wymagałoby to bardzo rozwiniętych umiejętności. Staramy się wtedy raczej wydychać bardziej dynamicznie. Następnie pozostajemy w stanie wstrzymania oddechu i stan ten eksplorujemy. Różnica występuje także na poziomie energetycznym. Asana pobudza pranę, pranajama zatrzymuje praniczny ruch. To zasadnicza różnica.
Rozpoczynamy praktykowanie jogi zwykle od asan. Oprócz nich, praktykujemy również jamy i nijamy – taką przynajmniej trzeba mieć nadzieję. Praktykowanie pranajamy nie jest jednak tak powszechne. W jaki sposób sprzedałbyś pranajamę tym, którzy jej nie robią. Dlaczego warto ją praktykować?
DG: Najprościej i najskuteczniej sprzedać ją mówiąc, że po prostu polepsza praktykę asan. Może nawet ją całkowicie zmienić. Oddech jest kluczem do otwierania ciała. Oczywiście elastyczność ciała zależy również od odziedziczonych genów, ale oddech pomaga w jej rozwijaniu. Każda asana ma również swój rytm. Z anatomicznego punktu widzenia nazywa się to czasem rytmem szkieletowym. Asany wykonywane statycznie, bez odpowiedniego oddechu, pozbawione są tej organicznej jakości, tego czegoś, co jest naturalne i powinno mieć miejsce. Czyni to także naszą praktykę mniej satysfakcjonującą, zwiększa sztywność ciała lub pozbawia nas siły – ogólnie mówiąc, wzmacnia nasze słabe strony. Odpowiedni oddech natomiast pozwala nam się otworzyć i czyni nasze ciało silnym.
Warto także pamiętać, że asany są czymś, co przyciąga nas do jogi. Jeśli jednak chcemy trzymać się jogi przez dłuższy czas, tylko niewielu z nas pozostanie jej wiernymi wyłącznie z powodu asan, tzn. jej fizycznego aspektu. Joga jest taka trudna, tak mocno uderza w nasze ego. Dlatego po pewnym czasie motywacje, dla których praktykujemy jogę pogłębiają się. Mój nauczyciel mówił, że jeśli zetknąłeś się z jogą w tym życiu, miałeś to szczęście, że praktykowałeś ją w poprzednim.
Wszyscy mam coś rodzaju wewnętrznego kompasu, takie wyobrażenie samego siebie. Jedynym celem naszego bycia tutaj jest utożsamienie się z duchową stroną bytu. Gdy nadchodzi zima, gęsi odlatują na południe. Nie muszą chodzić do szkoły, żeby się o tym dowiedzieć, nie muszą uczyć się na pamięć, że pewnego dnia mają robić to, a drugiego coś innego. Po prostu to wiedzą. Podobnie dzieje się z łososiami w okresie tarła. Skąd wiedzą, jakiej rzeki szukać? Nie chodziły przecież na kursy, żeby się o tym dowiedzieć. Podobnie jest ze mną i z tobą. Jest w nas taka cząstka, która wypycha nas poza to, co materialne, poza to wszystko, co nas rozprasza. Często jednak nie zachowujemy się jak gęsi – nie chcemy lecieć na południe. Ale w końcu, taką przynajmniej trzeba mieć nadzieję, zaczynamy słuchać, podążamy za wewnętrznym głosem. Od asan przechodzimy do pranajamy, a od pranajamy do ciszy i bezruchu. Wtedy uzyskujemy całkowicie nową perspektywę. Dlatego praktykujemy pranajamę.
Słyszy się, że trzeba być ostrożnym podczas praktykowania pranajamy, że jeśli nie robi się tego w odpowiedni sposób, może to mieć groźne skutki. Spotyka się także opinie, że aby praktykować pranajmy, trzeba być na odpowiednim poziomie, jeśli chodzi o praktykę asan i że najlepiej rozpocząć robienie pranajam po kierunkiem doświadczonego nauczyciela. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
DG: Zgadzam się całkowicie. Do pranajamy trzeba podchodzić poważnie. Prana to siła naturalnego cyklu życia, to te przypływy i odpływy, to falowanie, o którym mówiłem. Kiedy praktykujemy pranajamy, próbujemy tę siłę kontrolować! Zatrzymanie naturalnego życiowego cyklu to jak zatrzymanie pulsu wszechświata. Nasze ciało i umysł są na granicy eksplozji, to wielka siła i trzeba mieć dla niej szacunek.
Praktykowanie asan daje nam siłę, dyscyplinę i odpowiedni rygor, żeby w ogóle o czymś takim myśleć. Praca z oddechem to coś bardzo fizycznego. Mięśnie brzucha, wszystkie członki ciała muszą być silne. Potrzebne są także mocne, pojemne płuca, a to wymaga pracy. Energetyczne i mentalne względy są jednak jeszcze ważniejsze. Patrząc na samo słowo „pranayama” – „yama” znaczy ograniczać, „ayama” oznacza zniesienie ograniczeń, uwolnienie. A zatem kiedy robimy pranajamy, uwalniamy pranę. Może to być trochę mylące, bo uwalniamy poprzez zamykanie. Bandhy i mudry zamykają, pieczętują, a więc kiedy praktykujemy pranajamy, powstrzymujemy życiową siłę, zamykamy ją, jak płyn w jakimiś kotle parowym. Co się stanie, gdy zaczynamy bawić się takim kotłem – zamykamy go, podgrzewamy, a potem słyszymy uchodzącą parę. Kiedy zostawimy go bez nadzoru, co się stanie? Eksploduje! Dlatego trzeba odpowiednio go obsługiwać, zmniejszyć podgrzewanie, aby ciśnienie pozostało na odpowiednim poziomie. To wymaga odpowiednich umiejętności. Z drugiej strony, jeżeli nie zamkniemy go, nie osiągniemy oczekiwanego skutku.
Joga jest odpowiedzią na cierpienie. Chodzimy w kółko, przerażeni, zazdrośni, poranieni przez życie. Kiedy przychodzimy na świat, nie jesteśmy czystą tablicą, jak jakiś eteryczny aniołek. Rodzimy z pewnymi predyspozycjami, niektóre rzeczy nas pociągają, inne odpychają. Potem wydarza się życie, wchodzimy w reakcję z rodzicami, zbieramy doświadczenia, życie daje nam cięgi. Bo jest ono dalekie od ideału, pełne wybojów i przeszkód. W rezultacie kumuluje się w nas tyle strachu, że usuwamy w cień nasze wspomnienia, opinie, odczucia o nas samych i innych ludziach. Kiedy zamykamy w ciele pranę, to wszystko staje nam nagle przed oczami. To jest właśnie hālāhala – trucizna istnienia. Zaczynamy dostrzegać całą tę brzydotę, nasz gniew i musimy jakoś sobie z tym wszystkim poradzić. To nie takie proste stanąć twarzą w twarz z własnym bólem. Może nam eksplodować prosto w twarz jak ten kocioł parowy, trzeba więc być na to gotowym. Kiedy praktykujemy pranajamę, prosimy się o to, żeby uświadomić sobie swoje blokady i musimy im stawić czoła, ograniczyć, przetworzyć. Jednak niektóre z nich tkwią tak głęboko, że transformacja taka jest niemożliwa. A więc musimy nauczyć się jak żyć z tą cząstką nas samych. Takie właśnie są skutki praktykowania pranajamy …
Nie jestem pewien, czy odważę się ją znowu praktykować …
DG: (śmiech)
… ale zakładając, że jednak się na to zdecyduję, kiedy najlepiej ją praktykować? Przed czy po praktyce?
DG: To trudne pytanie i nie znam na nie jednoznacznej odpowiedzi. Oba podejścia mają swoje zalety. Oba wymagają dużo samodyscypliny. Choć może pranajama po praktyce wymaga jej więcej. Tak zalecał Pattabhi Jois. Z drugiej strony, kiedy wstajemy wcześnie rano i nasze ciało nie jest jeszcze gotowe na zbyt wiele asan, dobrze jest wtedy zrobić pranajamę. Sam częściej robię ją przed niż po praktyce i bardzo mi to odpowiada. Dla mnie jest to najlepszy sposób na rozpoczęcie praktyki – przygotowuje mnie do asan. Jednak doszedłem do tego po 20 latach regularnej praktyki. Widzę także zalety tego drugiego podejścia. Kiedy wykonujemy asany, podnosi się ciśnienie w tym kotle, wzrasta poziom energii, a to przygotowuje do pranajamy. A więc jest to podejście lepsze i taka kolejność jest właściwa.
Podczas praktyki Ashtanga Jogi wykonujemy asany według ściśle określonej sekwencji. Czy w taki sam sposób powinniśmy podchodzić do pranajamy? Czy może raczej powinniśmy wybierać różne pranajamy, w zależności od naszego nastroju i potrzeb?
DG: Trzeba być realistą. Nie uważam, żeby kolejność pranajam była tak istotna jak kolejność asan. Wraz z dojrzewaniem praktyki kolejność asan również staje się mniej istotna. Kiedy uczymy się sekwencji – a dla mnie oznacza to praktykowanie 6 dni w tygodniu przez 7 do 10 lat – utrzymywanie jej kolejności jest zupełnie kluczowe. Jednak po 10 latach nabieramy już nieco umiejętności i możemy pozwolić sobie na większą niezależność.
W Ashtanga Jodze mamy także zdefiniowaną sekwencje pranajamy. Jeśli jednak wykonać ją w całości, zajmuje ona od 30 do 45 minut, w zależności od tego, na jak długo wstrzymujemy oddech. W przypadku większości ludzi trudno zakładać, że po 90 minutach praktyki będą przez kolejne 30-45 minut robić ćwiczenia oddechowe. Jeśli możemy sobie na to pozwolić, powinniśmy robić całą ich sekwencję. Takie konsekwentne podejście wymaga jednak ogromnej dyscypliny. Jeśli jest to niemożliwe, można być bardziej elastycznym w podejściu do pranajamy i wybierać sobie różne jej elementy. Nie widzę w tym nic złego. Krótka pranajama jest z pewnością lepsza niż żadna. Z psychologicznego i fizjologicznego punktu widzenia warto także spróbować różnych ćwiczeń. Pranjama jest narzędziem, które chcemy wykorzystywać dobrze i na różne sposoby.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!