
Joga w czasach wirusa
Joga w czasach wirusa
Stało się. Mamy globalnego wirusa. Nie mamy – na razie – szczepionki. To nie jest sytuacja, do której świat zachodni jest przyzwyczajony. Coś się wymknęło spod kontroli. Współczesna nauka jest bezradna. Okazało się, że przestajemy być „panem stworzenia”, który dowolnie może „czynić sobie ziemię poddaną”. Przynajmniej jak dotąd coś, czego nawet gołym okiem nie widać wydaje się być skuteczniejsze i bardziej odporne niż my.
Wkrótce może okazać się, że sytuacja zostanie opanowana i większość naszych strachów było medialną burzą. Może być także zupełnie odwrotnie i będziemy musieli (my – jak gatunek, nie jako naród, społeczeństwo czy świat Zachodu) jakoś radzić sobie z pandemią. To stawia przed nami ważne pytania. Także dotyczące praktyki jogi. Jak zatem praktykować jogę w czasach wirusa?
Po pierwsze – Nie krzywdźmy innych ani siebie
Podstawową zasadą etyczną jogi jest ahiṃsā – czyli niekrzywdzenie. Jeśli więc czujemy się źle, mamy temperaturę czy duszności, nie idźmy na jogę do swojej szkoły. Dotyczy to nie tylko koronawirusa, ale każdego innego wirusa czy przeziębienia. Być może nasz organizm jest silny (w końcu praktykujemy jogę i zdrowo się odżywiamy), więc z wirusem sobie poradzi. Być może również poradzą sobie inni jogini, których potencjalnie możemy zarazić. Ale mogą sobie już nie poradzić znajomi naszych znajomych z jogi albo ich znajomi. Szczególnie gdy są w podeszłym wieku lub mają z jakiś względów obniżoną odporność.
Naszej jodze nic nie ubędzie, jeśli zostaniemy w domu. Nie musimy więc kozaczyć i wmawiać sobie, że wirusa można wypocić na macie. Jeśli czujemy się na siłach, możemy przecież zrobić praktykę własną w domu. Jeśli czujemy się niezbyt dobrze, możemy zrobić praktykę łagodniejszą niż zwykle lub w ogóle nie praktykować asan. Chwila medytacji, jakaś jogiczna lektura czy solidny relaks także będą rozwijać naszą praktykę.
Zachowujmy się także odpowiedzialnie. Stosujmy się do zaleceń służb sanitarnych, nie wybierajmy się na wycieczki w miejsca, które zostały uznane za ogniska wirusa. Zastanówmy się czy faktycznie musimy brać udział w imprezach masowych czy spotkaniach, które zaplanowaliśmy.
Po drugie – czystość
Wszyscy specjaliści twierdzą, że jedną z najskuteczniejszych metod na uniknięcie zarażenia wirusem jest mycie rąk. A więc – jeśli mamy kontakt z innymi ludźmi – myjmy solidnie ręce. Podobno wystarczy pół minuty. Możemy myjąc ręce odliczać sobie spokojnie w głowie do 30-tu – przyda się to może kiedyś do praktyki pranāyāmy. Możemy przepowiadać sobie jakąś ulubiona mantrę albo po prostu ustawić timer w telefonie (to ostatnie mało może jogiczne, ale równie skuteczne). Pamiętajmy, że utrzymywanie ciała w czystości jest również zasadą postępowania w jodze (śauca), a więc kiedy myjemy ręce, nie tylko dbamy o zdrowie swoje i innych, ale jak najbardziej praktykujemy.
Po trzecie – uważajmy na fake-newsy
W swoim fundamentalnym dziele, jakim są Yogasūtry, Patañjali wymienia kilka źródeł gonitwy naszych myśli. Jedną z nich jest viparyaya – czyli fałszywa wiedza (mithyājñāna). Taki rodzaj wiedzy nie ma po prostu podstawy w rzeczywistości. Dzisiaj nazywamy to fake-newsem. W czasach niepewności na tego typu zjawiska jest szczególny popyt. Tym bardziej, że media będą z natury swojej wyolbrzymiać niektóre informacje, żeby zwiększyć zasięgi. Nie dawajmy więc wiary każdej informacji na temat wirusa znalezionej w Internecie. Weryfikujmy je i korzystajmy tylko z wiarygodnych źródeł.
Nie stosujmy również różnego typu cudownych terapii czy specyfików, które mają rzekomo zmniejszyć ryzyko zachorowania. W pasmach reklamowych większości mediów od kilku dni już pojawiły się reklamy środków, które mają zwiększać odporność. W Internecie można znaleźć domowe sposoby „radzenie sobie” z wirusem. Pamiętajmy, że jeżeli jakiś specyfik jest bez recepty, nie jest silnie działającym lekiem, a często nie jest lekiem w ogóle. Jeśli już chcemy zwiększyć swoją odporność, dużo się ruszajmy, przebywajmy na świeżym powietrzu, jedzmy zdrowo (np. kiszonki własnej roboty – to nie jest wcale trudne), wysypiajmy się i unikajmy stresu. Czyli tak naprawdę żyjmy mądrze i dbajmy o siebie – o ile wcześniej o tym nie zawsze pamiętaliśmy.
Po czwarte – przyglądajmy się sobie
Jedną z zasad postępowania, które również zaleca Patañjali jest svādhyāya. Termin ten ma różne znaczenia, ale współcześnie tłumaczy się go najczęściej jako „samowiedzę”. Praktykując tę zasadę chcemy zatem uważnie przyglądać się sobie, poznać swojej motywy, kręte niekiedy drogi, jakimi podąża nasz umysł, a także obserwować swoje emocje i reakcje, na dziejące się wokół wydarzenia. Praktyka svādhyāya jest tym trudniejsza, im w większym napięciu przyszło nam funkcjonować, a więc kiedy jesteśmy pod presją lub czujemy się zagrożeni. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, jeżeli już los rzucił nas w wir jakiś wydarzeń, które stawiają pod znakiem zapytania dotychczasowe myślowe kalki, jest to znakomitą okazją do praktyki svādhyāya.
Funkcjonowanie w świecie, który zmaga się z wirusem może być więc sposobem na to, żeby się o sobie czegoś więcej dowiedzieć. Jak reagujemy na zagrożenie i stres? Czy potrafimy rzeczowo i spokojnie rozmawiać z osobami opanowanymi paniką (np. z kimś z rodziny czy znajomych)? Czy potrafimy rozbrajać najrozmaitsze emocje, które mogą pojawić się, kiedy ktoś obok nas w pociągu zacznie nagle kasłać? Na ile potrafimy wzbudzać w sobie troskę o osoby z tzw. grupy wysokiego ryzyka (np. osoby starsze) oraz współczucie w stosunku do osób już chorych, kiedy sami jesteśmy potencjalnie również zagrożeni? Tego typu wiedza może przydać się nam w życiu i praktyce jogi, nawet gdy zagrożenie wirusem dawno się już skończy.
Po piąte – ciesz się tym, co masz
Sytuacje wyjątkowe cechują się tym, że najczęściej wymuszają zmianę – sposobu życia, nawyków, codziennych zachować. Stawia to pod znakiem zapytania to wszystko, co dotąd wydawało się oczywiste, o czym nawet nie myśleliśmy, co braliśmy za pewnik. Przecież to zupełnie naturalne, że jeśli znajdziemy okazyjne połączenie – możemy polecieć na weekend do Mediolanu. W końcu nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że – jeśli przyjdzie nam ochota – możemy w każdej chwili wybrać się na koncert albo pójść do klubu potańczyć. Kiedy istnieje zwiększone ryzyko zarażenia, być może będziemy musieli tego typu myślenie zweryfikować. Zmiana bywa bolesna, ale uświadamia niezwykle dobitnie wartość tego, co straciliśmy.
Mamy niezwykłe szczęście. Żyjemy w czasach pokoju, w dostatniej Europie. Jesteśmy bezpieczni, nie brakuje nam jedzenia, wody, dachu na głową. Mamy często okazję realizować swoje marzenia i podążać za swoimi zainteresowaniami. Europa, nawet w czasach wirusa, jest ciągle o wiele lepszym miejscem do życia niż wiele innych zakątków świata. Na co dzień jednak często nie doceniamy, w jak korzystnej sytuacji przyszło nam żyć. Narzekamy na świat, na pracę, na innych ludzi, dajemy się opanować poczuciu ciągłego braku i niespełnienia.
Tego typu postawa jest sprzeczna z inną zasadą jogicznego postępowania, jaką jest santoṣa – czyli zadowolenie. Zgodnie z nią doceniać powinniśmy to, co mamy, akceptować to, co nam się przydarza, a także nie poszukiwać szczęścia, radości i spełnienia w tym, co albo było albo ma być, ale znajdywać je tutaj i w tej chwili. Tylko tyle i aż tyle. Praktyka santoṣy uczy nas więc, że prawdziwe szczęście i radość nie znajduje się na zewnątrz nas. W końcu to, co zewnętrzne podlega ciągłym zmianom i nieuchronnie przemija. Prawdziwe szczęście i radość możemy odnaleźć jedynie w nas samych.
Kiedy żyje się w świecie nadmiaru wyborów, w którym wszystkiego jest za dużo, kiedy jest się sytym i bezpiecznym, santoṣa nie jest praktyką oczywistą. Jeśli odczuwamy brak czegoś, najczęściej przy odrobinie szczęścia i wysiłku możemy to kupić, zdobyć lub jakoś inaczej pozyskać. Kłopot zaczyna się wówczas, gdy to coś, czego nam brakuje nie jest do kupienia ani zdobycia albo – jak np. w przypadku epidemii wirusa – tracimy coś, co wydawało się nam takie oczywiste. Wówczas stajemy do prawdziwego egzaminu z praktyki santoṣa. Wtedy okazuje się, na ile potrafimy radzić sobie z brakiem, niezaspokojonym pragnieniem, zmianą upodobań i zwyczajów.
Jeśli w sytuacji takiej zachowamy – pomimo wszystko – wewnętrzną pogodę i radość, może okazać się, że praktyka jogi dała nam o wiele więcej niż elastyczne, silne i zdrowe ciało. W końcu Bhagavadgītā naucza, że jogą jest samatvaṃ – czyli spokojem i równowagą umysłu (BhG 2.48).
p.s. Jeśli macie ochotę na kiszonki domowej roboty, spróbujcie prostego przepisu specjalistki od kiszenia i znakomitej joginki, Ewy Sutryk – przepis tutaj.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!