
Savasana – zasłużona drzemka czy strata czasu?

Savasana – zasłużona drzemka czy strata czasu?
Obserwując sytuację z punktu widzenia nauczyciela, doszłam do wniosku, że początkujących joginów można podzielić na dwie grupy. Jedna wchodzi do studia z myślą „to kiedy wreszcie ta savasana?” i nie może się doczekać na zasłużoną drzemkę. Druga grupa wolałaby nie tracić czasu na leżenie. Wiercą się, poruszają palcami w sobie tylko znanym rytmie, mrugają oczami. Paradoksalnie, to ta druga grupa potrzebuje savasany o wiele bardziej, choć pierwsza też jeszcze ma sporo do zrobienia w tym temacie…
Należysz do drugiej grupy? W końcu przychodzisz na jogę żeby popracować z ciałem. 10 minut leżenia, zwłaszcza jeśli nauczyciel zachowuje podczas savasany ciszę, może wydawać się marnotrawieniem cennego czasu, który można by wykorzystać na zrobienie pozycji odwróconych, kilku dodatkowych Powitań Słońca albo popracować nad jakąś asaną. Sama zresztą wpadłam w tę pułapkę zaczynając własną praktykę w domu – jeśli nie mogłam akurat poświęcić na jogę więcej niż godzinę, skracałam savasanę albo wręcz całkowicie ją pomijałam.
Dlaczego warto poświęcić dłuższą chwilę na leżenie trupem? I czy nauczyciel w tym czasie przypadkiem nie scrolluje fejsa albo nie dłubie w nosie? Przyjrzyjmy się bliżej pozycji o niezbyt wdzięcznej nazwie trupa.
Możliwe, że już spotkałeś/aś się z opinią, że savasana to najtrudniejsza asana. Może też słyszałeś/aś, że pozycja trupa, to właściwie nie asana, a pratyahara, kolejny „stopień wtajemniczenia”. I, jak zawsze zresztą, trochę prawdy jest w obu tych stwierdzeniach, choć tak naprawdę oba łączą się ze sobą. Trudność w savasanie nie polega na tym, że trzeba pod specjalnym kątem ułożyć ręce czy nogi albo trzymać odpowiednie napięcie mięśni. Polega na odpuszczeniu kontroli. Pamiętam jednego z moich nauczycieli, Nepalczyka, który podczas savasany chodził po sali i podnosił nam ręce albo nogi o kilka centrymetrów nad ziemię a następnie je puszczał sprawdzając, czy dana część ciała swobodnie opadnie czy zawiśnie, utrzymywana napięciem mięśni. I kiedy miała miejsce ta druga sytuacja, komentował „ty jesteś przecież trup, trup nie podnosi rąk!”. Nauczyłam się od niego naprawdę wiele, a zrozumienie savasany jest właśnie jedną z tych rzeczy: jesteś trup, trup nie podnosi rąk, trup nie wzdycha.
Odłóżmy na chwilę rozważanie czy savasana jest jeszcze „tylko” asaną czy już pratyaharą. Spójrzmy na nią najpierw z czysto fizycznego punktu widzenia. To jest czas dla Twojego ciała, żeby odpocząć. I nieważne, czy masz za sobą męczącą sesję power jogi czy powolną i niespieszną godzinę jogi yin – tkanki Twojego ciała poddane były naciskowi, napięciu lub rozciąganiu. Zasłużyły na chwilę odpoczynku, na zintegrowanie tego, co się wydarzyło podczas praktyki. Jest to moment, kiedy Twój oddech się uspokaja, spowalnia więc automatycznie bicie serca. Wszystkie mięśnie się rozluźniają – nie walczysz już w żaden sposób z grawitacją, ale się jej całkowicie poddajesz. Możesz też w tej pozycji wreszcie uświadomić sobie, czy przypadkiem nie zaciskasz nawykowo szczęki albo brzucha, czy wokół Twojego kręgosłupa nie ma żadnych stałych napięć, które utrzymują się niezależnie od ułożenia ciała. Zamykając oczy dodatkowo odcinasz się od części bodźców zewnętrznych i pozwalasz „odpocząć” swojemu układowi nerwowemu. Aktywuje się nasz układ przywspółczulny (parasympatyczny), który odpowiada za procesy re generacji i reguluje trawienie – można się czasem spotkać ze stwierdzeniem, że przeciwieństwem trybu „uciekaj albo walcz” jest tryb „odpoczywaj i traw”: nasze ciało, pobudzone i zestresowane, ma ważniejsze rzeczy do zrobienia niż przejmowanie się treścią jelitową. Z kolei kiedy odpuszczamy, wchodzimy w stan relaksu, organizm zajmuje się przede wszystkim trawieniem i wszystkimi procesami wewnętrznymi.
Czas wrócić do pratyahary, która mogła zabrzmieć trochę tajemniczo. Patanjali w swoich słynnych sutrach określił 8 fundamentów jogi. Wśród nich znajdziesz oczywiście asany, czyli to, co praktykujemy na macie, ale nie tylko. Jedną z podstaw jogi jest pratyahara, wycofanie zmysłów, świadomy relaks. Wbrew temu, co może się wydawać, savasana nie jest momentem na krótką drzemkę przed powrotem do domu. Jest momentem wyciszenia, odcięcia się od bodźców zewnętrznych, uspokojenia ciała, zatrzymania potoku myśli. Właściwie często myślę o medytacji jako połączeniu pratyahary, czyli relaksu, z dharaną, czyli koncentracją: kiedy nauczysz się relaksować i zachowywać jednocześnie skoncentrowany umysł, wydarzy się dhyana, medytacja. To właśnie praktyka savasany – a nie asan – jest tym, co w głównej mierze pomaga Ci zachowywać spokój umysłu pomiędzy jedną a drugą praktyką na macie. Nauczenie się jej nie jest łatwe – wydaje nam się przecież, że relaks to chwila z książką i kubkiem herbaty albo przeglądanie Instagrama podczas przerwy na kawę w pracy. Te czynności mogą być oczywiście w pewien sposób odprężające – odcinamy się przecież na chwilę od stresorów – jednak z punktu widzenia naszego mózgu nie jest to relaks – wciąż przecież trafiają do niego nowe informacje, które musi przetwarzać. Z powodu nieco wypaczonej definicji słowa relaks i ciągłego nastawienia na działanie, ciężko jest nam zaakceptować fakt, że przez 10 minut mamy po prostu leżeć i zupełnie nic nie robić. Mało tego! Nie tylko ciało jest nieruchome, ale również i umysł – staramy się go wyciszyć, nie fantazjować na temat nadchodzącego weekendu, nie rozpamiętywać stresów z pracy, nie wałkować wciąż i wciąż kłótni z koleżanką, nie wspominać udanej randki. Trudność savasany jest tym większa, że podczas tej praktyki nie możemy „podejrzeć” albo sprawdzić jak robią to inni, jesteśmy zdani tylko na siebie. Tu jednak zaczyna się nauka medytacji, tu łagodzimy skutki długotrwałego stresu, tu osiągamy spokój umysłu.
Jeśli więc jesteś nagminnym savasanowym śpiochem, masz przed sobą tyle samo pracy, co kolega nerwowo mrugający oczami albo przebierający palcami. Następnym razem spróbuj wsłuchać się w swój oddech. Możesz sobie wyobrazić jak z każdym wydechem pozbywasz się z ciała napięć a z głowy wyrzucasz niepotrzebne myśli czy zmartwienia. Możesz sobie wyobrazić uczucie ciężkości w ciele. Możesz też „skanować” swoje ciało od stóp aż do głowy w poszukiwaniu napięć i świadomie je rozluźniać. Technik jest wiele. Podążaj za głosem nauczyciela albo – jeśli pozostawia on cichą przestrzeń podczas savasany – zapytaj go przed zajęciami jak się wyciszyć. Pomocny może okazać się też specjalny woreczek na oczy wypełniony zazwyczaj siemieniem lnianym i nierzadko też lawendą.
A wracając do pytania postawionego na początku – nie, nauczyciel nie przegląda fejsa w czasie savasany. Instragrama też nie. I nawet nie czyta artykułów na Boso na macie. Po prostu jest. Trzyma dla Was bezpieczną przestrzeń, w której możecie się rozluźnić.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!