Joga powięziowa, czyli jaka…?
Joga powięziowa, czyli jaka…?
W poprzednim artykule wspomniałam o jodze powięziowej. Użyłam tego sformułowania w kontekście jogi yin, bo faktycznie czasem używa się tych określeń zamiennie. Czy jednak jest to w pełni poprawny skrót myślowy i czy joga powięziowa może być praktykowana tylko w stylu yin?
Jeszcze jakiś czas temu pewnie odpowiedziałabym, że tak. W końcu w jedynej dostępnej polskojęzycznej pozycji poświęconej jodze yin autorstwa Berniego Clarka możemy przeczytać, że mięśnie są yang – i to one pracują podczas „zwykłej” jogi, zaś powięź (a także więzadła i ścięgna) jest yin – i właśnie ten styl jogi pozwala nam docierać do tych struktur w naszym ciele, które są mniej elastyczne i nie zmieniają formy i kształtu tak łatwo i szybko jak mięśnie. A jednak w miarę poznawania sposobu funkcjonowania ciała, w miarę rozwijania własnej praktyki, próbowania nowych elementów, bawienia się i odkrywania, w miarę poszerzania mojej wiedzy na temat powięzi doszłam do innych wniosków i oto mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć: vinyasa joga może być tak samo jogą powięziową jak joga yin.
Aby obronić moją śmiałą tezę, opowiem Ci co nieco o powięzi. Na koniec oczywiście możesz wysnuć własne wnioski. Wcale nie musisz mi wierzyć – tak naprawdę nawet lepiej będzie, jeśli zakwestionujesz moje słowa i sprawdzisz na sobie. Może odkryjesz coś nowego i fascynującego? Zanim jednak przeniesiesz się na matę celem doświadczania – zapraszam do dalszej lektury!
Zacznijmy od podstaw. Czym w ogóle jest powięź? Słowo to wydaje się być w ostatnim czasie do tego stopnia „modne”, że nawet jeśli nie do końca wiemy, co się za nim kryje, głupio jest nam pytać, żeby nie wyjść na ignorantów. Powięź to nic innego niż tkanka łączna, z której zbudowane jest wiele struktur w naszym ciele (między innymi ścięgna czy torebki stawowe), jednak nas najbardziej interesuje zazwyczaj jeden konkretny rodzaj powięzi – biała błonka otaczająca nasze mięśnie. Jeśli kiedyś widziałeś/aś surowe mięso, kojarzysz na pewno o czym mówię. Ledwie widoczna, prawie przezroczysta błonka wydaje się być zupełnie nieistotna, zwłaszcza w porównaniu z dużym, silnym mięśniem – właśnie dlatego tak długo była przez zachodnią naukę traktowana „po macoszemu”. A jednak, mimo że tak niepozorna, powięź spełnia mnóstwo istotnych funkcji w ciele a jej możliwości zadziwiają.
Po pierwsze, powięź pełni funkcję ochronną dla naszych mięśni oraz dba o ich odpowiednie nawilżenie. To ona również najbardziej „obrywa” w wyniku naszych złych wyborów. Jedzenie produktów odzwierzęcych, picie alkoholu, przebywanie w zadymionych pomieszczeniach, zbyt mała ilość świeżych owoców i warzyw w diecie… To wszystko trafia bezpośrednio w naszą powięź, która – w wyniku odwodnienia – lekko „sztywnieje”. Co Ci po elastycznym mięśniu, jeśli uwięzisz go w klatce powięzi, która ucierpiała w wyniku niewłaściwej diety… Możesz to łatwo sprawdzić – następnym razem, kiedy zdarzy Ci się wypić trochę (lub trochę więcej…) wina ze znajomymi, sprawdź czy Twoja elastyczność nie ucierpiała następnego dnia. Oczywiście o ile zdarza się to sporadycznie, ciało świetnie sobie poradzi z takimi wpadkami, nie musisz się więc obawiać, że w jeden wieczór zrujnujesz wszystko, na co pracowałeś/aś przez ostatnie miesiące.
Po drugie, na powierzchni powięzi mogą tworzyć się zgrubienia (widoczne podczas sekcji zwłok, ale wprawne oko terapeuty powięziowego zobaczy to bez konieczności uśmiercania pacjenta) – zazwyczaj w wyniku długotrwałego napięcia lub niewłaściwej postawy nawykowej, którą przyjmujemy podczas wykonywania codziennych czynności.
I w ten sposób dotarliśmy do dwóch kwestii, na które chciałam zwrócić uwagę. Pierwsza z nich – choć to mogło się nasunąć na myśl już na początku – powięź jest integralną częścią naszego układu ruchowego. To oznacza, że kiedy my się ruszamy, rusza się też powięź. Zawsze, podczas każdej aktywności fizycznej – czy to jest joga, czy bieganie, czy wyciskanie ciężarów na siłowni – powięź również się rusza. Mówienie, że jest inaczej to jak mówienie, że możemy wykonać jakiś ruch bez udziału układu kostnego czy mięśniowego… Istnieją jednak takie ruchy, które powięź „lubi” bardziej, i takie, które niezbyt jej się podobają – i tu docieramy do kwestii numer dwa.
Podczas wykładów zwykłam mówić, że istnieją zasadniczo dwa rodzaje ruchu – i tego się trzymam. Pierwszy z nich to ruch autentyczny, spontaniczny, który pojawia się sam i jest naszą naturalną potrzebą. Wystarczy poobserwować przez chwilę dziecko, żeby to zrozumieć: od urodzenia robi wszystko, by nauczyć się chodzić. Najpierw zaczyna podnosić główkę, później pełza, raczkuje i wreszcie staje na dwóch nogach by uczyć się pierwszych kroków. Obserwacja dziecka jest ciekawa jeszcze z co najmniej jednego powodu: nikt nie zdążył jeszcze go nauczyć co „wypada” a co nie. Dziecko nie zastanawia się, czy może teraz ziewnąć albo kichnąć. Nie analizuje sposobu podnoszenia zabawki z ziemi – po prostu to robi i nie wie czy nie przeciąża teraz odcinka lędźwiowego. To jest właśnie ruch autentyczny: wynikający z naszych potrzeb, naturalny, odpowiadający naszemu ciału. Z wiekiem coraz bardziej tłumimy ten rodzaj ruchu – za ziewanie na lekcji polskiego grozi nam jedynka a przeciąganie się i uwolnienie skumulowanego w ciele napięcia poprzez westchnięcie podczas spotkania z klientem może zostać odebrane jako brak szacunku. Tłumimy więc naturalne odruchy i trzymamy wszystkie napięcia w sobie. Wiemy jednak, że ruch to zdrowie, dlatego po pracy idziemy na fitness, siłownię lub jogę. I tam wykonujemy drugi rodzaj ruchu: ruch wyuczony. Nie jest to spontaniczna ekspresja, jest to precyzyjny ruch, dla każdego taki sam. I nie zrozum mnie źle – to bardzo dobrze, że instruktor fitness każe trzymać kolana nad kostkami w czasie przysiadu a nauczyciel jogi pilnuje byś skłony robił(a) z prostymi plecami. Te wzorce, których używamy w trakcie ćwiczeń ruchowych nie wynikają z potrzeby zaspokojenia poczucia estetyki prowadzącego zajęcia, ale powstały na podstawie aktualnego stanu wiedzy na temat anatomii i biomechaniki ruchu. Tylko postępując zgodnie z instrukcjami zapewniasz sobie bezpieczeństwo w czasie zajęć – inaczej narażasz się na kontuzję kolan (przy przysiadzie) lub przeciążenie kręgosłupa (przy skłonach). Nie zachęcam Cię więc w żadnym wypadku do bojkotowania tego ruchu i absolutnie nie uważam, żeby był „gorszy” czy mniej potrzebny od ruchu autentycznego. Jak to zazwyczaj w życiu bywa, i tu chodzi o proporcje i subtelne niuanse. Reasumując – ruch autentyczny to ulubiony rodzaj ruchu powięzi. To poprzez spontaniczne działania mamy okazję uwolnić napięcia w ciele i poruszać się w sposób optymalny dla naszej budowy. Jednak wykonując ćwiczenia fizyczne, kiedy to przybieramy – jakby nie spojrzeć – nienaturalne pozycje, należy przestrzegać płaszczyzn ruchu i słuchać instruktora.
Po tych zawiłych wyjaśnieniach, mogę wreszcie wrócić do mojej tezy z początku artykułu – jakoby vinyasa joga mogła być jogą powięziową. Mając już wiedzę, którą przedstawiłam powyżej, o ruchach „powięziolubnych” i innych, zapewne sklasyfikujesz od razu zarówno vinyasę do ruchu wyuczonego. Patrząc jednak pod tym kątem, również joga yin zostałaby uznana jako ruch wyuczony – przecież nauczyciel mówi jaką pozycję przybrać, jak ułożyć w niej nogi, ręce… Wspomniałam jednak wyżej, że chodzi o niuanse. Możesz wykonywać Powitanie Słońca twardo i sztywno, jak robot. Ręce do góry, skłon, przeskok, kij… Możesz panować nad swoim ciałem wcale go nie czując. A możesz też wykonać te wszystkie asany miękko, wsłuchując się w ciało, pozwalając mu na swobodną ekspresję – w ramach danego wzorca ruchu. Żeby dać Ci wyobrażenie, o co mi chodzi, pozostanę przy Powitaniu Słońca, a konkretnie przy skłonie. Naturalnie skłon należy wykonać z zachowaniem prostych pleców. Możesz jednak pozwolić sobie na miękkość w tej asanie – ugiąć delikatnie kolana, po wejściu w skłon wykonać koci grzbiet wyciągając kręgosłup i rozciągając klatkę piersiową a następie pozwalając górnej części ciała „zawisnąć” i całkowicie się rozluźnić, spróbować wyprostować kolana, może znów je ugiąć… I tak samo miękko, wsłuchując się w ciało przejść do chaturangi. Kiedy wykonujesz późniejsze asany, w wojowniku II możesz ustawić się przy ścianie i dążyć do perfekcji. A możesz też zrotować uda na zewnątrz, pozwolić by ruch rąk wyszedł z Twojej klatki piersiowej (może spróbuj najpierw wykonać w tej pozycji lekki koci grzbiet?), poczuć jak ręce lekko, niemal bezwysiłkowo rozciągają się na boki a barki poddają się grawitacji i opadają w dół… A Ty, królewskim gestem, jakby na Twojej głowie była korona, lekko i powoli odwracasz głowę w stronę przedniej ręki. Brzmi przyjemnie, prawda? Właśnie w ten sposób możemy do każdej praktyki wprowadzić elementy jogi powięziowej. Słuchać ciała. Pozwolić mu na swobodną ekspresję w danej pozycji. Poddać się grawitacji. Opuścić bez strachu cały ciężar na stopy i wyciągnąć kręgosłup w górę. Poruszać się miękko, z gracją, uśmiechając się. Być może od czasu do czasu zrobić między asanami przerwę na przeciągnięcie się, ziewnięcie, poruszenie barkami czy rozluźnienie nóg – podążając za tym, co podpowiada Ci Twoje ciało. Może nie potrzebujesz przerwy, a może chcesz wykonać jakiś ruch, by uwolnić nagromadzone napięcie? W ten sposób Twoje mięśnie mają okazję się wzmocnić a Ty wychodzisz z jogi lekki/a, pozbywszy się napięć dnia codziennego i nie nabawiwszy się nowych, związanych ze stresem utrzymania idealnej pozycji.
Takiej praktyki właśnie Ci życzę – dostosowanej do potrzeb Twojego ciała w danym dniu. Bo to, że wczoraj Twoje ciało miało ochotę wykonywać szpagat, nie oznacza, że dziś również jest to dobry pomysł. Zamiast starać się panować nad ciałem, ucz się z nim współpracować, a wtedy każdy ruch będzie ruchem powięziowym i każda joga będzie jogą powięziową.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, nie chcemy wprowadzać opłat za czytanie artykułów.
Dlatego też zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas drobną kwotą, niech to będzie symboliczne 5 złotych. Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł, trafił do Ciebie, był pomocny albo interesujący - kliknij "WSPIERAM".
Gdy każdy z naszych czytelników zrobi tak choć raz w miesiącu będziemy mogli rozwijać się dla Was.
Monika Młynarczyk
Nauczycielka jogi powięziowej w wersji yin oraz dynamicznej
Jej głównym celem jest sprawić, by inni poczuli się lepiej i nauczyli się bezwarunkowej miłości do własnego ciała. Fascynuje ją przede wszystkim działanie ludzkiego ciała, zgłębia więc tajniki pracy powięzi oraz wpływu pożywienia na ciało i duszę poprzez kroczenie ścieżką surowej wegańskiej diety. Prowadzi kameralne studio jogi Złap balans w Lublinie oraz warsztaty w Polsce i za granicą. Możecie ją znaleźć na Facebooku: Złap balans – joga i medytacja oraz dołączyć do polskiej grupy poświęconej jodze yin Yin joga Polska, by tam dzielić się wiedzą i doświadczeniem z innymi praktykami tej metody oraz rozwiewać pojawiające się wątpliwości czy odnaleźć odpowiedzi na pytania.