A czasem tylko siedzę …
28/11/2018
„Dzięki jodze uczymy się koncentracji uwagi. Praktyka jogi jest praktyką koncentracji. Kiedy praktykujemy jogę, powinniśmy się skupić – czyli skoncentrować.” Tego typu stwierdzenia bierzemy bardzo poważnie. Tym poważniej, im bardziej koncentracji potrzebujemy. W końcu część osób właśnie dlatego na jogę się zapisuje, żeby choć na chwilę wyrwać się z kołowrotu zdarzeń, myśli, obrazów, obaw o przyszłość i rozpamiętywanych żalów. Czujemy się czasem jak pasażer auta pędzącego po ulicach wielkiego miasta, a my z nosem przylepionym do szyby, poddani zmienności bodźców, marzymy o tym, żeby na chwilę wysiąść, usiąść na drewnianej ławce w zaniedbanym parku i bezmyślnie pogapić się w niebo. Joga ma być takim desperackim ćwiczeniem na wyrwanie się z tego zamieszania w głowie, a więc na skoncentrowaniu się na tym jednym, jedynym, które jest ważne, bo jest proste i jest teraz.
Z całym wysiłkiem próbujemy więc się koncentrować i natychmiast okazuje się, że to wcale nie taka prosta sprawa. Brew się nam marszczy, oczy mozolnie punktu skupienia wypatrują, mocujemy się z oddechem, żeby jakoś go okiełznać. Pomimo tego koncentracja ucieka, a do głowy zaglądają najdziwniejsze myśli. A wiadomo – kiedy myśli przychodzą, to z koncentracji nici. Gdy wreszcie udaje nam się na chwilę stan koncentracji osiągnąć, gubimy go nieoczekiwanie, bo nasz wzrok zaintryguje jakaś błahostka lub niespodziewany dźwięk wtargnie do naszej wewnętrznej ciszy. Wracamy wtedy do praktyki, żeby się znowu skoncentrować i staramy się w dwójnasób. W końcu w takiej kulturze jesteśmy wychowani, że jak coś nie wychodzi, trzeba próbować mocniej.
To bywa nawet trochę irytujące. My staramy się poważnie praktykować, angażujemy czas i wysiłek, dajemy z siebie wszystko, a tu nagle rozpraszają nas jakieś myśli, nie mające żadnego związku z praktyką. Łapiemy się np. na tym, że myślimy o tym, co będzie na obiad albo o wakacjach na drugiej półkuli, na które pewnie nigdy się nie wybierzemy, albo o tym półuśmiechu sprzed 20 lat, który do dzisiaj nas intryguje, bo był być może jedynie złudzeniem. A najgorsze jest to, że 90% myśli, które przychodzą nam do głowy nie ma żadnego znaczenia. Ustawiamy więc te wszystkie myśli w dwuszeregu i każemy im maszerować do poczekalni, gdzie mają grzecznie usiąść i cierpliwie czekać aż skończymy praktykę. Na chwilę wydaje się, że udało nam się te myśli okiełznać, ale na ich miejsce przychodzą nowe.
Ale to jeszcze nic. Największą przeszkodą w koncentracji jest ta myśl, że właśnie mamy się skoncentrować. Myśl to wyjątkowo zdradliwa, bo wydaje się być częścią samego procesu koncentracji, zlewa się z tłem i łatwo ją przeoczyć, a jeszcze łatwiej zaakceptować. Przecież jesteśmy przyzwyczajeni do takiego algorytmu, w którym żeby coś osiągnąć, trzeba to najpierw pomyśleć, a potem z żelazną konsekwencją wprowadzić w życie. Aby się skoncentrować, zaczynamy więc mniej czy bardziej świadomie stosować najrozmaitsze procedury, o których gdzieś wyczytaliśmy czy usłyszeliśmy. Próbujemy się więc jeszcze bardziej zrelaksować, mocniej skupić uwagę na oddechu i w rezultacie skupiamy się na tym, że właśnie się koncentrujemy, zamiast koncentrować się naprawdę.
Kiedy wreszcie zmęczeni tą zabawą w chowanego, trochę zniechęceni, przestajemy w końcu z własnymi myślami walczyć, zaczyna się dziać coś bardzo interesującego. Pojawia się przyjemne uczucie dystansu, rodzaj niezobowiązującej ciekawości i jakoś tak sami z siebie wpadamy w stan skupienia. Okazuje się wtedy, że koncentracja nie jest wcale złożonym procesem, który trzeba zaimplementować w pulsujący rozproszeniem umysł. Koncentracja jest stanem, który się wydarza, kiedy przestajemy się tak bardzo starać, żeby się skoncentrować. Kiedy praktykujemy jogę nie robimy tego, żeby się skoncentrować, ale żeby stworzyć przestrzeń dla koncentracji. Kiedy nasz umysł znudzi samym sobą, stan koncentracji staje się faktem. Tak, jak faktem jest pustka w pomieszczeniu, w którym do niedawna kłębił się tłum dyskutujących i żywo gestykulujących gości. Ta cisza i spokój, kiedy wszyscy wyjdą z przyjęcia może być nawet obezwładniająca, bo aż tak rzeczywista, ale jest to cisza intrygująco przyjemna, bo odczuwana jako stan pierwotny i naturalny.
Joga jest sztuką eksploracji tego, co jest – także braku koncentracji. Kiedy pojawia się jakaś myśl wystarczy ją obojętnie poobserwować. Dotyczy to także myśli, żeby jeszcze coś poprawić w procesie koncertowania się. W końcu myśl ta jest jeszcze jednym elementem rzeczywistości, którą obserwujemy – podobnie, jak sztywniejące kolano, szum deszczu za oknem, zapach drożdżówek z piekarni. Koncentracja jest zrelaksowana – bez wysiłkowa, jak jedzenie ulubionej potrawy, słuchanie melodii, która wpada w ucho, bezmyślne gapienie się na przypływ oceanu. Ważne jest nie to, jak długo koncentrację potrafimy utrzymać, ale że potrafimy do niej wracać. Bo stan koncentracji pojawia się i znika, żeby potem znowu się pojawić. Trochę tak, jak w starym dowcipie – czasem siedzę sobie i myślę, a czasem tylko siedzę.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".