Nieznośna ulotność jogi
22/01/2020
W jodze jest dużo zmienności. Budowane z pasją asany, stabilny i spokojny oddech, skupienie uwagi do wewnątrz, radosna pustka przepełniająca umysł po praktyce – to wszystko przychodzi i odchodzi. W praktyce wzloty i upadki są na porządku dziennym. Postęp przeplata się z regresem. Sukces zaskakuje w chwili największego znużenia. Trochę tak, jakbyśmy za każdym razem zaczynali od nowa, nie do końca wiedząc, czego akurat dzisiaj możemy się spodziewać.
Joga bywa czasem nieznośnie ulotna. Trudno ją okiełznać, udomowić, zarezerwować na stałe. Co i rusz wyrywa się nieokiełznana, przecieka przez place jak woda, gubi się, jak jakaś intrygująco nowa melodia w szaroburym turkocie wielkiego miasta. Powracamy do niej, uzależnieni od ekstatycznego spokoju i pełnego energii zmęczenia, bo w końcu skosztowaliśmy już jej owoców i jakoś trudno bez niej wyobrazić sobie dzień. Ale przecież nigdy nie możemy powiedzieć, że jest nasza. W ten sposób codzienna praktyka trochę bezwzględnie uczy nas nieprzywiązywania się (vairāgya), trudnej sztuki zadowolenia z tego, co akurat kapryśnie zdecydowała się nam danego dnia podarować (santoṣa), a także umiejętności „nie-gromadzenia”, „nie-kumulowania” (aparigraha) – wyrafinowanych, trudnych asan, ulotnych olśnień, prawie dopełnionych spełnień oraz tych upojnych chwil, kiedy już bez żadnych wątpliwości wydaje nam się, że wreszcie rozumiemy, na czym to wszystko polega i czemu służy.
Nie jest to konstatacja bynajmniej oryginalna. Fakt ten odnotowuje już np. Kaṭha Upaniṣad, w której można znaleźć wiele ciekawych spostrzeżeń na temat praktyki jogi. Specjaliści spierają się kiedy dzieło to powstało. Niektórzy datują je na V w. p.n.e. Jego druga część powstała jednak zapewne kilka wieków później. A zatem joga, o której czytamy w Kaṭha Upaniṣad z konieczności różni się w jakimś stopniu od tej, którą my praktykujemy. Dla autora (autorów?) dzieła praktyka oznacza jogę umysłu – „stabilne skupienie zmysłów” (sthirāmindriyadhāraṇā) – ale także w tym przypadku nie jest ona dana raz na zawsze. Przeciwnie Kaṭha Upaniṣad podkreśla, że joga przychodzi, rodzi się, pojawia się (prabhava) i odchodzi, ginie, zanika (apyaya). (6.11) Wygląda więc na to, że pomimo upływu wieków pewne rzeczy się nie zmieniły.
Może jednak ulotność jogi nie wcale taka zła. Przecież nie chcielibyśmy chyba, żeby coś, co uważamy za wyjątkowe stało się jeszcze jednym elementem szarej codzienności – jak poranne mycie zębów czy stare, przydeptane kapcie. To, że naszą jogę musimy codziennie zdobywać, troszczyć się o nią i zabiegać oraz cierpliwie znosić jej kaprysy, dodaje praktyce wartości. Nasza relacja z jogą jest nieustająco otwarta – niczego nie zaklepaliśmy, nie mamy z nią podpisanej umowy, nikt nikomu nic do końca nie obiecał. Może to właśnie czyni ją intrygującą i stymulującą? Może dlatego z niecierpliwością czekamy na kolejny dzień praktyki, bo przecież nie wiemy do końca, co się może podczas niej wydarzyć?
Oczywiście, osoby, które osiągnęły już stan oświecenia i doszły do kresu swojej jogicznej drogi takich dylematów zapewne nie mają. Jak potwierdzają najrozmaitsze klasyczne teksty, w tym Bhagavadgītā, ich zmysły wycofane są do środka (BhG 2.58), więc pewnie nie rozprasza ich taniec dnia codziennego. Osoby takie są także w stanie permanentnego połączenia z samym Sobą, a ich wiedza jest w pełni ugruntowana (sthitaprajñā) (BhG 2.55). Tyle tylko, że osoby oświecone oddziaływają raczej przez swoją obecność. Nie czytają i nie piszą więc internetowych blogów o jodze i nie mogą wyjaśnić, jak to jest, gdy ulotność zastępuje stabilność, wątpliwości ucisza dyskretna pewność, a pragnienie zostaje do końca i już na zawsze zaspokojone.
Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".