Życie przed i po jodze
28/07/2017
Mam teraz taki czas w życiu, kiedy spoglądam na „tu i teraz” przez pryzmat jogi i na to, co wniosła w dzień powszedni. Bacznie przyglądam się rzeczom, które się wydarzają, przyglądam się emocjom, jakie we mnie budzą, jakie umierają i na to, jacy ludzie zapukali do mych drzwi.
Zaczęło się prozaicznie od przeniesienia szkoły w nowe, zupełnie czyste energetycznie miejsce. Miejsce wyremontowane przez właścicieli z myślą o szkole jogi – to w tym jest najpiękniejsze, bo powstawało ono rękoma rodziny mojej uczennicy. Zatem już na wstępie nikt nie gmerał i nie gmatwał energetycznie w tym miejscu. Niby zmiana murów, bo bez dodatkowej reklamy a miejsce przyciągnęło do siebie zupełnie nowych uczniów chcących uczyć się właśnie u nas. Są wśród nich również tacy (a chyba mam na myśli jedną konkretną osobę, ale z przekory napiszę w liczbie mnogiej, aby nikt nie zorientował się o kim piszę, choć w sumie nawet nie wiem, czy ów ktoś ma fb i czytuje strony o jodze, bo w sumie to zaczyna swoją przygodę właśnie z tą formą). Wracając do „tych”- kiedy spotykasz człowieka, który pracuje z emocjami swoich pacjentów, do tego, kiedy wiesz,(bo Google prawdę Ci powie), że stosuje w tej pracy techniki medytacyjne i trafia do Ciebie na zajęciach… myślę sobie, że to prawdziwe szczęście i najzwyczajniej uśmiecham się do ów człowieka.
Mimo wszystko mocno wierzę w to, że wszystko jest energią a pojawienie nowego miejsca coś mi w duszy otworzyło i że ta wolna przestrzeń powoli się zapełnia.
Lubię właśnie w takich momentach, kiedy dzieją się rzeczy odległe od naszego rozumu, przypominać sobie, że w tym życiu „przed jogą” tego nie widziałam i nie czułam. Bo tak chyba mogę spokojnie podzielić je na to, co „przed jogą” i na to co „po jodze”. To życie, które jest „teraz i tu” jest wciąż konsekwencją doświadczania jogi poza matą.
Franio wczoraj miał sensacje żołądkowe po zjedzeniu niewielkiej ilości żółtej papryki ze skórką (tak właśnie, mama joginka też popełnia absurdalne gafy w swoim życiu). Pan mąż był na treningu… a ja właściwie zadzwoniłam ze spokojem w sobie poinformować, co dzieje się z naszym dzieckiem, nie oczekując, że skończy trening wcześniej, bo przecież w nosidle mogłam go nosić sama. Puściłam zatem Kubę Badacha z zespołem i tuliłam do siebie, zmieniając po trzykroć nasze ubrania 😉
Ten spokój w sobie chyba najbardziej lubię i doceniam. Bardzo rzadko daję się ponosić emocjom… bo w szale przecież nie dzieje się nic dla nas dobrego. A kiedy w trudnych chwilach mechanizm „slow down” włącza się sam, doceniam to, co pomogła mi w sobie zmienić praktyka jogi.
Pomaga mi w tym również mieszkanie w małym mieście, nieposiadanie tv oraz grono przyjaciół, z których zdecydowana większość pochodzi z tego życia „po jodze” 😉

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl