Z uśmiechem
7/02/2018
Kiedyś byłem na warsztatach z Richardem Freemanem, podczas których opowiadał opowiadał o jogicznym oddechu. Richard jest nie tylko wielkim nauczycielem jogi i znawcą jej teoretycznych zawiłości, ale ma rzadką zdolność malowania obrazów słowami. Kiedy objaśnia jakąś pozycję, mówi o technikach medytacji czy ćwiczeniach oddechowych, jego metafory nie tylko głęboko zapadają w pamięć, ale także wręcz same układają ciało – tak jakby dążyło ono, by choć trochę dopasować się do sugestywności naszkicowanego obrazu. Kiedy Richard rysował nam tajniki jogicznego oddychania, zwracał uwagę, aby podczas oddychania rozluźnić nasze podniebienie… tak, jak gdybyśmy się uśmiechali.
Nie chodzi tu oczywiście o to, by podczas ćwiczeń oddechowych pokazywać całemu światu ósemki, ani żeby być wiecznie uchachanym na macie podczas praktyki asan. Mówimy bardziej o uśmiechu wewnętrznym, stonowanym, pełnym łagodności, spokoju i współodczuwania. Nie wchodząc w subtelności, związane ze znaczeniem rozluźniania podniebienia i jego związkiem z przepływem energii w naszym ciele (znakomicie tłumaczy to najnowsza książka Richarda Freemana i Mary Taylor, „The Art of Vinyasa”), taki wewnętrzny „uśmiech” doskonale sprawdza się podczas praktyki jogi także pod wieloma innym względami.
Czasem na macie widzi się osoby, które skupione, pełne wewnętrznej determinacji wtłaczają swoje ciała w kolejne pozycje. Ich szczęki są zaciśnięte, a oddech krótki i rwany – trochę tak, jakby toczyli ciężki głaz pod górę po stromym zboczu. Odhaczają asana po asanie, jak koleje „tragety” w korporacjach. Od samego patrzenia można się zmęczyć. Chciałoby się napisać, że w takim podejściu do praktyki głównie celują panowie, ale to nie do końca prawda. Zdarzają się również i joginki, które podobnej melodii „targetów” dają się porwać do morderczego tanga.
Nie chcę przez to powiedzieć, że podczas praktyki (nie tylko tej fizycznej zresztą) nie trzeba być skupionym, konsekwentnym i stabilnym. Wręcz przeciwnie – jest to ważne. Ale równie ważne jest to, żeby być rozluźnionym i dać się delikatnie ukołysać rytmowi oddechu. O tym, że asany powinny być stihra i sukha pisałem zresztą przy innej okazji (więcej tutaj). Wewnętrzny uśmiech jest podczas praktyki istotny jeszcze z jednego powodu. Łatwiej przy takim uśmiechu o dystans do siebie, wykonywanych asan, do swojej praktyki wreszcie.
Wszyscy praktykujemy jogę, będziemy więc żyli bardzo długo i w dobrym zdrowiu. Nie da się jednak ukryć (uwaga spoiler alert!), że w pewnym momencie nasza fizyczna praktyka przestanie się rozwijać, osiągnie pewne plateau, a potem zacznie się łagodnie (miejmy nadzieję) zwijać. Oczywiście, zakładam wersję najbardziej optymistyczną, w której miejsca nie ma na paskudne choroby czy wypadki. Tego się jednak wolę trzymać, nawet jeśli w tyle głowy pobrzmiewa mi czasem zdanie Jacka Fedorowicza, że „wszyscy optymiści to tacy pogodni kretyni”. Kiedy nasza fizyczna praktyka fazę taką osiągnie, pozostaną nam oczywiście inne, równie ważne, jej aspekty, jak choćby ćwiczenia oddechowe czy medytacja. Ale fakt pozostaje faktem, że nasze dzisiejsze asany, choć mogą wydawać się nam niedoskonałe i za mało zaawansowane, będziemy kiedyś wspominać z rozrzewnieniem i odrobiną dumy. Czy jest więc sens napinać się, że nie jesteśmy w stanie zrobić mostka, kiedy robimy przecież takie świetnie przygotowanie do niego? Czy warto samobiczować się mentalnie, że ciągle nie zrobiliśmy porządnie stania na rękach, dla wielu tego świętego graala instagramowej jogi, skoro całkiem nieźle potrafimy stać na głowie? Czy nie lepiej uśmiechnąć się do siebie wewnętrznie, rozluźnić podniebienie i cieszyć się oddechem oraz płynącą wraz nim praktyką?
Nie mówię, żeby nowych wyzwań nie podejmować i asan, trudnych na danym etapie praktyki, nie oswajać. Ale czasem potrzeba na to czasu, czasem zupełnie nieoczekiwanie same przychodzą, a niekiedy nie będą nigdy możliwe. Ale do nowych wyzwań zawsze łatwiej podchodzi się z uśmiechem.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".