Wyjeżdżać czy nie wyjeżdżać?
30/01/2019
Dobrze jest praktykować jogę na wyjeździe. Możliwości jest w końcu sporo. Można pojechać gdzieś w Polskę, do jakiegoś cichego pensjonatu na odludziu. Wokół las i spokój, codzienne zajęcia jogi, pyszna wegańska kuchnia. Można także wybrać się nieco dalej, w ciepłe kraje, np. do Indii. Słońce przyjemnie grzeje, po praktyce można niespiesznie zjeść śniadanie z przyjaciółmi, zdrzemnąć się lub coś zajmującego poczytać. Joga wyjazdowa to z pewnością dobry pomysł.
Podczas wyjazdu mamy dużo czasu, nie musimy pędzić do pracy czy innych obowiązków. Nasza praktyka jest więc spokojniejsza, łatwiej się skupić i zrelaksować. Mamy także czas na popracowanie nad asanami, które ciągle nas jeszcze uwierają, czasem nawet na spróbowanie czegoś nowego. Wyjazd, zmiana otoczenia, nowi ludzie – to wszystko przełamuje również schematy, zarówno te dotyczące zachowań jak i te myślowe. Łatwiej nam się otworzyć, zaakceptować zmiany, wtulić się z ufnością w objęcia czegoś, co nieznane. A przełamywanie schematów i otwartość na zmianę zawsze się przydadzą. Nie bez przyczyny za twórcę i patrona jogi uznaję się Śivę, który jest bogiem zniszczenia i transformacji.
Taka joga ma jednak także pewne minusy. Po powrocie z atrakcyjnego wyjazdu czasem ciężko wrócić do przedwyjazdowej rzeczywistości. Zamiast ciszy i spokoju mamy hałas i karuzelę bieżących spraw. Zamiast niespiesznie praktykować w pełnym skupieniu musimy czasem nieźle kombinować, jak wykroić czas na jogę w ciągu dnia. Na głowę zwalają się nam znowu sprawy zawodowe i najrozmaitsze obowiązki rodzinne, które w końcu nie zawsze miodem smakują. Nie mamy już czasu na pogaduszki z przyjaciółmi, inspirujące lektury czy cudownie bezmyślne gapienie się na świat oszałamiający bogactwem swych form. Wtedy, między jednym a drugim spotkaniem w pracy, dochodzimy do wniosku, że dobrze byłoby gdzieś znowu wyjechać. W rezultacie zaczynamy niekiedy funkcjonować w nieustannym trybie „miedzy-wyjazdowym”, stajemy gościem we własnym świecie, bo przecież ciągle wracamy myślą do wyjazdów minionych lub zanurzamy się w przyszłości wyjazdów planowanych. Joga wyjazdowa potrafi uzależniać.
Dobrze jest praktykować jogę bez wyjeżdżania. Codzienna rutyna daje powtarzalność i przewidywalność. Rozkładamy matę w naszej ulubionej szkole, praktykujemy razem z nauczycielem, który nas zna i krok po kroku naszą praktykę rozwija. Łatwiej jest nam utrzymać stały rytm dnia, regularne pory posiłków, właściwą dietę. Nawet codzienne problemy w pracy czy w domu, ciągły pęd bieżących wydarzeń czy uderzające w nas czasem odpryski politycznego szaleństwa mogą być dobrą okazją do pogłębienia praktyki. W końcu medytowanie na rozgrzanym piasku, z widokiem na wieczorne słońce pluskające się w falach oceanu, jest o wiele łatwiejsze niż taka sama praktyka po ciężkim dniu w pracy. Gdy jesteśmy poddawani ciągłej presji rzeczywistości trudniej jest także wyłączyć umysł podczas codziennej praktyki, skupić się na oddechu, obserwować spokojnie jak asany łączą się z naszymi ciałem i puszczają się z nim w swój radosny taniec. Jeżeli zatem, pomimo tych wszystkich codziennych problemów i napięć, jesteśmy w stanie utrzymać regularną i dobrą praktykę, mamy szansę doświadczyć prawdziwej jogi – jogi pomimo wszystko, na przekór wyzwaniom i stresom, jogi w obliczu codzienności. W końcu wielkim joginem jest także Gaṇeśa, który znany jest z tego, że potrafi przezwyciężać wszelkie przeszkody.
Joga bez wyjeżdżania jest również doskonałym treningiem z przybywania w teraźniejszości. Jeśli dobrze się na niej skupić i zaufać jej rytmowi, możemy spróbować na chwilę wyzwolić się z trybu „między-wyjazdowego” i przestać żyć tym, co było lub będzie. Możemy skoncentrować się na praktyce samej, niezależnej od jakiejkolwiek otoczki, i czerpać z niej satysfakcję, wewnętrzny spokój i satysfakcję. W końcu najtrudniejsza nawet praktyka w teraźniejszości będzie zawsze lepsza od tej, która już minęła czy tej, której jeszcze nie ma.
Oczywiście, joga bez wyjeżdżania ma także pewien minus. Czasem zbyt łatwo wpadamy z rutynę, za często zamykamy się w sprawdzonych schematach i rozwiązaniach. Wtedy dobrze jest czasem gdzieś wyjechać …

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".