Wszystkie nasze katastrofy
20/03/2019
Nasz umysł jest niesamowitym narzędziem. Jest w stanie zaplanować lot na księżyc i przyjęcie urodzinowe na dwadzieścia osób, z których ponad połowa to wegetarianie, zaś dwie z nich właśnie zdecydowały się odstawić gluten. Jadąc samochodem, potrafimy zwolnić widząc ostry zakręt, bo przewidujemy, że może na drogę wyjdzie pies albo wiewiórka. Kiedy oglądamy film, potrafimy jednocześnie śledzić jego akcję i zastanawiać się, do jakiego końca ona doprowadzi, wymyślając często lepsze zakończenie niż sam scenarzysta. Staramy się przewidywać fluktuacje kursów walut i akcji na giełdzie, zmiany demograficzne w Chinach i wahania politycznych nastrojów w Wielkiej Brytanii po Brexicie. Potrafimy – czasem całkiem skutecznie – zapobiegać najrozmaitszym problemom i wpływać na bieg wydarzeń. Bez takiej zdolności przewidywania, wyobrażania sobie, co może się wydarzyć, antycypowania wszystkich możliwych opcji pewnie radzilibyśmy sobie o wiele gorzej w praktycznym życiu – jako jednostki i jako gatunek.
Za naszą umiejętność wyobrażania sobie przyszłości płacimy jednak pewną cenę. Niekiedy nasze myśli zbyt natarczywie wybiegają w przyszłość, kreśląc możliwe scenariusze wydarzeń. Czasem zbyt natrętnie zaczynamy zastanawiać się nad tym, co może pójść nie tak, jakie niebezpieczeństwo może nas spotkać, jaka katastrofa może się nam przytrafić. Jeśli jesteśmy w pracy i siedzimy – dajmy na to – za sterami Boeinga 777, pewnie nie jest to takie złe. Jeśli jednak nasze życie codzienne obraca się wokół tego, co złego może nas spotkać, to już gorzej. Czasem tego typu przypadłość naszego umysłu potrafi przybierać formy wręcz groteskowe. Leżymy sobie na plaży nad ciepłym morzem, a nasz umysł nagle wchodzi w zawiły dialog z kolegą z pracy, w którym chcemy wykazać, że potencjalne niepowodzenie naszego wspólnego projektu nie jest naszą winą. Fale szumią, słońce pieszczotliwie muska nasze stopy, a my skupiamy się na tym, co powiemy, gdy się okaże, że coś, co jeszcze się na dobre nie zaczęło, jednak się nie uda. Innym razem pojawia się przed nami jakaś szansa, nowa możliwość, okazja na doświadczenie czegoś innego, a my (zanim jeszcze cokolwiek zrobimy) zastanawiamy się, co może pójść nie tak i jak to wytłumaczymy sobie i innym. W rezultacie, zamiast cieszyć się chwilą odpoczynku czy spróbować czegoś nowego, skupiamy się na myśleniu o przyszłości i naszych obawach z nią związanych.
W teorii jogi tego typu skłonność zostałaby uznana za jeden z przejawów citta vṛtti, czyli poruszeń świadomości, przed którymi przestrzegał Patañjali. Ten rodzaj poruszeń świadomości nazywa się vikalpą – czyli wyobraźnią lub (jak to precyzuje Patañjali) wiedzą opartą na słowach, nie mających odzwierciedlenia w rzeczywistości (JS 1.9). Zdaniem niektórych komentatorów, vikalpa uaktywnia się szczególnie, gdy w naszym bezpośrednim otoczeniu zdarzy się coś, co padnie na podatny grunt naszych wcześniejszych przyzwyczajeń mentalnych czy wspomnień przeszłych myśli lub czynów (określanych czasem jako ślady odciśnięte na naszej świadomości – tzw. saṃskāry). Jeżeli na przykład cierpimy na deficyt wiary w swoje możliwości (bo coś nam kiedyś się nie udało albo ktoś nam coś kiedyś powiedział), nasz umysł będzie ochoczo podsuwał nam szeroki wybór scenariuszy możliwej porażki zanim jeszcze na dobre zaczniemy cokolwiek robić. Podobnie jeżeli mamy w zwyczaju patrzyć na przyszłość bardziej jako na zagrożenie niż szansę, możemy liczyć, że nasz umysł roztoczy przed nami fascynujące wizje najrozmaitszych katastrof. I bez najmniejszego znaczenia będzie to, że te wszystkie nasze obawy, lęki czy frustracje nie mają swego odzwierciedlania w rzeczywistości, bo należą do przyszłości, której obiektywnie nie ma, bo istnieje jedynie w naszej głowie jako wir kotłujących się myśli.
Praktyka jogi potrafi pomóc w radzeniu sobie z tą przypadłością, choć łatwe to nie jest. Podczas praktyki asan, pranajamy czy medytacji udaje się nam niekiedy ten wir myśli zatrzymać, zobiektywizować i wyjść niejako poza sam proces myślenia. Zdajemy sobie wtedy sprawę, że najrozmaitsze myśli, odczucia czy obawy są jedynie czymś, co produkuje to skądinąd niesamowite narzędzie, jakim jest nasz umysł. Wówczas łatwiej nam uświadomić sobie, że przecież w przeszłości nasze najrozmaitsze obawy i lęki nie muszą się wcale zmaterializować. Tym bardziej że – jak powiedział kiedyś Mark Twain – doświadczyliśmy przecież już w życiu „…wielu katastrof, z których większość się nie wydarzyła”. Joga pomaga nam odnaleźć lepszy związek z teraźniejszością, a ta często bywa mniej groźna niż przyszłość.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".