Regularna praktyka
6/01/2017
Zawarliśmy z Franiem układ. W sumie, to wypracowaliśmy go sobie, aby wilk był syty i owca cała.
On potrzebuje stałego rytmu dnia, a ja potrzebuję czasu na praktykę kiedy jesteśmy sami w domu do południa. On od czasu do czasu dla dobra swojego rozwoju musi uciąć sobie drzemkę, a ja dla dobra swojego rozwoju potrzebuję regularnego bywania na macie i bynajmniej nie po to, aby tam posiedzieć z kubkiem gotowanej kawy. No i dla chcącego nic trudnego. W godzinach porannych Franio śpi, kojony odgłosem farelki, którą nagrzewam pokój, a ja zatapiam się w sobie na macie.
Nie napiszę Wam teraz, jak fantastycznie wychodzi mi bycie tu i teraz podczas praktyki z małym dzieckiem leżącym obok na kanapie. Nie napiszę, jak pięknie można skupić całą uwagę na sobie, jak nieustannie kontrolować oddech, jak trzymać bandhy, jak rozpoczynać praktykę od mantry…
Jedyne, co napiszę, to fakt, iż taka praktyka jest dla mnie czymś zupełnie nowym, w czym uczę się funkcjonować.
Jej regularność po połogu jest dla mnie swoistym oderwaniem się od codziennych kup (bo ktoś musi sprzątnąć brudną robotę za mojego syna), spacerów i kąpieli. Jest odświeżeniem mojego macierzyństwa, jest tym, bez czego stałabym się statystyczną sfrustrowaną matką, która swoim zmęczeniem obarcza dziecko, a ono w konsekwencji oddaje to, co dostaje. W ten sposób miałaby swój początek spirala napięć, której pewnie rykoszetem oberwałoby się mężowi, bo gdzieś ujście musi się znaleźć.
Uczę się podczas tego czasu na macie z Franiem obok, że nic nie trwa wiecznie. Kiedy się budzi, a nie płacze z głodu, pozwalam mu patrzeć co robię, nie przerywając praktyki. Czasem kupa jest zdecydowanie ważniejsza niż którakolwiek asana z I serii ashtanga jogi, więc koniec następuje w nieoczekiwanym momencie. Oddech jest poszarpany, bandhy jeszcze wciąż pozostawiają wiele do życzenia, natomiast drishti staje się pojęciem względnym 🙂 Matka karmiąca nie ma czasu aby zrobić sobie paznokcie z taką regularnością, jak dawniej, a trudno się patrzy na odciski na stopach, albo nieprzypiłowane paznokcie podczas praktyki. No nie ma bata, aby wzrok był zatopiony w drishti, kiedy trzeba patrzeć na palce od stóp!
Ale praktyka daje mi dziecięcą radość. Odnajduję w niej wszystko to, co pokochałam w ashtandze. Czasem czuję się, jak Franek, który poznaje świat poprzez obserwację, bo ja poznaję swoje ciało od nowa. Dotykam asan znów z tą niesamowitą energią, jaką miałam w chwilach pierwszego kontaktu z jogą.
Franku dziękuję, że dzięki Tobie mogę tego doświadczyć!

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl