Prety są wśród nas
6/03/2019
Preta to dziwny stwór. Trochę straszny, trochę żałosny. Krąży po świecie i co jakiś czas wydaje z siebie jęki i westchnienia. Preta nie jest wcieleniem zła, nie jest demonem, który chce niszczyć świat i ludzi. Ale nie jest też bytem niebiańskim, opływających we wszelkie dostatki i wyposażonym w najrozmaitsze moce. Preta jest nienasyceniem, niespełnieniem, wiecznym głodem i pragnieniem, których zaspokoić nie sposób. Prety są stworami, czy może raczej duchami, w które – zgodnie z teorią reinkarnacji – możemy się czasem wcielać. Z reguły przestawia się jako istoty o dużych brzuchach i bardzo małych ustach lub wąskich szyjach, aby w ten sposób symbolicznie podkreślić, że nic nie jest w stanie zaspokoić ich ogromnego apetytu.
Pomimo tego, że prety są istotami z mitologii hinduskiej, można czasem odnieść wrażenie, że w naszej szerokości geograficznej i w naszych czasach także występują – i to całkiem licznie. Nasze współczesne prety jednak często wcale nie snują się po świecie głodne i biedne. Wręcz odwrotnie, często można spotkać prety całkiem zamożne lub przynajmniej jako tako sobie radzące, którym szczęście w życiu sprzyja i które – na pierwszy rzut oka – nie mają zbyt wiele powodów do pojękiwania. Pomimo tego współczesne prety także szczęśliwe nie są. Bo co z tego, że mają już samochód, skoro nie mogą kupić sobie wymarzonego najnowszego modelu? Dlaczego niby miałyby się cieszyć kawalerką, skoro kolega właśnie kupuje dwa pokoje na nowym osiedlu i to z widokiem na park? Jak mają jechać na wakacje w pod namiot Bieszczady, gdy inni kupują właśnie pakiet „all-inclusive” na Kretę? Jęczą więc prety przejmująco i narzekają – na los, na rodzinę, na polityków… na wszystko.
Nasza kultura nie jest zresztą dla pret specjalnie przyjazna. Można nawet powiedzieć, że żyjemy w kulturze o mocnym rysie „pretejskim”. Kuszą nas co chwila reklamami nowych modeli telefonów, laptopów, samosterujących odkurzaczy, inteligentnych lodówek i mniej inteligentnych, ale za to bezgłośnych klimatyzatorów. Obiecują błogie spełnienie po zakupie nowych ubrań, kosmetyków, mebli i garnków oraz lepszą kondycję i samopoczucie po łyknięciu najrozmaitszych pigułek. Roztaczają nęcące wizje promocji i przecen, podczas których można wreszcie zaspokoić niezaspokojone potrzeby i kupić sobie kolejne przedmioty, sprzęty, marzenia. Szczególnie te potrzeby, z których prety dotychczas nie zdawały sobie sprawy, ale jak już je sobie uświadomią, to zrozumieją, że bez ich zaspokojenia życie nie będzie miało smaku i sensu. Wyją więc sobie prety cicho lub głośniej i biegną kupować, aby nasycić swe nienasycenie.
Prety można spotkać także czasem na jodze. Często mają nawet imponującą praktykę, ale jakoś nie do końca się nią cieszą. Robią zaawansowane asany, ale myślami są już przy tych kolejnych, których jeszcze nie opanowały. Oglądają sobie zdjęcia na Instagramie czy filmiki na YouTube i zastanawiają się kiedy także one będą takie sztuki wyczyniać. Czasem przestają na jogę w ogóle chodzić, bo nie potrafią zaakceptować, że wszystkiego nie są (i pewnie nie będą) w stanie zrobić. Czasem znajdują sobie inną aktywność, w której – jak im się wydaje – łatwiej jest głód niespełnienia zaspokoić. Do czasu oczywiście…
Prety może są trochę straszne i na pewno potrafią solidnie skomplikować życie sobie i swoim bliskim, ale bardziej trzeba im chyba współczuć niż się obawiać. Prety po prostu mają za duży apetyt. Nie potrafią się cieszyć tym, co mają – szczęściem, które daje im los lub własna (często ciężka) praca, tym, że istnieją, że zdrowie im jeszcze jakoś dopisuje, że słońce wyjątkowo dzisiaj malowniczo przebija się przez chmury. A już na pewno prety w ogóle nie są w stanie pojąć ogromu szczęścia, jaki ich co dnia spotyka, gdy nikt do nich nie strzela, nikt ich nie więzi, gdy mogą najeść się do syta i nie muszą nosić wody ze studni oddalonej o kilka kilometrów od domu.
Prety nie rozumieją po prostu praktycznego znaczenia jogicznego pojęcia santoṣa, czyli zadowolenia z tego, co jest i nieoglądanie się no to, jak żyją i co mają inni. Prety nie potrafią funkcjonować w przestrzeni, jaką tworzy teraźniejszość i myślami błądzą w światach równoległych, w których – ich zdaniem – możliwe jest to prawdziwe i całkowite spełnienie. W tym sensie prety cierpią na tę przypadłość, którą Patañjali określał mianem citta vrtti, a więc na zawirowania (poruszenia) świadomości, przez które zaburzony został ich ogląd rzeczywistości. Pewnie dlatego prety nie chcą lub nie potrafią zrozumieć, że stan zadowolenia jest naturalnym stanem umysłu i że nigdy nie znajdą spokoju i satysfakcji jeśli najpierw nie poszukają ich w sobie.
Kiedy prety słuchają piosenki Beatlesów „All you need is love” nie bardzo są w stanie pojąć jej treść. Skupiają się na tym, że miłość jest fajna, potrzebna i wyobrażają ją sobie jako stan nieograniczonej, a przez to pewnie trudno osiągalnej szczęśliwości. Następnie dochodzą do wniosku (bo prety bywają bardzo analityczne), że albo takiej miłości nie ma albo ich jeszcze nie spotkała, więc zaczynają sobie cichutko pojękiwać. I nawet przez chwilę im do głowy nie przyjdzie, żeby miłości poszukać we własnym sercu. Nie próbują także nauczyć się, „jak być w czasie” – czyli w tej jedynej realnej przestrzeni jaką jest nasza teraźniejszość. A przecież ani miłość ani bycie w czasie nie muszą być takie nieosiągalne. John i Paul przekonywali nawet, że “… it’s easy”.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".