Postanowienie noworoczne
4/01/2017
Są osoby, które mnie wkurzają. Tak, wkurzają, bo to więcej niż irytują, ale trochę grzeczniej niż… to inne słowo, które czasem przychodzi mi na myśl. Lista tych osób ostatnio mi się wydłuża. Coraz więcej na niej krajowych i zagranicznych polityków, najrozmaitszych działaczy jedynie słusznych organizacji, kościelnych i niekościelnych funkcjonariuszy, pijanych monopolem na prawdę publicystów, a także – czego się już zupełnie nie spodziewałem – znajomych, porwanych przez jakoś ostatnio dziwnie rwący nurt prostych recept na skomplikowaną rzeczywistość.
Wkurzanie się na innych nie jest specjalnie jogiczne. Tak po prawdzie, to w ogóle nie jest. Mam więc chyba problem. I na nic tu pocieszanie się, że dzielę ten problem z innymi, że wkurzonych jest całkiem sporo – na tyle sporo, że od czasu do czasu wspólnie jesteśmy w stanie zablokować ruch na paru ulicach w kilkudziesięciu miastach. Wkurzanie się na innych nie jest jogiczne i już. Nie znaczy to, że praktykowanie jogi ma być równoznaczne z przyzwoleniem na zło, bezprawie, okrucieństwo, głupotę, chamstwo, populizm, arogancję, rasizm, homofobię, ksenofobię, mizoginizm, nietolerancję … (listę tę można by ciągnąć jeszcze długo, ale wyczerpałby mi się przyznany przez redakcję limit znaków). Co innego jednak brak przyzwolenia na zło, a co innego wkurzanie się na ludzi, którzy to zło czynią.
W „Jogasutrach” Patańdżali zaleca pracę nad świadomością poprzez: pielęgnowanie życzliwości dla osób szczęśliwych, współczucia dla nieszczęśliwych, zadowolenia z dobrych uczynków oraz obojętności wobec zła (JS I:33). Każde z tych zaleceń może być pewnym wyzwaniem. Stopień trudności tych wyzwań jest jednak różny. O ile jeszcze przy odrobinie dobrej woli można wykrzesać z siebie radość z cudzego szczęścia i sympatię dla ludzi czyniących dobro, to ciągłe wzbudzanie w sobie współczucia dla nieszczęśliwych nie jest już takie proste – tyle wokół nas przecież cierpienia. A już zupełnie trudno sobie wyobrazić zdystansowaną obojętność wobec… (tu następuję długa lista nazwisk i zjawisk, która może się zmieniać w zależności od dnia i bieżących wydarzeń w kraju i na świecie).
Pytanie brzmi zatem: jak nie akceptując zła, nie zgadzając się z nim, czy nawet przeciw niemu protestując, jednocześnie zachować wobec niego obojętność – żeby nie zburzyło ono naszego wewnętrznego ładu, żeby nie zniszczyło tego kim jesteśmy i kim chcemy być, żeby nie obudziło w nas pogardy czy nienawiści do ludzi, którzy je czynią? I jest to pytanie ważne nie tylko dla praktykujących jogę. Ludzie czyniący zło, najrozmaitsi nienawistnicy, nie przejmują się tym, że ich działania wywołują gwałtowne, negatywne emocje – nawet tego oczekują. W takim sosie nienawiści są w swoim żywiole i czują, ze nikt ich nie pokona. Gubią się natomiast, gdy spotyka ich spokój. Pytanie o odpowiednią odpowiedź na zło ma zatem także kontekst polityczny i społeczny.
Ta zdystansowana obojętność, którą zaleca Patańdżali, w sanskrycie nazywa się upeksa. Nie brzmi to dla jogicznego ucha jakoś szczególnie trudno. Na pewno nie tak trudno, jak kapotasana, karandavasana, czy viparita shalabhasana. Zachowując jednak należny respekt dla tych zaawansowanych pozycji (a zwłaszcza dla osób praktykujących je regularnie), wygląda na to, że upeksa wymaga o wiele więcej siły, elastyczności, poczucia równowagi i samokontroli. Szczególnie we współczesnym, bezgłośnie osuwającym się w mrok szaleństwa, świecie.
Dlatego w roku 2017 będę pracował nad wszystkimi moimi trudnymi asanami bez szczególnych noworocznych postanowień. Przyjdą, kiedy będzie ich pora, albo nie przyjdą w ogóle. Całą swoją uwagę skupię natomiast na praktykowaniu upeksa. Wiele wskazuje na to, że to może się przydać najbardziej.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".