Nowe życie
11/11/2016
No tak, nowe życie…
Weszłam na matę po tym czasie – nie powiem, było fajnie. Ciało pamiętało wszystko co przed ciążą tam wyprawiałam, było magiczne i dziecięce skupienie na asanach, na oddechu, bandhy oczywiście ustąpiły miejsca mojemu synowi, ale cała reszta cieszyła i łechtała moje ego.
Wszystko było jak w bajce, dopóki następnego dnia nie spróbowałam wstać z łóżka… no, czułam, że wczoraj zdecydowanie przegięłam. Cały tydzień dochodziłam do sprawności ruchowej jaką miałam w pierwszym trymestrze mojej ciąży. Próbowałam również jakoś rozruszać te zastoje i zakwasy ogarniające moje ciało.
Z podziwem przyglądałam się, jak mój brzuch zaczyna wypełniać balon i z tym balonem miałam się zmierzyć na macie. Coraz ciężej było mi wykonywać niektóre asany, choć mimo wcześniejszych sugestii koleżanek, środek ciężkości nie kołysał moim ciałem na prawo i lewo. Jakbym miała wewnątrz siebie zakodowany inny punkt, w którym łapałam pion bez większych kłopotów. Stanie na rękach też jeszcze ogarniałam.
Wróciła do mnie ta niebywała radość z praktyki ashtangi. Zajęcia prowadziłam już z większym spokojem no i mogłam sobie darować wychodzenie na cukierka 🙂
Apetyt się ustabilizował, słodycze ustąpiły miejsca chlebowi żytniemu własnego wypieku z awokado, czarną solą i nacią pietruszki. Mogło nic innego nie istnieć.
W tym czasie również miałam okazję uczyć się masażu tajskiego od wspaniałego Bartka Bobkowskiego i na tę okoliczność ja i mój dzieć wybraliśmy się nad samo morze.
Mina Bartka, kiedy zobaczył mój brzuch… zapewne, jakbym wcześniej nie praktykowała ashtangi, nie dałabym rady przyswoić ruchów, używałabym znacznie więcej siły do masowania.
Masaż tajski ma wiele wspólnego z jogą… trzeba płynnie przechodzić z pozycji do pozycji, kocimi ruchami zmieniać swoje położenie, aby osoba masowana nie miała uczucia szarpania. Ten masaż był dla mnie prawdziwym objawieniem, łączącym praktykę jogi, z refleksologię, której jestem ogromnym zwolennikiem oraz pracy z emocjami, które wypływają niemalże z ciała, jeśli sobie na to pozwolimy. Praktyka jogi na ten tydzień poszła w kąt. Za to cieszyłam się spacerami po nadmorskiej plaży i rozmowami z Anią.

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl