Nowa szkoła
19/05/2017
„O cholera, zapomniałam o blogu!” – tak sama do siebie powiedziałam, kiedy w piątek wracałam z Franiem z zajęć indywidualnych około godziny 15:00. No nic, teraz mam po prostu taki gorący okres. Zwykle siadam do pisania w czwartek wieczorem. A tu bęc… stało się i tyle.
Franka mobilność mocno przybiera na wartości. Czołga się na przedramionach, jakby był gdzieś na polu bitwy, robi coś na kształt psa z głową w dół, a moje kręgi szyjne codziennie opracowują szerszy zakres i zwiększają ruchomości.
Patrzę na jego rozwój, na to, jak z dnia na dzień uczy się nowych czynności, jak wcina zupę z czerwonej soczewicy i batata… oraz na to, jak uczy mnie życia.
Rozmów tu i tam o nauczycielach toczy się ostatnio wiele. I w kontekście jogi i życia…a skoro joga to życie, to wszystko się ze sobą miesza.
Dużymi krokami zbliża się otwarcie naszego nowego miejsca (i stąd moje roztargnienie oraz brak czasu, ostatnio). Nowa szkoła, nowy gabinet, nowi współpracownicy… a zespół prawie ten sam. Jedni odeszli, a na ich miejsce wskoczyły kolejne osoby… realizując tym samym drugi człon naszej nazwy „samorealizacja”.
Kilka lat temu joga stała się dla mnie polem do pracy nad sobą, nad własnymi emocjami i słabościami. Miałam odwagę przed sobą samą przyznać się, że potrzebuję wsparcia w ułożeniu sobie życia i pozbycia się schematów domu rodzinnego. Trafiłam na terapię i dziś wiem, iż była to najpiękniejsza inwestycja, jaką poczyniłam. Oczywiście sama terapia nie załatwiła za mnie sprawy, ale była wspaniałym początkiem drogi rozwoju, którą teraz doskonale uzupełnia mi moja własna praktyka ashtanga jogi.
Nigdy nie ukrywałam tego faktu, raczej lubiłam o tym opowiadać, bo może ktoś też jest w podobnej sytuacji. Wielu z moich uczniów poszło za moimi słowami, rozpoczęli proces naprawczy swoich emocji i jestem z nich ogromnie dumna.
To był powód, dla którego w pewnym momencie odeszłam z fitnessu i szkoły tańca, w których uczyłam. Chciałam bowiem dać ludziom przestrzeń do rozwoju, a w salach fitness nie ma odpowiedniego miejsca choćby na szczerą rozmowę po zajęciach, nie ma ciszy i spokoju. Im więcej tego było we mnie samej, tym bardziej pragnęłam tego dla tych, którzy przychodzili na zajęcia. Tak narodził się pomysł otworzenia szkoły. Nie powstała ona na złość nikomu, nie chciałam tam również stworzyć sobie enklawy dla siebie, zrobiłam to, bo uważałam, że praktyce jogi należy się szacunek.
Zaczynałam swoją przygodę z byciem instruktorem (bo do nauczyciela mi chyba wtedy było daleko) – aby karmić swoje ego. I nie wstydzę się tamtych decyzji. Byłam młoda, niedowartościowana, niepewna siebie, za to uwielbiałam być chwalona. A bycie tym „lepszym” na macie wtedy dawało mi złudne zaspokojenie braków emocjonalnych. Dlatego prowadzenie jogi w fitnessie dawało mi zawsze gwarancję, że na zajęcia przyjdą ludzie, bo akurat mają karnet „open” i ta godzina im pasuje… bo mają blisko, bo słyszeli, że joga uspokaja. Taka była prawda. Niewielu z tamtej grupy zostało… bo zostali Ci, dla których joga zaczynała mieć głębszy sens.
Po otwarciu swojej szkoły czułam, w głębi swojego serca, że to najwspanialsza decyzja w moim życiu, że stworzyłam miejsce gdzie panuje spokój (choć we mnie samej bywają burzliwe momenty) i uczniowie mają miejsce, gdzie mogą być sobą. Moja szkoła powstała z myślą o moich uczniach.
Nowe miejsce powstaje z tych samych powodów. Potrzebujemy dwóch osobnych gabinetów, Aneta na refleksologię, ja na pijawki lekarskie, a uczniowie potrzebują więcej przestrzeni.
Każdą moją wolną chwilę, nocami, poświęcam na sprawy graficzne, na szukanie karniszy do zasłon… na zadbanie o to, aby ta szkoła była naszym drugim domem.
Ten moment kolejnej ogromnej zmiany w moim życiu otula spokój o to, że ta decyzja była słuszna i że zespół, jaki ze mną został, jest tym właściwym.
Mieć wspaniałych uczniów i dobrych nauczycieli to skarb w dzisiejszych czasach, gdzie pieniądz czasem bierze górę nad miłością do jogi.
I choć nie umiem wrzucać fotek na fb z kolejnych etapów powstawania szkoły, choć nie mam instagrama… mój drogi Krysianie M. wierzę, że mniej znaczy lepiej i ludzie do nas trafią 🙂

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl