Joga na receptę
22/09/2017
Ścieżka jogi bywa kręta, bywa również na tyle straszna, że czasem z niej schodzimy. Ale gdy zdecydujemy się kroczyć nią swoimi bosymi stopami – ofiarowuje nam w dzisiejszym świecie cały wachlarz narzędzi, aby nie dać się zwariować.
Kilka godzin tygodniowo tylko dla siebie, poziom endorfin na poziomie powyżej przeciętnej, poprawę ruchomości stawów, kręgosłup w stanie, kiedy byliśmy o niebo młodsi niż teraz, regularne wypróżnianie, nieschodzący uśmiech z twarzy (no, może pomijając moment tuż po savasanie, kiedy zbieramy swoje ciało z maty), ciekawe znajomości z miłośnikami jogi i jak się okazuje – mnóstwo wspólnych tematów nawet z tymi, których widzimy pierwszy raz w życiu.
Redukcja wagi na skutek intensywności praktyki zwłaszcza na zajęciach z jogi typu ashtanga, poprawa jędrności skóry, doskonała stymulacja układu immunologicznego, szczeglnie w okresie jesiennym, kiedy wszyscy dookoła kichają i prychają. Spokój serca i umysłu… brzmi to wszystko, jak reklama magicznej pigułki? Niby tak, ale joga nie jest pigułką. Jej nie da się połknąć w sekundę i czekać w przerwie na rezultaty. Jej nie są się kupić w aptece, nawet bez recepty. Jej nawet żaden lekarz nie wypisze na skierowaniu.
A szkoda…. pomyślą niektórzy, którzy wierzą, że pigułka jest dobra na wszystko.
Ale Ci z nas, którzy wytrwali na macie przez kilka ostatnich miesięcy, wiedzą, że to coś znacznie cenniejszego.
Joga jest sposobem życia i w tych 4 sylabach ukryte jest wszystko to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Bo joga to nie tylko ten czas dla ciała, gdy przychodzimy do szkoły i rozwijamy maty. Joga to cały szereg dojrzewających w nas procesów (poza procesem starzenia się skóry, który dzięki praktyce nieustannie opóźniamy).
W tym tygodniu leje u nas nieustannie. Franc i ja zostajemy zatem w domu… włączamy sobie radio… i słuchając wybiórczo reklam, robię szybkie skanowanie ciała (prawie jak na medytacji mindfulness) i wniosek jest prosty. Zaparć nie mam, mocz trzymam doskonale (nawet po urodzeniu Frania), paznokcie się nie rozdwajają, kaszel palacza – nie dotyczy, nogi bez obrzęków, magnezu mi też chyba nie brak, Franc apetyt na jedzenie ma (zwłaszcza awokado!), nabiału nie stosuję, więc nietolerancja mi niegroźna, to, że leje nie powoduje u mnie jesiennej depresji… więc skoro mnie przed tym uchroniła joga… to dlaczego nie można jej dostać na receptę?

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl