Hejt
17/02/2017
Zwykły post w jednej z grup „fejsbukowych” a taka lawina hejtu… a koniec końcem blokada komentowania przed administratora.
Kiedyś jeden z moich dawnych znajomych powiedział, że boi się u ludzi fanatyzmu w dowolnej dziedzinie życia. I jest w tym sporo racji. Znam ludzi fanatycznie podchodzących do kwestii wiary, znam takich, którzy zamiast wesprzeć wolą zdeptać, bo ktoś akurat nie postępuje zgodnie z jego poglądami. Każdy z nas ma prawo wierzyć w co mu się podoba. Jeden w homeopatię, drugi w Buddę, trzeci wybierze czarnego kota, a dzięki temu świat jest kolorowy i każdy znajduje w nim coś dla siebie.
Franio jest eko-maluchem, z wyboru jego rodziców. Ekologia połączona ze zdrowym rozsądkiem, czytaniem etykiet kosmetyków, jak również preparatów szczepionkowych. I mama Frania popełniła również dokształt z zakresu karmienia piersią. W planie porodu widniał punkt o zakazie dokarmiania mojego syna sztucznymi mieszankami oraz wodą z glukozą na uspokojenie. Jakoś czułam, że uspokoić się może doskonale sam przy mojej piersi zwłaszcza, że wyszedł na świat w 8 miesiącu.
Gdy znajoma joginka potrzebowała wsparcia laktacyjnego – pomogłam. Napisałam kilka motywacyjnych słów, że warto próbować, żeby słuchać swojej intuicji, a teściowej grzecznie podziękować za złote rady. Dziecko nie robot, nie ma programu „stand by” na 3 godziny po godzinie wiszenia na cycku! (choć nie raz podejrzewam, że każda matka się o to w duchu modli)
Nie zrąbałam jak psa, nie nawymyślałam jej, jak to okropnie krzywdzi swojego syna, ale powiedziałam, że jestem i służę pomocą, że mój też przez pierwsze miesiące wisiał na cycku… że teraz już do niego gada, po tym, jak się naje. Że karmienie piersią nie jest rutynową czynnością stołówkową, ale budowaniem więzi… i nie da się zaprogramować przerw między jednym a drugim karmieniem.
Wracając do wątku grupy „fejsbukowej”… chciałam wesprzeć te mamy, które boją się dać dzieciom butelkę ze swoim mlekiem, gdy muszą wyjść. Napisałam, aby nie obawiały się i nie demonizowały butelki i tego męża lub partnera, który ma ją dziecku podać… No i wsadziłam kij w mrowisko. W przeciągu dosłownie kilku minut nad moją głową rozpętała się burza tych, które zamiast wesprzeć, potrafią zrobić z człowieka potwora.
Franio miał 2 miesiące, gdy wróciłam do prowadzenia zajęć. Jest dokarmiany moim mlekiem butelką z systemem podciśnienia przez mojego męża. Nawet nakarmiony po południu budzi się wieczorem i z uśmiechem na twarzy łapie w dzioba cyca. Patrząc na niego jestem szczęśliwa, że mogłam z czystym sumieniem poprowadzić zajęcia. A Franio nic nie stracił, bo miał swój czas z tatą i z butelką.
Miałam takie przemyślenia w kontekście mojego artykułu o kosmetykach dla dzieci – kto robi większą krzywdę – ja czy te nieświadome mamy, które nie zdołały dokształcić się, bo fanatyzm przysłonił im wzrok.

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl