Czy joga jest ponura?
13/02/2019
W zeszłym tygodniu pisałem o wytrwałości w jodze (tutaj). „Strasznie ta joga sztywniacka” – powiedziała mi po przeczytaniu tekstu moja znajoma. „Codziennie trzeba meldować się na macie, deszcz, śnieg czy upał. Trochę jak w fabryce. Takie to jakoś ponure” – dodała jeszcze. Tego typu skojarzenie wydało mi się zaskakujące, ale pewnie można i tak odebrać moje nieudolne dywagacje o wytrwałości w jodze. Może nie do końca jasno się wyraziłem? Nie dość wyraźnie moje intuicje w niepokorne słowa wtłoczyłem? Warto więc pewnie popełnić małe post scriptum.
Faktycznie, wytrwałość (podobnie jak determinacja) może mieć swoje ponure czy – jak kto woli – mało radosne wcielenie. Jeżeli ktoś w pocie czoła pracuje, ale pracy wykonywanej nie lubi, może mieć wrażenie ciągłego pozostawania w sytuacji zewnętrznego przymusu. Jeśli ktoś z zaangażowaniem i determinacją coś robi, ale – pomimo wielu starań – nie widzi żadnych efektów, trudno mu wzbudzić w sobie entuzjazm. Można chyba z dużym prawdopodobieństwem założyć, że takich osób jest wokół nas całkiem sporo. Być może muszą pracować w firmach, których nie cierpią i robić rzeczy, które ich nie interesują, żeby pospłacać kredyty albo jakoś doczołgać się do 1-szego? Może, przez przypadek albo w konsekwencji jakiegoś błędu w przeszłości, są zmuszeni do trwania w sytuacji, która ich przerosła albo której w cichości ducha nienawidzą? Może są na przykład rzecznikiem lub rzeczniczką jakieś partii politycznej i muszą prawie codziennie z uśmiechem na ustach bronić rzeczy nie do obrony i tłumaczyć sprawy na zdrowy rozum nie do wytłumaczenia? Tego typu wytrwałość faktycznie ma ponury wymiar i trudno uznać ją za coś wartego naszych starań.
Wytrwałość w jodze tego typu ciemnej strony jednak raczej nie ma. Owszem, potrzebna jest determinacja, regularność, zaangażowanie. Można nawet powiedzieć, że wiele osób jogę praktykujących jest całkowicie swej praktyce oddana. W końcu nie tylko codziennie meldują się na macie, nie tylko jeżdżą regularnie na jogiczne warsztaty i wakacje, ale dodatkowo czasem jeszcze znikają na miesiąc czy dwa w roku, żeby pod okiem swojego wybranego nauczyciela poznawać tajniki jogicznej praktyki. Na twarzach tych osób jakoś jednak nie widać zaciętości, w ich oczach nie zobaczymy raczej przygnębienia, wynikającego z pogodzenia się losem, który skazał ich na beznadzieję. Wręcz przeciwnie. Osoby, które wychodzą z sali po skończeniu swej codziennej praktyki emanują energią i wewnętrznym zadowoleniem. Jogini wracający z wyczerpujących wyjazdów czy warsztatów, podczas których po porannej praktyce mieli jeszcze zajęcia warsztatowe, mogą być fizycznie zmęczeni i niedospani, ale ponurego, egzystencjalnego smutku w sobie nie pielęgnują.
Można nawet powiedzieć, że praktyka jogi jest w jakimś stopniu antidotum na ponuractwo, smutek i cierpiętniczy stosunek do życia. Jak podkreśla Bhagavadgītā (6.23) dzięki praktyce jogi dokonuje się zerwanie (rozłączenie – viyoga) połączenia z cierpieniem czy smutkiem (duḥkhamsaṃyoga). Z kolei Vaiśeṣika Sūtra (V.2.16) jako jedną z definicji jogi podaje brak cierpienia właśnie (duḥkhābhāvaḥ). Samo słowo duḥkham lub duḥkha tłumaczone jest zresztą na wiele sposobów. Często tłumaczy się je bardzo mocno. W najnowszym przekładzie Bhagavadgīty Georg Feuerstein określa je po prostu jako „cierpienie”. Termin duḥkham jest także centralny dla Jogasutr Patañjalego i również w tym przypadku najczęściej jako „cierpienie” się go przekłada. Słowo duḥkha może jednak również oznaczać smutek, przygnębienie, rozpacz i depresję. W tłumaczeniu dosłownym oznacza „złe miejsce” i jest dokładnym przeciwieństwem terminu suḥkha, który określa „dobre miejsce” i bywa zwykle tłumaczony jako „szczęście”.
Jogę więc praktykuje się nie tylko z wytrwałością, ale także z wewnętrzną pogodą, siłą i pewnością. Jak to podkreśla Gita (6.23), praktykować trzeba z determinacją (niścayena) oraz z umysłem niewzruszonym, pozbawionym smutku (anirviṇṇacetasā). Co ciekawe, termin „anirviṇṇa” używany jest także jako jeden z atrybutów boga Viṣṇu i może oznaczać także „niewzruszonego” i „nie poddającego się rezygnacji”. Jogin w swojej praktyce ponury (przygnębiony, zdesperowany, smutny, nieszczęśliwy) zatem być nie może.
Pewnie nie znaczy to, że wytrwale praktykowana joga jest antidotum na wszelkie smutki tego świata, tak jak nie nada ona sensu nudnej pracy, nie osłodzi naszych relacji w kiepskiej firmie i na pewno nie pomoże odnaleźć satysfakcji rzecznikowi czy rzeczniczce partii politycznej, która zmusza do ciągłego kłamania, wykręcania kota ogonem czy uzasadniania twierdzeń nie do obrony. Czasem, oprócz praktykowania jogi, trzeba w życiu podjąć także własne decyzje i zmienić rzeczy, które są źródłem nieszczęścia. Jeśli znaleźliśmy się w „złym miejscu” (duḥkha), czasem warto po prostu poszukać innego. Chociaż może rozpoczęcie praktyki jogi podjęcie takiej decyzji wspomoże. W końcu do bycia w „dobrym miejscu” (suḥkha) człowiek jakoś dziwnie szybko się przyzwyczaja.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".