Czekając na jogę
26/06/2019
Są osoby, które nie mogą doczekać się emerytury. „Jeszcze tylko kilka lat i wreszcie sobie odpocznę, pośpię, pojeżdżę na działkę albo na grzyby” – powtarzają sobie. Inni czekają na upragniony weekend. Tydzień wlecze się niemiłosiernie, a tu dopiero środa i jeszcze całe dwa dni do soboty, kiedy będzie można nareszcie odpocząć i poszaleć, a potem znowu odpocząć. Niektórzy czekają z utęsknieniem na lepszą pracę, tę jedyną, prawdziwą miłość, wyjazd na jogę do Indii, przeprowadzkę do nowego mieszkania lub na cokolwiek, co sprawi, że wreszcie będą mogli zacząć cieszyć się prawdziwym życiem, robić to, o czym zawsze marzyli, być wreszcie sobą.
Czasem z podobnym podejściem spotkać można się również w jodze. Ktoś przychodzi na zajęcia, zaczyna wyginać ciało, ale myślami jest w przyszłości. Nie praktykuje jogi teraz tylko czeka na jogę jutro. „Jeszcze tylko otworzę sobie biodra, uelastycznię kręgosłup, nabiorę siły itd., a wtedy dopiero zacznie się prawdziwa joga” – myśli sobie taka osoba. Oczywiście nie ma nic złego w poprawianiu sobie elastyczności bioder czy budowaniu siły przed lub po praktyce. Również dzięki regularnej praktyce zmienia się nasze ciało – nabiera siły, elastyczności i energii.
Nie ma jednak jakiegoś magicznego punktu, przełomowego stanu czy psychofizycznej granicy, po przekroczeniu której „wygibasy na macie” stają się tą prawdziwą, wymarzoną jogą. Nasz mentalny obraz idealnej praktyki – niezależnie od tego, czy pochodzi z obserwacji innych osób czy jest projekcją własnych oczekiwań – jest po prostu pewnym stanem umysłu, który porównujemy z rzeczywistością na macie. Można ten obraz idealnej praktyki traktować jako motywację do regularnej pracy, można widzieć w nim pewien punkt odniesienia czy cel, do którego dążymy. Jednak fakt, że istnieje on w naszym umyśle nie umniejsza w żadnym razie znaczenia i wartości realnej, codziennej praktyki – niezależnie od tego, jak od ideału tego wydaje się ona odległa. To nie wyobrażenie jogi w przyszłości jest prawdziwe, tylko to, co dzieje się w teraźniejszości na macie podczas otwierania bioder, uelastyczniania kręgosłupa i nabierania siły. Nawet najbardziej nieelastyczny człowiek, z nadwagą, bólami z krzyżu oraz rozbieganym i niespokojnym umysłem może praktykować prawdziwą jogę od samego początku, od pierwszego oddechu na macie.
Odkładanie życia na przyszłość bywa ryzykowne. Na emeryturze może okazać się, że nie mamy już zdrowia i ochoty na te wszystkie odłożone w czasie doznania, przygody i podróże. Bycie prawdziwym sobą jedynie podczas weekendów czy urlopów nierzadko okazuje się mało wyrafinowaną formą samo-oszustwa, ucieczką od wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Czekanie na prawdziwą jogę i towarzyszący mu stan umysłu także nie jest specjalnie rozsądne. Co więcej, wydaje się być przeciwieństwem jogi. Kiedy praktykujemy jogę, w naturalny sposób powinniśmy kierować się ku teraźniejszości. Asan nie da się praktykować bez skupienia całej uwagi na tym, co w danej chwili dzieje się w nas – w naszym ciele i umyśle. Podobnie jest z praktyką pranajamy i medytacji. Praktyka jogi nie jest instrumentem do osiągania przyszłych celów, obietnicą jakieś nagrody, wstępem do prawdziwego spełnienia. Joga jest właściwie już sama w sobie celem, nagrodą i spełnieniem, których doświadczamy z każdą trwającą chwilą. W tym sensie joga jest podobnym doświadczeniem, jak oddychanie. Nie da się nabrać do płuc powietrza w przyszłości. Można zrobić to tylko teraz. Lepiej więc pewnie nie odkładać tego na potem.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".