Cisza
18/09/2019
W ciągu dnia umysł najczęściej nie ma większych kłopotów z ciszą. Tyle się w końcu dzieje. Dom, rodzina, praca. Media tradycyjne i nowoczesne. Interakcje z innymi – twarzą w twarz i poprzez najrozmaitsze komunikatory. Kotłują się myśli, buzują emocje, z zewnątrz dochodzą najrozmaitsze bodźce, umysł zajęty jest analizowaniem informacji, ocenianiem ich znaczenia i wagi, wyciąganiem wniosków na przyszłość. Co innego rankiem, zaraz po obudzeniu, albo wieczorem, kiedy wszyscy zamykają się w swojej prywatności a cały świat zwalnia trochę znużony. Albo na wakacjach, kiedy zmienia się zupełnie rutyna dnia, znikają gdzieś nagłe decyzje do podjęcia i po horyzont rozpościera się morze wolnego czasu. Wtedy często pojawia się cisza i umysł jakoś musi sobie z nią poradzić.
Najłatwiej jest chyba na wakacjach. Nowe krajobrazy, zapachy, smaki, dźwięki dosyć skutecznie potrafią ciszę wypełnić. Jeśli jednak z tym jest problem, zawsze można pojechać na kolejną wycieczkę, wskoczyć po raz dziesiąty do wody, próbować zanurzyć się w intrygującej lokalności lub – co pewnie całkiem częste – otworzyć kolejną butelkę wina. Na wakacjach także z pomocą zawsze mogą przyjść media społecznościowe. W końcu tak łatwo wrzucić zdjęcie, napisać post lub zrobić transmisję na żywo. Potem znajomi będą je lajkować, komentować i będzie można na te komentarze inteligentnie i z poczuciem humoru odpowiadać. Mało już takich miejsc, gdzie nie ma zasięgu, ta ostatnia metoda sprawdza się zatem znakomicie prawie zawsze. Umysł kocha więc media społecznościowe.
Poranki są trudniejsze. Umysł jest jeszcze odrobinę otumaniony snem i dobrze się nie rozkręcił. W tyle głowy snują się jeszcze chimery sennych majaków. Wokół miękka kotara półmroku. Świt się jeszcze nie zaczął i nie do końca jest pewność czy ma na to ochotę. Panuje trochę taka pustka, jak przed wszelkim stworzeniem, istnieje zaledwie potencjalność, mglista obietnica rzeczywistości. Wtedy, trochę jak alkoholik po przebudzeniu z pijackiego stuporu, wyposzczony umysł zaczyna nerwowo rozglądać się za jakąkolwiek czynnością, której może łapczywie się uchwycić i nasycić się haustem nowych bodźców. Można np. włączyć radio, zrobić mocną kawę i zacząć planować dzień. Ponownie media społecznościowe usłużnie spieszą z pomocą. W końcu mamy znajomych na całym świecie, w różnych strefach czasowych, więc może coś zamieścili lub skomentowali nasz wieczorny post? Może znowu coś głupiego powiedział jakiś nielubiany polityk, znany celebryta znowu się wygłupił? Albo ktoś zupełnie nieznajomy zrobił śmieszne i zarazem słodkie zdjęcia swojego kota? Tym wszystkim można ciszę jakoś przytłoczyć, zepchnąć do kąta, ukryć pod stertą myśli pod zbiorczym szyldem „Nowy, kolejny dzień.”
Wieczory są chyba najtrudniejsze. Pełny minionych zdarzeń umysł już trochę znużył się myśleniem. Wszystko nagle zwolniło. Przestają dzwonić telefony, coraz mniej powiadomień o aktywności znajomych w mediach społecznościowych. Świat zaczyna tracić ostrość. Umysł kręci się wtedy jeszcze trochę rozpędem wcześniejszych wydarzeń, ale coraz bardziej uświadamia sobie, że za chwilę wszystko może stanąć w miejscu i zapanuje cisza. Gdzieś spod resztek właśnie dogasającego dnia wypełznie dręcząca niepewność. Ożyją stare, zahibernowane tylko na chwile lęki. Pojawią się pytania o sens i celowość, które tylko będą potęgować niejasne poczucie zawieszania w pustce. Taką ciszę najłatwiej chyba zagłuszyć zbyt obfitą kolacją, wieczornym drinkiem (może dwoma, trzema…), odpaleniem serialu na jakieś platformie, żeby obejrzeć następny odcinek (może dwa, trzy…). Całkiem skutecznie daje się tak doczołgać do późnej nocy, kiedy można już zamknąć oczy i liczyć skrycie na to, że zaraz pojawi się stupor innej ciszy – tej nieświadomej i przypominającej odrobinę niebyt.
Ciszę jednak zupełnie zignorować nie tak łatwo. Jest trochę jak podłoga w pokoju. Przykrywają ją najrozmaitsze rzeczy: meble, dywany, sprzęty, doniczki z kwiatami, rzucona gdzieś przypadkowo gazeta, kubek po wypitej herbacie. Jak się dobrze postarać, to podłogi wiele nie widać. Można nawet próbować jej w ogóle nie zauważać. Ona jednak pod tymi wszystkimi rzeczami istnieje w całej swojej okazałości, stwarza możliwość do wstawienia kolejnego mebla. Prędzej czy później pewnie umysł musi ją zauważyć i fakt jej istnienia przyjąć do wiadomości.
Ciekawe podejście do ciszy proponuje joga. Ten okres tuż po obudzeniu, poprzedzający zwykłe dzienne aktywności niektórzy nazywają „czasem Brahmy” (brahmamuhūrta). Brahma jest w hinduizmie uznawany za boga odpowiedzialnego za stworzenie świata. Brahmamuhūrta to półtoragodzinny okres przed wschodem słońca, kiedy świat dopiero powstaje, wyłania się z nicości, staje się urealniony. Pewnie dlatego czas ten tradycyjnie zalecany jest jako idealny do praktyki jogi, medytacji lub praktyk religijnych. Poranna praktyka poprzedzająca zanurzenie się codziennej rutynie daje możliwość przyjrzenia się ciszy z bliska, oswojenia jej, może nawet polubienia. Cisza w końcu nie jest wcale taka straszna, bywa nawet przyjemna, niekiedy wręcz ekstatyczna. Daje dystans, uspokojenie, świadomość istnienia solidnej podstawy. Dobrze przecież wiedzieć, że – przynajmniej teoretycznie – można zagraconą podłogę posprzątać, a stare graty wyrzucić. Zaskakująco dużo robi się wtedy wolnej przestrzeni i trochę łatwiej oddychać.
Daje się także oswajać ciszę wieczorem, przed snem. Zamiast oglądania seriali można na przykład pójść na długi, bezcelowy i odrobinę bezmyślny spacer, zrobić ćwiczenia oddechowe, wieczorną medytację czy relaksacyjną jogę. Stwarza się wtedy ciekawa przestrzeń – w tym przypadku między kołowrotem dnia a nieświadomością nocy. Jeśli wówczas pojawią się jakieś nieprzyjemne myśli, odczucia, może dobrze się z nimi zmierzyć. W końcu największe strachy to te, które są do nie końca uświadomione. Tak jak najbardziej przerażające w kinie są te potwory, których na ekranie w pełni nie widać. Oswojenie się z ciszą przed pójściem spać ma także tę dodatkową zaletę, że sen łatwiej przychodzi, jest spokojny i ożywczy.
Czasem podczas zajęć z medytacji prowadzonej można usłyszeć, że szukamy przestrzeni między myślami, które pojawiają się w naszej głowie. Wraz z regularną praktyką przestrzeń taka ma pojawiać się częściej i może się wydłużać. To właśnie tej przestrzeni ciszy chcemy dać się pochłonąć podczas medytacyjnej praktyki. Tak to przynajmniej wygląda z puntu widzenia medytującego, czyli przestrzeni tej poszukującego. Z punktu widzenia samej przestrzeni przerw żadnych nie ma, jest tylko wszechobecna ciągłość. Tak jak z puntu widzenia ciszy dźwięk nie jest jej zakłóceniem, ale jedynie gościem, któremu przyjazna cisza stwarza miejsce do zaistnienia. Dzięki jodze ciszę łatwiej zaakceptować i zrozumieć. Można ją nawet potraktować jak cenny dar. Tyle tyko, że nikt go nam nigdy nie podarował, bo był z nami od samego początku.

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".