Cisza
1/09/2017
Najpiękniejszym momentem, gdy staję na deskach szkół ashtanga jogi na świecie jest cisza.
Delikatny zapach rozprzestrzeniającego się przed drzwi szkoły kadzidła (mam czasem wrażenie, że wszyscy nauczyciele czerpią je z tego samego źródła) przywołuje za każdym razem wspomnienia z Indii i za każdym razem pojawia się uczucie wdzięczności za to, że mam jogę w swoim sercu.
Jednak cisza jest ponad wszystkim, ponad figurką Ganeshy, ponad zdjęciem Pattabi Joisa udekorowanego wianuszkiem kwiatów, nawet ponad tymi obłędnymi kadzidłami.
W dzisiejszych zabieganych czasach cały trud polega na znalezieniu właśnie takiej przestrzeni, w której nie będą bombardować nas dźwięki wzburzonych reporterów w tv lub radio, gdzie nie będą dobiegać hałasy uliczne, gdzie nie będzie słychać jazgotu wiecznie mówiących ludzi z ewidentnym nadmiarem ognia w organizmie. Gdziekolwiek nie spojrzymy, wszędzie gdzieś odbywają się rozmowy, ktoś z kimś ostrzej wymienia swoje zdanie, mieszkania i domy otoczone są odbiornikami tv w każdym możliwym pomieszczeniu, a włączane są właściwie „z przyzwyczajenia”. A gdzie w tym wszystkim znaleźć można dźwięk tykającego zegara? Albo gotującej się wody w czajniku? Czy mamy w ciągu dnia chwilę, aby posłuchać dźwięku stukających pazurów po drewnianej podłodze naszego pupila? Te dźwięki nam spowszedniały na tyle, że nie zwracamy na nie uwagi.
A w szkole ashtangi słuchać jedynie dźwięk oddechu, który dominuje tu nad głosem nauczyciela dającego korekty. Kiedy zamykam oczy na początku praktyki aby poczuć energię szkoły w powietrzu unosi się dźwięk oddechu ujjay… który mnie osobiście bardzo koi.
Niedawno czytałam cytat (jako, że literatura dla mnie obecnie stała się mocno jednotematyczna i ukierunkowana na wszystko, co związane z rodzicielstwem bliskości), że każda szczęśliwa rodzina wygląda tak samo. I w kwestii dobrych szkół jogi, gdzie pracują nauczyciele z powołania, odnoszę wrażenie, że energia w nich jest podobna. Że wszystkie są do siebie bardzo podobne, i że we wszystkich możemy doświadczyć ciszy. W tej ciszy możemy wyjść naprzeciw siebie, możemy doświadczyć sygnałów wysyłanych nam przez nasze ciało, możemy być szczęśliwsi, zaczynając budować relację z własną duszą.
Od bliskiej mi osoby z rodziny usłyszałam dziś, że cisza jest prymitywna (to było tuż po tym, jak wyłączyłam odbiornik radiowy z ustawioną jedną z najbardziej popularnych stacji). Dla mnie te dźwięki tych piosenek (bo z muzyką w moim odczuciu miały niewiele wspólnego), te podawane wiadomości nacechowane negatywną energią to wszystko powodowało, że traciłam kontakt ze sobą, że moje ciało wchodziło w wysokie wibracje, których ja wcale nie chciałam. I zastanowiło mnie owe stwierdzenie… bo dla mnie relacja z moją duszą jest ponadczasowa i jest raczej oznaką luksusu dziś. Bo umiem powiedzieć nie… bo nie mamy w domu tv, a przez ten czas, który spędzam w szkole jogi… jest cisza.
Moja hiszpańska przygoda z ashtangą dała mi znów kilka cudownych dni z ciszą.

Ania Krachało
aniak@bosonamacie.plemail: aniak@bosonamacie.pl
Przygodę z jogą zaczęła od hatha jogi, którą szybko pożegnała poznając ashtanga jogę. Od 5 lat regularnie spędza 5 tygodni w Indiach, gdzie pod okiem kilku nauczycieli szlifuje swój warsztat. Ostatni nauczyciel Balu Thevar jest tym, do którego chce wracać. Weganka, szlifująca nieustannie swoje zainteresowania w kierunku Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Życie uzupełnia gotowaniem, fotografią i wspinaczką. Prowadzi warsztaty podczas których motywuje do dbania o siebie, włączając w to jogę.
Prowadzi blogi: www.jogoholiczka.blogspot.com oraz matkapolkajogiczna.bosonamacie.pl