Wyspy szczęśliwości
1/03/2018
Siedzę w przyjemnym miejscu, gdzie serwują dobre wegańskie sushi i mają duże okna, przez które patrzę sobie na malutkie, jak pyłek amarylisa, płatki śniegu. Mam gorszy dzień, spadek energii i przede wszystkim siedzę tam, bo potrzebuję zrobić dla siebie coś dobrego. Potrzebuję tej samotności i potrzebuję sobie posiedzieć patrząc na ten właśnie śnieg.*
Nad zupką miso uświadamiam sobie, że na mojej wyspie szczęśliwości sama jednak nie jestem. Bo X stolików dalej dość młoda dziewczyna również nad, jak podejrzewam, parującą zupką miso, zaczyna opowiadać swojemu towarzyszowi posiłku fascynującą historię swoich ostatnich doświadczeń o charakterze stomatologicznym. A, że jest to narracja niezwykle fascynująca, opowiada o tym niezwykle żywo, z odpowiednim natężeniem emocji i stosowną emisją głosu.
Wiem już wszystko. O leczeniu kanałowym dwóch zębów, bo poprzednia stomatolożka zignorowała próchnicę. Wiem już wszystko o usuwaniu kamienia i ile tego kamienia poschodziło. O tym, jak bolało. I co z którego zęba trzeba było wyciągać. I spomiędzy poszczególnych zębów również. O dziąsłach, co krwawiły. O tym, że dentystka była starsza, więc pewnie doświadczona. A tak w ogóle, to nawet policzyła mniej…
Wszystko już wiem i wszystkie osoby, które tamtego dnia o tamtej godzinie udały się na sushi, wiedzą też.
Siedzę wiec sobie i, dziobiąc sałatkę wakame, kontempluję swój dyskomfort. Oraz to, że chyba ogólnie w życiu rzadko jest komfortowo. W autobusie jesteśmy zmuszeni do kontaktu z nieznajomymi, którzy często się o nas ocierają i nie pachną dobrze. Na autostradzie może jechać przed nami ciężarówka zasłaniając jakikolwiek widok. W Indiach szybko okaże się, że Orient, który miał być mistyczny i tajemniczy, dusi się od spalin, hałasu i niemalże na każdym kroku każdy chce nam coś sprzedać. Okaże się, że faktycznie, wyspy szczęśliwości w Indiach istnieją. Na ogół są to ekskluzywne odizolowane miejsca (np. w Kerali), gdzie w kontrolowanych warunkach i za odpowiednią cenę będziemy w stanie doświadczyć błogostanu, po który przecież przyjechaliśmy. Ale już za murami hotelu będzie można natknąć się na pana, który właśnie robi kupę.
W szkole jogi ktoś rozłoży matę na naszym ulubionym miejscu. I ćwicząc, na własne życzenie, damy sobie całkiem dużą dawkę tortur i udręk.
Pogoń za wygodą oraz brak akceptacji niewygody powoduje, że tracimy energię i cierpimy. Siedzę więc sobie i, dziobiąc sałatkę wakame, kontempluję swój dyskomfort. Zawsze mogę zmienić lokal. Albo zaakceptować barwny świat naokoło z jego upierdliwcami, ekscytującymi historiami uzębienia, tym, że ktoś rozłoży swoją matę tam, gdzie ja zawsze przecież ją rozkładam.
Gdy się rodziłam nikt nie zapisał w moim kontrakcie, że będzie mi wygodnie. Poza tym, jak to mówią: „czasem w życiu jesteśmy przednią szybą, a czasem rozgniecionym owadem na tej właśnie szybie”. Fajnie sobie pooddychać, poczuć ten dyskomfort w ciele. Z akceptacją, że życie jest ogólnie mało wygodne… A wyspy szczęśliwości nie istnieją.
*Dygresja: Zarówno w przestrzeni prywatnej, jak i publicznej bliskie jest mi podejście tzw. niemieckie. Podejrzewam, że jestem idealnym sąsiadem. Nie puszczam głośno muzyki, nie robię imprez, mam zadbany taras i w ogóle porządek wkoło.

Ania Chomczyk
ania@bosonamacie.ple-mail: ania()bosonamacie.pl
Ćwiczę jogę od ponad 20 lat. Przez lata regularnie podróżowałam do Indii, aby poznawać ten niesamowity kraj oraz uczyć się jogi u źródła. Nadal kontynuuję moje jogiczne studia pod okiem najlepszych nauczycieli na świecie.
Studiowałam amerykanistykę na UW, a w 2016 r. na Uniwersytecie SWPS (kulturoznawstwo) obroniłam doktorat dotyczący jogi.
Pobieram lekcje klasycznego śpiewu Karnataki u Ranjini Koushik. Chętnie maluję i w styczniu 2021 r. zostałam certyfikowaną nauczycielką malarstwa intuicyjnego, Vedic art. Obecnie poszerzam moje kompetencje o terapię mięśni dna miednicy wg metody Bebo. Kocham Himalaje. Jestem mamą małego Felixa.
Joginka w podróży
Facebook: Joginka w podróży
Instagram: Joginka w podróży