Jogowe komplementy
18/05/2023
Jogowe komplementy
Żeby nie było – nie uczę jogi, bo jestem żądna wyrazów uznania. Najlepszym komplementem jest cisza przepełniona wzajemną wdzięcznością na koniec zajęć. Widok, że coś się w ludziach rozluźniło, wspólnie stworzyliśmy coś pięknego. A potem rozsypaliśmy jak tybetańską mandalę…
Komplement jest jak kwiat – ulotne, piękno, które sprawia, że robi się ciepło na sercu. Trzeba mieć pewną subtelność, aby go dostrzec i dać mu przestrzeń na chwilę rozkwitu. Wtedy zarówno obdarowujący, jak i obdarowywany zostają uszanowani.
Nie będę owijać w bawełnę. Nie umiem przyjmować ciepłych słów od moich uczniów, bardziej mnie zawstydzają niż cieszą (bez sensu, wiem). Jak potem wracam do domu, to sobie myślę, że nie dałam szansy na pełen rozkwit tej róży lub innego hibiskusa, bo zrobiłam się czerwona, chciałam się schować, i chciałam, aby „to już się skończyło”…
„Bardzo Bardzo Stara Ania” powiedziałaby, że to uroki DDA. Wieczne poczucie niezasługiwania. Albo lęk, że moi uczniowie uświadomią sobie, że tak naprawdę to jestem bardzo lichą nauczycielką. Prawda o mnie wyjdzie na jaw i już nikt nigdy nie przyjdzie na moje zajęcia.
„Stara Ania” powiedziałaby, że idzie swoją drogą, wykonuje swoją pracę tak, jak umie najlepiej i szuka poczucia wartości w sobie. Dlatego nie potrzebuje uznania z zewnątrz. Chce być dla siebie kompasem, pełnią i absolutem. Poza tym nie każdy ją lubi i takie nastawienie pomoże jej wyhodować grubszą skórę.
„Trochę Nowsza Ania” – ale za to już bardziej doświadczona joginka, powiedziałaby, że zwyczajnie obawia się, że to zaszkodzi mojemu ego. Woda sodowa odbije mi do głowy. A ponieważ pycha poprzedza upadek, wiec lepiej gdyby to jednak się nie zadziało. Nauczanie jogi miało zawsze dla mnie bardzo duży etos. Z drugiej strony, od dawna mam alergię na „instytucję guru” i bardziej pasuje mi wizja nauczyciela jogi jako profesjonalisty. W wieku 20 lat przez krótki czas miałam duchowego mistrza z Indii, ale szybko mi się znudziło.
Nauczając jogi nigdy nie pretendowałam do roli guru (przynajmniej mam taką nadzieję). A wielu nauczycieli jogi przechodzi ten etap, gdzie tak silnie zaznacza się ich autorytet, że zaczynają bardziej lub mniej „górować” (lub gurować) w stosunku do swoich uczniów. Regulować im dietę, styl życia, dając rady… To jest władza, a władza kusi…
„Trochę Nowsza Ania” była już świadoma czegoś jeszcze. Przez lata zaobserwowałam, że w relacji z nauczycielem jogi można wyróżnić 3 podstawowe fazy:
- faza początkowa – to jest ten moment, gdy pod wpływem jogi, nasze życie zmienia się bardzo „na plus”. Przeżywamy ogromną fascynację naszym nauczycielem którego postrzegamy jako zupełnie wyjątkowego. Ten etap może trwać nawet kilka lat.
- rozczarowanie nauczycielem. Okazuje się, że masz nauczyciel robi jakiś fuck-up. Albo ma nieuporządkowane życie wewnętrzne lub osobiste. Może pije alkohol, rozwodzi się atmosferze skandalu, nie rozlicza wszystkiego z urzędem skarbowym. A może na jego zajęciach ktoś doznaje kontuzji. Może jest nieprzyjemny albo chciwy. Może wpadł w samozachwyt. Na tym etapie możemy poczuć się bardzo oszukani. Przecież nasz nauczyciel jogi to miał być trochę „nadczłowiek”, a tutaj taka historia… To boli. Z tego powodu często ludzie przestają ćwiczyć jogę lub zmieniają szkołę.
- faza dojrzała. Godzimy się wewnętrznie, że nasz nauczyciel jogi jest… człowiekiem. Ma swoje problemy, gorsze dni i słabe strony. Ale przy tym… nadal jest dobrym nauczycielem. I bywa fajny. Jeżeli czujesz, że mimo wszystko, jego zajęcia i osobowość sprawia, że wzrastasz – warto zostać i praktykować dalej. A jeżeli jest odwrotnie –wasza wspólna droga się skończyła lub zupełnie ci nie służy, warto się rozstać. Również świadomie i z poziomu partnerstwa.
Lista moich trudnych doświadczeń z nauczycielami jogi obejmuje na przykład całkowitą dezaprobatę mojego dawnego wieloletniego nauczyciela, gdy powiedziałam mu, że chciałabym pójść na kurs nauczycielski. Dużo już upłynęło wody, a my obecnie mamy bardzo sympatyczną relację, chociaż już bardziej przyjacielską. Inna lekcja z innym nauczycielem obejmuje nudny i totalnie nieinspirujący 3-letni kurs nauczycielski, który skutecznie zabijał jakąkolwiek radość płynącą z jogi (na szczęście nie na zawsze, inaczej bym już dawno nie ćwiczyła). Z osobą numer 2 nie mam żadnego kontaktu, tylko wdzięczność, że pokazał mi jak joga nie powinna wyglądać.
A mówię o tym, bo „Trochę Nowsza Ania” obawiała się, tej fazy fuck-up’u. Ta mało przyjemna faza jest nieunikniona, ale również bardzo uwalniająca. Sprawia, że wzrastamy, często wzajemnie. „Trochę nowsza Ania” na tym etapie wolała nie otrzymywać komplementów, bo wiedziała, że są nietrwałe. Prędzej czy później będzie jakiś fuck-up, a komplementy zamienią się w obgadywanie.
Na koniec napiszę o „Nowej Ani” i komplementach. Ona nie będzie się wstydziła, wymądrzała, ani zasłaniała teoriami o guru i etapach relacji z nauczycielem. Nie chce jej się już procesować. Chce „normalnie żyć”.
„Nowa Ania” może powiedzieć spokojnie: mogę nauczyć dobrej jogi. Dodatkowo – na moich zajęciach płynie jogiczna energia, shakti. Jako człowiek uczę się na wielkim Uniwersytecie Życia, a tam jest wszystko. Moje fuck-upy również.
„Nowa Ania” gdy teraz dostanie jakiś komplement, zrobi tak: pozwoli temu kwiatu rozkwitnąć w swojej pełni i przyjmie go z wdzięcznością. I bez komplikowania.

Ania Chomczyk
ania@bosonamacie.ple-mail: ania()bosonamacie.pl
Ćwiczę jogę od ponad 20 lat. Przez lata regularnie podróżowałam do Indii, aby poznawać ten niesamowity kraj oraz uczyć się jogi u źródła. Nadal kontynuuję moje jogiczne studia pod okiem najlepszych nauczycieli na świecie.
Studiowałam amerykanistykę na UW, a w 2016 r. na Uniwersytecie SWPS (kulturoznawstwo) obroniłam doktorat dotyczący jogi.
Pobieram lekcje klasycznego śpiewu Karnataki u Ranjini Koushik. Chętnie maluję i w styczniu 2021 r. zostałam certyfikowaną nauczycielką malarstwa intuicyjnego, Vedic art. Obecnie poszerzam moje kompetencje o terapię mięśni dna miednicy wg metody Bebo. Kocham Himalaje. Jestem mamą małego Felixa.
Joginka w podróży
Facebook: Joginka w podróży
Instagram: Joginka w podróży