
Szczęście jest w nas – wywiad z Clausem Springborgiem
Medytacja i mindfulness
Dr Claus Springborg czerpie inspiracje dla swoich nauk z wielu źródeł. Uczył się Enneagramu u dr Caludio Narajno, ścieżki „Diamond Logos” z Velusią van Horssen oraz Buddyzmu Tybetańskiego u Chökyi Nyima Rinpoche. Uczył grupy w Anglii, Szkocji, we Włoszech i w Danii. W 2015 roku ukończył doktorat w zakresie poznania ucieleśnionego, sztuki i edukacji managerskiej. Pozwoliło mu to głębiej zrozumieć proces transformacji zachodzący na ścieżkach medytacji, którymi podąża oraz podniosło jego umiejętności wyjaśniania i pomagania w takiej transformacji w prosty i bezpośredni sposób.
Marek Łaskawiec: Uczysz medytacji i oczywiście sam medytację praktykujesz. Jakie czerpiesz z tego korzyści?
Claus Springborg: Jest kilka korzyści, które odczuwam i których także doświadczają moi uczniowie. Medytując, szukamy takich rzeczy, jak radość, szczęście, zrozumienie, miłość, współodczuwanie, czy szeroko rozumiana witalność. Tych rzeczy szukamy także na co dzień i mamy najrozmaitsze teorie, w jaki sposób cele te osiągnąć. Myślimy sobie na przykład, że kluczem do sukcesu jest znalezienie odpowiedniego partnera, zmiana sposobu życia lub cokolwiek innego. Zakładamy więc, że coś musimy zrobić, żeby dostać to, czego pragniemy.
Podczas medytacji mamy natomiast wrażenie, że wystarczy tylko usiąść, zamknąć oczy i zanurzamy się w tych doznaniach, bez najmniejszego wysiłku. Prowadzi to do zasadniczej zmiany w sposobie postrzegania świata, bo dzięki medytacji nie musimy już zakładać, że potrzebne są jakieś starania z naszej strony, by spełnić nasze pragnienia. Uspakaja to tę cześć w nas, która potrafi – czasem bardzo natarczywie – poszukiwać takiego spełnienia.
Zdajemy sobie sprawę, że nie musimy już niczego poszukiwać, bo wszystko mamy już w sobie. Miłość, radość, szczęście, witalność – to rzeczy, do których nie musimy już dążyć, bo zostały nam dane od samego początku. Taka świadomość bardzo wiele zmienia. To jedna z korzyści medytacji, która wydaje mi się szczególnie cenna.
Co praktycznie zmieniło się w twoim życiu dzięki medytacji?
CS: Oczywiście, zmiany te następowały stopniowo, przez lata. Jedną z nich jest o wiele łagodniejsze podejście do samego siebie i innych ludzi. Jeżeli te wszystkie rzeczy, których pragniemy już w nas są, w naturalny sposób ma się więcej cierpliwości w stosunku do siebie i innych.
Wydaje nam się na przykład, że czyjeś zachowanie przeszkadza nam w realizacji naszych dążeń, ale zaczynamy rozumieć, że to nieprawda. W ten sposób możemy reagować spokojniej. Z drugiej strony, jeśli myślimy, że musimy się do czegoś zmusić – na przykład, żeby osiągnąć miłość lub szczęście – zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę już to mamy, a więc nie ma potrzeby, żeby coś sobie narzucać.
Właśnie tę większą łagodność w stosunku do samego siebie szczególnie cenię. Każdy z nas ma w sobie rzeczy, których nie akceptuje i postrzega je jako problem. Dzięki tej łagodności łatwiej sobie z tym radzić. Ułatwia to także pracę. Kiedy punktem wyjścia nie jest już poczucie braku czy niedoskonałości, łatwiej jest pracować, próbować nowych rzeczy, popełniać błędy i uczyć się na nich. Porażka w jakimś przedsięwzięciu oznacza, że po prostu w tym przypadku się nie udało, nie oznacza natomiast, że mi jako człowiekowi czegoś brakuje.
Nie robimy już określonych rzeczy po to, by znaleźć miłość, żeby poczuć się bezpiecznie, czy aby znaleźć szczęście – bo już je mamy w sobie. Można więc bezpieczniej eksperymentować. Coś nam się uda, coś nie i nie ma z tego powodu dramatu. Łatwiej w ten sposób osiągać cele zawodowe.
Powiedziałeś, że medytacja ułatwia pracę. Żyjemy przecież w czasach agresywnej konkurencji i wiele osób może obawiać się, że jeśli medytacja uczyni ich bardziej łagodnymi, spokojnymi, mniej wymagającymi w stosunku do siebie i innych, ich profesjonalne życie, ich kariera może przez to ucierpieć. Z drugiej strony, niektóre firmy organizują dla swoich pracowników szkolenia poświęcone jodze czy treningowi uważności. Jak pogodziłbyś jedno z drugim?
CS: Nie widzę tu żadnej sprzeczności. Oczywiście, rozumiem ten sposób myślenia, że jeśli medytacja uczyni kogoś łagodniejszym, wszyscy zaczną mu wchodzić na głowę.
Nie chodzi mi tylko o to. Często biznes postrzegany jest jako gra o sumie zerowej – żeby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać. Jest więc takie oczekiwanie, że aby zrealizować ambitne cele, trzeba maksymalnie docisnąć konkurentów, dostawców, pracowników. Ciężko to pogodzić z łagodnością.
CS: Rozumiem doskonale, o co ci chodzi. Ale jeżeli ktoś ustawił tak warunki gry, że albo to ja docisnę albo mnie docisną, nie oznacza to, że mamy takie założenie zaakceptować. Nie znaczy to także, że jest to jedyny sposób funkcjonowania. To tylko jeden ze sposobów porządkowania naszego doświadczenia, ale takich sposobów jest więcej. Medytacja uwalnia nasz umysł od tego bycia zdanym tylko na ten jeden sposób postrzegania świata.
Czyli fakt, że firmy organizują zajęcia z jogi czy treningi uważności dla swoich pracowników oznacza, że nasze podejście do biznesu się zmienia.
CS: Mam nadzieję, że idzie to właśnie w tym kierunku. Jestem z natury optymistą i myślę, że coś się powoli zmienia, że coraz więcej ludzi, którzy zajmują wysokie stanowiska w różnych firmach czy organizacjach zaczyna to powoli rozumieć. Oczywiście, czasem może to być zwyczajna moda – dajemy pracownikom to, czego chcą i dzisiaj będzie to np. joga. Ale nawet jeśli to tylko moda, stwarza ona możliwość, żeby zrobić coś dobrego. Moim celem jest, aby tego typu oferta była dostępna i żeby była dopasowana do istniejących potrzeb ludzi ze świata biznesu. Chciałbym budować pomost pomiędzy językiem biznesu a duchową wiedzą i praktyką.
Wyobraźmy sobie zatem, że jestem takim szefem dużej korporacji i możesz zaprezentować mi swoją ofertę. Jakich argumentów byś użył?
CS: Po pierwsze, pewnie bym tego nie zrobił. Staram się raczej szukać ludzi, którzy sami zainteresowali się tematem. Tak jest po prostu łatwiej.
Załóżmy zatem, że jestem zainteresowanym szefem dużej korporacji i chcę się tylko upewnić, że podejmuję właściwą decyzję.
CS: Kiedy pisałem pracę doktorską, pracowałem z kilkudziesięcioma menedżerami, którzy musieli poświęcić siedem godzin swego czasu, aby wziąć udział w moich badaniach. Żaden menedżer nie zdecyduje się na coś takiego, jeśli nie będzie miał pewności, że coś z tego będzie miał w zamian. I jest to zupełnie oczywiste, godzina pracy takiego menedżera kosztuje dużo pieniędzy i firma musi za to płacić. Zadałem więc im pytanie, czy mają w swojej organizacji jakiś problem, który negatywnie wpływa na atmosferę w miejscu pracy albo na rentowność firmy i który próbują rozwiązać od dłuższego czasu i nie dają rady. Prawie wszyscy odpowiedzieli pozytywnie. A jeśli ktoś powiedział, że takich problemów nie ma, poprosiłem, żeby opowiedział mi dokładnie o swoim dniu pracy i zanim doszliśmy do przerwy na lunch mieliśmy już co najmniej kilka takich problemów zdefiniowanych.
Co ciekawe, kiedy przypatrzyliśmy się tym problemom, bardzo rzadko były one związane zagadnieniami operacyjnymi firmy, takimi jak np. znalezienie nowych rynków czy usprawnienie procesu dostaw. W 95% miały one związek z relacjami międzyludzkimi. Na przykład pojawiało się pytanie, co zrobić, aby członkowie jakiegoś zespołu zaangażowali się w realizację podjętych decyzji. Często bowiem w takim zespole coś uzgadniano, wszyscy się na to godzili, a potem wracali do swoich działów i robili coś zupełnie przeciwnego. Niektórzy menedżerowie mieli także problem z niskim poziomem satysfakcji swoich pracowników, choć wydawało się, że w firmie zrobiono wszystko, aby tak nie było. To problem poważny, bo wtedy trudno o wysokie morale. Tego typu problemy nie biorą się zwykle z tego, jak zorganizowana jest praca w danej firmie, ale z tego, w jaki sposób menedżerowie myślą o rzeczywistości. Czyli źródłem problemów jest to, jak myślimy o rzeczywistości i jak ją rozumiemy.
Tu właśnie pojawia się miejsce dla medytacji. Wszyscy borykamy się z problemami, które wydają się nierozwiązywalne. Na przykład wiążemy się z jakimś partnerem czy partnerką i po paru miesiącach czy latach okazuje się, że coś nie gra. Albo zmieniamy pracę, bo ta nowa ma być tym, czego szukaliśmy, ale okazuje się po jakimś czasie, że nowa praca jest taka sama, jak stara. Podobne problemy mamy wszyscy, a ich źródłem jest to, w jaki sposób strukturyzujemy nasze doświadczenia. Medytacja może w tym pomóc.
Jak już mówiłem, zwykle budujemy nasze doświadczenia zakładając, że radość, satysfakcja, szczęście, itd. są jak przedmioty, a skoro są przedmiotami, możemy je złapać, a jeśli możemy je złapać, jesteśmy w stanie je posiąść. Czasem wydaje nam się, że coś nam w tym przeszkadza, a więc staramy się przeszkody te usunąć. Z takiego podejścia bierze się całe mnóstwo naszych kłopotów. Podczas medytacji przekonujemy się, że to wszystko nieprawda, że to, do czego tak usilnie dążymy jest jak powietrze, którym oddychamy. Jest zawsze wokół nas, ale nie zwracamy na nie uwagi. Uświadomienie sobie tego prostego faktu zmienia nasze relacje ze światem, rozwiązuje wiele pozornie nierozwiązywalnych problemów, z którymi walczymy na co dzień. Ułatwia to również rozwiązanie wielu problemów, z którymi borykają się firmy, co ma już bezpośredni wpływ na rentowność i wydajność pracy.
Pewnie tak bym przekonywał ciebie jako szefa korporacji. Chociaż raczej zwróciłbym się do menedżerów tej korporacji, bo jeśli menedżer pracujący bezpośrednio z ludźmi zmieni swój sposób myślenia, będzie to miało o wiele większy wpływ na całą organizację. Już sama elastyczność myślenia, którą pomaga osiągnąć medytacja ma ogromny wpływ na działanie organizacji.
Są na ten temat bardzo ciekawe badania prowadzone przez Polkę, dr Julię Romanowską na Uniwersytecie w Sztokholmie. Zajęła się ona treningami menedżerów, które bazują na kontakcie ze sztuką. Podzieliła grupę menedżerów na dwie części, z których jedna przeszła przez klasyczne szkolenie biznesowe typu MBA, zaś druga miała specjalny program zajęć, podczas których zajmowała się współczesną poezją, sztuką i muzyką, a także dyskusjami egzystencjalnymi.
Po pewnym czasie, po skończeniu szkolenia Romanowska robiła wywiady z menedżerami, którzy brali udział w szkoleniu oraz ich pracownikami. Pobierała także próbki krwi zarówno jednych jak i drugich. Z przeprowadzonych wywiadów wynikało, że menedżerowie z grupy drugiej twierdzili, iż szkolenie było dziwne i raczej bezużyteczne. Kiedy jednak pytano ich pracowników zdecydowanie twierdzili, że ich szefowie zmienili się na lepsze. Po zbadaniu próbek krwi okazało się, że ci sami menedżerowie, którzy uważali, że szkolenie było bezużyteczne, mieli zauważalnie niższą zawartość hormonów stresu we krwi. Co ciekawe, podobnie było w przypadku ich pracowników, którzy nie byli przecież na żadnym szkoleniu. Czyli elastyczność myślenia, otwartość, wyłamanie się utartych ram ma realny wpływ na rzeczywistość i polepsza umiejętność zarządzania ludźmi.
Jeśli ktoś chciałby zacząć medytować, jak powinien się do tego zabrać? Jaki ty zacząłeś praktykę medytacji?
CS: To zabawne, ale zacząłem od jogi. Szczególnie spodobała mi się ostatnia pozycja, Savasana – zupełnie genialna i wcale nie taka prosta. Po pierwsze, trzeba uważać, żeby nie usnąć. Bardzo przypadły mi do gustu ćwiczenia z zakresu joga nidry, skanowanie własnego ciała. Pamiętam to poczucie, że całe ciało się budzi do życia tylko dzięki temu, że kieruję moją świadomość do wewnątrz. To było zupełnie niesamowite. W ten sposób moje Savasany były coraz dłuższe, a innych asan ubywało. Zastanawiałem się nawet czy dałoby radę zastąpić sen 8-godzinnym skanowaniem ciała. Nigdy nie udało mi się dojść do 8 godzin, chociaż dwugodzinne skanowania już robiłem. Tak zrodziła się moja miłość do medytacji.
Komuś kto zaczyna medytację mógłbym polecić zatem ćwiczenia ze skanowania ciała. Są one na początek łatwiejsze, bo pomagają walczyć z sennością. Niektórzy lubią wędrować tak świadomością po swoim ciele. To ułatwia im utrzymanie stanu skupienia, bo za każdym razem koncentrują się na czymś innym. Dobrym sposobem jest kierowanie świadomości na dłonie i stopy, bo to są te części ciała, w których z reguły niewiele się na co dzień dzieje.
Osobom, które chcą zacząć medytowanie zawsze zalecam, żeby rozpoczęły powoli – od dwóch minut praktyki dziennie. Pamiętam kiedy sam zaczynałem 30 sekund wydawało się godziną, a siedzenie i czekanie na koniec praktyki było męczarnią. Niektórzy myślą, że dwie minuty nic nie znaczy, że trzeba zacząć przynajmniej od 30 minut i praktykują tak przez tydzień. Potem okazuje się, że nie mają czasu i zapominają o praktyce na pół roku. Dlatego jestem zwolennikiem krótszej, ale codziennej medytacji. Tym bardziej, że jeżeli mamy medytować przez 2 minuty, a nasz umysł podpowiada nam, że nie ma na to czasu, wiemy, że to nieprawda.
W dzisiejszym świecie prawie wszystko można znaleźć on-line. Istnieją poświęcone medytacji strony internetowe, kanały na YouTube, aplikacje na telefon itd. Czy kontakt z nauczycielem medytacji w realu jest potrzebny?
CS: Zdecydowanie tak. Nowoczesne technologie i aplikacje są świetne i wiele osób je chwali. Na pewno można znaleźć w Internecie dobre medytacje prowadzone. Myślę jednak, że bez pomocy prawdziwego nauczyciela nie można zajść daleko. Nauczyciel może pomóc w zidentyfikowaniu miejsc, w których nasza uwaga się gubi, które dla nas samych nie są oczywiste. Każdy z nas ma swoje własne uwarunkowania, które pracują niezauważalnie – jakby w tle, ale które kształtują to, jak postrzegamy nasze doświadczenia. Czasem ciężko jest zdać sobie sprawę, że je również możemy zawiesić. Nauczyciel może nam w tym w zasadniczy sposób pomóc.
Weźmy na przykład sytuację, w której nasz znajomy wygrał na loterii, znalazł nową miłość, albo dostał wspaniałą pracę – czyli stało się coś takiego, z czego jest naprawdę szczęśliwy. Kiedy taki znajomy przychodzi do nas i opowiada o swoim szczęściu, my również czujemy się szczęśliwi, jakby to było zaraźliwe. Zaczyna nam się wtedy przypominać własne doświadczenie szczęścia. A więc kiedy nauczyciel ma umiejętność skupienia się na czymś takim, staje się dla innych przykładem i pobudza ich do odnajdywania w sobie podobnych stanów. Dlatego myślę, że rola nauczyciela jest naprawdę ważna.
Jest jednak wiele szkół medytacji i wielu nauczycieli. Załóżmy, że ktoś chce rozpocząć praktykę medytacji. W jaki sposób, bezpiecznie i szybko, znaleźć dobrego nauczyciela medytacji?
CS: To dobre pytanie. Jest parę rzeczy, które w tym mogą pomóc. Po pierwsze, warto popytać znajomych. I to najlepiej takich znajomych, którzy nie są za bardzo krytyczni, ale także nie za bardzo entuzjastyczni. Najlepsi są tacy, którzy potrafią ocenić nauczyciela w sposób wyważony. A potem trzeba po prostu pójść na zajęcia i spróbować ocenić je samemu. Warto także przyjrzeć się uczniom tego nauczyciela, bo po nim najlepiej poznamy, co jest on wart. To trochę tak, jak oceniamy drzewo po owocach, jakie rodzi. Jeśli na przykład trafimy do miejsca, w którym wszyscy są za bardzo rozentuzjazmowani i podekscytowani, może lepiej poszukać innego nauczyciela.
Czasem słyszy się, że medytacja czy praktyka uważności, tak jak jest uczona na Zachodzie, jest trochę sztucznie przeniesiona z Dalekiego Wschodu i przez to pozbawiona swego szerszego, transcendentalnego czy duchowego kontekstu. Co o tym myślisz?
CS: Jeżeli chodzi o medytację w oparciu o techniki mindfulness, to – o ile je dobrze rozumiem – nie powstały one jako kompleksowy system duchowy. Zostały one stworzone w określonym celu i konkretnym kontekście. Tak zresztą jest ze wszystkimi praktykami – powstają z jakieś potrzeby w kulturowo określonym środowisku. Technika mindfulness powstała w latach 70-tych ubiegłego wieku. Jej ogromną zaletą, ale także pewnym ograniczeniem jest to, że została pomyślana jako program ośmiotygodniowy.
Dzisiaj mamy większą otwartość na tego typu praktyki, ale kiedy program ten powstawał, medytacja wydawała się czymś dziwacznym, co praktykuje się na Dalekim Wschodzie. Chciano wówczas sprawdzić, co się za tym kryje, czy to w ogóle ma sens. Stworzono więc ośmiotygodniowy program, bo pozwalał on na to, aby wzięło w nim udział stosunkowo dużo osób, a więc można było łatwo sprawdzić jego efekty. Wyniki tych badań można było porównywać, bo wszyscy stosowali tę samą metodę. Można było zgromadzić reprezentatywną próbę danych i poddać je statystycznej analizie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę to uwarunkowanie, program mindfulness okazał się ogromnym sukcesem, choćby dlatego, że sam temat medytacji został upowszechniony. Jeżeli zatem teraz ktoś krytykuję tę technikę, że jest ograniczona, oznacza to, że nie do końca rozumie, jaki zamiar krył się za jej stworzeniem i jak dobrze ten zamiar udało się zrealizować. Dzięki temu programowi, o medytacji nie tylko zaczęto poważnie rozmawiać, ale przestano stawiać pytania, czy ma ona jakikolwiek skutek. Dzięki zabranym danym statystycznym było bowiem wiadomo, że ma.
Ale ośmiotygodniowy program jest tylko ośmiotygodniowym programem. Są ludzie, którzy poświęcają praktyce medytacji całe swoje życie. Oczywiste jest więc to, że więcej daje się osiągnąć w ciągu całego życia niż w zaledwie osiem tygodni. Na tym właśnie polega ograniczenie tego programu.
Czyli masz wrażenie, że pomimo tego, że medytacja jest czymś, co przenieśliśmy ze Wschodu na Zachód – trochę tak, jak przesadza się roślinę – nie straciliśmy czego ważnego. Roślina kwitnie i ma się dobrze?
CS: Pewnie coś utraciliśmy. Ale nie ma w tym nic dziwnego. Jeśli zastępuje się tradycję, w której praktykujemy coś całe życie ośmiotygodniowym programem, nie byłoby zbyt rozsądnie oczekiwać, że nic pod drodze nam nie umknie. Ale ośmiotygodniowy program jest tylko wprowadzeniem i myślę, że jest to bardzo dobre wprowadzenie. Jednak po takim wprowadzeniu trzeba kontynuować praktykę, aby w pełni doświadczyć korzyści płynących z tej metody.
———-
Więcej o metodzie dr Clausa Springborga można znaleźć tutaj, a informacje o warsztatach w Polsce – tutaj.
Podziękowania dla nauczycielki mindfulness, Magi Korbel, za pomoc przeprowadzeniu wywiadu.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!