
Jak nie zakochać się w nauczycielu jogi?
Jak nie zakochać się w nauczycielu jogi?
Już po pierwszych jego zajęciach czujesz się lepszą wersją siebie. Endorfiny tańczą, motyle w brzuchu machają skrzydłami. Pojawia się „crush”: zachwyt, oczarowanie, zauroczenie. Nie tylko samą jogą, ale także osobą, dzięki której czujesz się bosko.
To zauroczenie wcale nie musi być erotyczne (choć bywa). Niekoniecznie jest romantyczne – w tym sensie, że nie zależy ci na „ułożeniu sobie życia” z tą osobą – jak mawiała babcia. A jednak czujesz wyraźnie, że to coś więcej niż nieskomplikowana relacja w stylu – ja płacę za zajęcia, on dzieli się wiedzą.
Nagle każde słowo nauczyciela wydaje ci się mądre i słuszne, każde zachowanie godne naśladowania, a metoda, której uczy – po prostu wspaniała.
Czy tak bywa? Bardzo często. Czy to dla ciebie dobre? Tylko do pewnego stopnia.
Dlaczego o tym piszę?
Pomysł długo we mnie dojrzewał. Przyszedł mniej więcej wtedy, gdy głośno zrobiło się o #metoo w środowisku jogowym. A potem jeszcze te filmy o Yogi Bhajanie i Osho na popularnych kanałach streamingowych. A na YouTube – nagrania z zajęć, które prowadził Iyengar oraz Pattabhi Jois. Widać na nich przemocowe korekty, molestowanie seksualne, słychać wykrzyczane komendy i poniżające komentarze. Ewidentne przekraczanie granic.
W końcu pomyślałam, że trzeba ten temat poruszyć. Żebyśmy potrafiły rozpoznać, kiedy kochamy za bardzo. Nauczyciela jogi. I kiedy powiedzieć „stop” tej miłości. Piszę głównie do kobiet, choć może się okazać, że jakiś chłopak też odnajdzie siebie w tym tekście. Jeśli tak – przepraszam za kłopot – zamień wszystkie żeńskie formy na męskie.
Czy ta miłość jest zła?
Niekoniecznie. Zapewne każda z nas, jako mała dziewczynka „kochała się” w cioci z przedszkola czy pani od polskiego, i chłopcom też się to zdarzało. Taki rodzaj zauroczenia kimś starszym, mądrzejszym, fajnym, jest całkowicie naturalne. Co więcej, jak dowodzą badania, na przykład to, które przeprowadził Christ Bergin na Missouri University – dzieci i nastolatki, które mają pozytywną, emocjonalną relację z nauczycielem czy nauczycielką, uczą się lepiej. Przypuszczam, że dorosłych to też dotyczy. Jeśli jesteśmy w kimś zakochani – w takim nieerotycznym, nieromantycznym sensie, o którym pisałam na początku – chcemy mu zaimponować, więc grzecznie odrabiamy lekcje, perfekcyjnie wykonujemy zadania i robimy to z radością.
Problem jak zwykle pojawia się, gdy tej miłości jest za dużo, gdy jest bezkrytyczna i gdy nauczyciel/nauczycielka przekracza granice. Ale lekki „crash” na jodze, to nie jest coś, czym bym się przejmowała. Wystarczy poczekać, aż przejdzie i przekształci się w bardziej dojrzałą, bezpieczną relację.
Czy zawsze bezgranicznie ufamy autorytetom?
Uściślijmy: nie wszystkim. Ufamy tym, którym chcemy zaufać.
– Każdemu z nas zdarza się pozwalać ludziom mówić to, co chcemy usłyszeć – uważa Amanda Montell, autorka książki Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu. – To klasyczny efekt potwierdzenia: zakorzeniona w człowieku wada rozumowania, zdefiniowana przez skłonność do poszukiwania, interpretowania, akceptowania i zapamiętywania informacji w sposób, który potwierdza (i wzmacnia) nasze utrwalone przekonania, oraz ignorowania lub odrzucania wszystkiego, co je podważa. Eksperci są zgodni, że nawet najbardziej logiczne umysły – w tym naukowcy – nie mogą całkowicie uniknąć efektu potwierdzenia.
Co to oznacza? Jeśli boisz się zmarszczek, nauczyciel, który twierdzi, że joga odmładza – przykuwa twoją uwagę. Jeśli chcesz wzmocnić swoją rezyliencję – chętnie słuchasz guru, który mówi, że siła na macie przekłada się na siłę w życiu. Jeśli desperacko pragniesz schudnąć – słowa o tym, jak asany zapewniają szczupłą sylwetkę, przyjmujesz z radością. I tak dalej.
Dlaczego ignorujemy sygnały ostrzegawcze?
Mamy skłonność do racjonalizacji, czyli przekonywania samych siebie, że dobrze wybraliśmy. Więc skoro wybraliśmy jogę i to konkretną szkołę jogi – interpretujemy wszystko lub prawie wszystko, co się w niej dzieje, jako dobre dla nas. Przynajmniej na początku. Ale potem też, bo włącza się w nas jeszcze inny mechanizm. Behawioralna teoria ekonomiczna o awersji do straty.
– Głosi ona, że istoty ludzkie na ogół odczuwają stratę (czasu, pieniędzy, dumy i tym podobnych) znacznie mocniej niż zyski – wyjaśnia Amanda Montell. – Jesteśmy gotowi wykonać dużo pracy, by uniknąć spojrzenia porażce w oczy.
To dlatego przekonujemy samych siebie, że związek jeszcze da się uratować, kryzys w firmie minie, a joga w końcu przyniesie takie efekty, jakie chcemy. Im więcej zainwestowaliśmy, tym trudniej nam się wycofać z inwestycji, więc skłonni jesteśmy jeszcze trochę poczekać. A może nawet doinwestować.
Jak to działa w praktyce? Tłumaczymy sobie, że jeśli nauczyciel stosuje tak mocną korektę, widać musi, żeby joga wreszcie przyniosła efekty. Krzyczy i czepia się ustawienia małego palca lewej stopy? Posłucham się go, bo może jak przesunę ten palec to wreszcie otrzymam dywidendę: spokojny umysł i sprawne ciało. Albo brak zmarszczek i szczupłą sylwetkę.
Czy to jest dojrzałe zachowanie?
Nie bardzo. Podążając ślepo za nauczycielem, zwalamy na niego odpowiedzialność nie tylko za dobre samopoczucie na macie, ale i w życiu. To infantylne zachowanie.
– Dzieci wierzą w to, że dorośli są od dźwigania ich potrzeb, ratowania z opresji, dbania o warunki życia i bycia – mają rację, takie obowiązki mamy wobec najmłodszych – uważa Joanna Flis, autorka książki Madame Monday. Po dorosłemu. – Gdy mamy w dzieciństwie szczęście, właśnie tacy dorośli nam się przytrafiają. Jednak często i w dorosłym życiu trudno nam odpuścić fantazję o tym, że nadal istnieje ktoś, komu równie mocno co nam zależy na tym, jak wygląda nasza rzeczywistość. Trudno nam zaakceptować, że nikt już nic nie jest nam winien, a wszystko co mieliśmy dostać, już dostaliśmy.
Czasem wygodnie być dzieckiem. Dorośli są odpowiedzialni za swoje samopoczucie i ponoszą konsekwencje swoich działań. A dzieci mogą zdać się na dorosłych. Dzieci mogą nie wiedzieć. Dzieci mogą rozrabiać i ponieść stosunkowo niewielką karę. Dzieciom się tłumaczy, prowadzi za rękę, bierze na kolana i przytula. A my chcemy być czasem przytulani.
To może być chwilowa potrzeba, gdy jesteśmy przebodźcowani, przytłoczeni odpowiedzialnością w pracy czy rodzinie – wtedy z ulgą witamy osobę (lub system), która zdejmie z nas obowiązek podejmowania decyzji czy w ogóle myślenia. Pozycje stojące w jodze dają poczucie bezpieczeństwa? Wspaniale, róbmy je zatem. Stanie na głowie zwiększa ukrwienie mózgu? Stajemy więc na głowie. Jogi nie można ćwiczyć w czasie miesiączki? No to odpoczywamy. Skoro guru tak mówi… Jeśli nasz system autoregulacji emocji nawala, guru wydaje się zbawicielem i tatą w jednym.
Nauczyciel ma zawsze rację?
Oczywiście, że nie. Myli się czasem, jak każdy z nas. Często jednak nie chcemy tego dostrzec. Zwłaszcza w sytuacji zajęć jogi.
Im chętniej słuchaliśmy się autorytetów w rodzinie, w szkole, w pracy – tym chętniej zapewne słuchamy się ich teraz.
To słuchanie się może mieć bardzo różne przyczyny. Być może dorastaliśmy w rygorystycznym środowisku i zdyscyplinowanym społeczeństwie. To uczy nas, że posłuszeństwo jest dobrze widziane społecznie, a za nieposłuszeństwo się obrywa.
Ale może też być tak, że w dzieciństwie i później byliśmy otoczeni osobami godnymi zaufania. Słuchanie się ich było dla nas bezpieczne i dobre, nie podważaliśmy ich zdania, bo nigdy nie mieliśmy takiej potrzeby. Nie podważamy i teraz, choć nasza ufność graniczy czasem z naiwnością.
No i jest jeszcze jedna kwestia – poprawne odpowiedzi, podnoszenie ręki w klasie, bycie prymuską – za to dostaje się w dzisiejszym świecie nagrody. A kto nie chce nagród? Zwłaszcza jeśli dodatkowo karmią poczucie własnej wartości. Myślimy sobie „Skoro zrobiłam tę asanę poprawnie i on mnie pochwalił przed całą grupą – jestem ok”.
A, no właśnie, i jeszcze ta grupa. Też swoje robi. Albo: wygrywasz rywalizację, jesteś lepsza, inni ci zazdroszczą. Albo: nie wygrywasz, ale jesteś „swoja”, spełniasz standardy, warto się z tobą trzymać, a może wręcz – jesteś elitą. Nauczyciele jogi miewają swoje groupies. Swoje cheerleaderki. Zadowolone cheerleaderki.
Czy to zawsze jest mężczyzna?
Nie zawsze, ale częściej tak. Jeśli ktoś kocha nauczycielkę, to zazwyczaj jest w tym wątek erotyczny. Jest młoda, zgrabna, wspaniale się rusza – idealny obiekt seksualny. Jeśli ktoś kocha nauczyciela – powody najczęściej bywają inne.
Mamy tu do czynienia z tak zwaną luką autorytetu (authority gap). W jednym z niedawnych badań, brytyjscy rodzice, gdy mieli „na oko” ocenić IQ swoich dzieci, statystycznie „wycenili” dziewczynki średnio na 107, a chłopców na 115. Jest to jednocześnie i efekt, i przyczyna tego, że społeczeństwo odbiera mężczyzn jako bardziej kompetentnych niż kobiety, jeszcze zanim sprawdzi, czy tacy są.
W USA gdy głos zabiera sędzina sądu najwyższego, przerywa się jej cztery razy częściej niż sędziemu. Osoby cytowane na pierwszych stronach gazet to w 16% kobiety. Jeśli w rozmowie biznesowej, kobieta mówi przez 30% czasu, a mężczyzna przez 70% – on już twierdzi, że zdominowała dyskurs. (Dane pochodzą z książki Mary Ann Sieghart Authority Gap: Why Women Are Still Taken Less Seriously Than Men, and What We Can Do About It).
Amanda Montell zwraca uwagę na jeszcze jedno uwarunkowanie, któremu zostaliśmy poddani (pisze o USA, ale nie dotyczy ono tylko tego kraju). Chodzi o głos. A konkretnie o „automatyczne zaufanie do głosu białego mężczyzny w średnim wieku.” Tego głosu, którym przez lata mówili prezenterzy telewizyjni i radiowi oraz politycy. Wiadomo, teraz to się trochę zmienia, więcej jest różnorodności, także w mediach i polityce, ale nadal, zdaniem na przykład Lindy West, autorki esejów „The Witches Are Coming” (Wiedźmy nadchodzą) mamy przerażająco niskie standardy męskiej charyzmy. „O ile ktoś jest białym mężczyzną i mówi nam, żebyśmy zwracali na niego uwagę, podążymy nawet za ewidentnie najbardziej nieudolnym oszustem i durniem, jakiego kiedykolwiek urodził wszechświat”. (cytat z Lindy West zaczerpnęłam z książki Montell Idź za mną).
Oczywiście, jest w tym sporo prowokacji. Oczywiście, nie musisz się z nią zgadzać. Ale przynajmniej weź pod uwagę, że coś w tym może być.
W czym tkwi niebezpieczeństwo?
Pierwszy powód wymieniłam na początku. Zachwyt potrafi uśpić czujność i gdy toksyczny czy zaburzony guru zechce przekroczyć granice – będzie mu łatwiej, gdy będziesz w stanie zachwytu. Możesz stać się ofiarą przemocy – fizycznej lub emocjonalnej – oraz molestowania. I pozbieranie się z tego będzie długotrwałe i nieprzyjemne.
Jest też drugi powód – bardziej banalny. (Bo przecież nie każdy guru to narcyz i przemocowiec, który chce cię wykorzystać do tego, by poczuć się lepiej.)
Jeśli zbudujesz swojemu nauczycielowi piedestał, a on potem okaże się zwykłym – zaznaczam, zwykłym, nie złym – człowiekiem: na przykład przyłapiesz go na tym, jak czegoś nie wie, wcina kiełbasę z grilla (choć mówił, że jest weganinem) czy karmi kota suchą karmą 😉– twoja „miłość” może się przerodzić w nienawiść. Zerojedynkowo, jak u dziecka. Odejdziesz wtedy trzaskając drzwiami i od niego, i od jogi. A to może być szkoda.
Jak urealnić guru?
Przeczytałaś ten tekst, więc to już pierwszy krok. Drugi – znajdź w nim wady. Nie wady przez duże „W”, tylko te urocze małe wady, które ma każdy z nas. Dziurawą skarpetkę, uzależnienie od Instagrama czy od czekolady. Uświadom sobie, że jest zwykłym kolesiem. Pewnie wie więcej o jodze niż ty, ale nie jest autorytetem we wszystkich dziedzinach. Im wcześniej to zrozumiesz, tym lepiej dla waszej relacji.
Pamiętaj też, że jest całe spektrum pozytywnych emocji, którymi możesz go darzyć. To nie musi być „crash”. Wystarczy, że go lubisz, doceniasz, a nawet – że jest ci obojętny, ale dobrze się czujesz na jego zajęciach. To tylko nauczyciel. To tylko joga.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!