Przywiązanie
17/10/2017
Podobno jest taki camp na granicy USA i Kanady, w którym wszystko jest dokładnie takie same, jak kiedy go zbudowano. 80 lat temu albo jakoś tak. Drewniane domki do wynajęcia, te same meble, lodówka na lód, który wykuwa się z jeziora, zero prądu, kanalizacji, a każdy krzaczek w tym samym miejscu. Utrzymuje się ów camp w tym historycznym stanie od lat, a Amerykanie przyjeżdżając tu płacą ogromne pieniądze, by wszystko było właśnie po staremu, dokładnie tak jak pamiętają to z dzieciństwa.
O campie opowiadała mi dziewczyna, którą spotkałam na wakacjach w Maroku. Nie wiem, czy mówiła prawdę w 100%, bo wie to od córki, ale… nieważne. Nawet jeśli ten camp nie istnieje, wierzę w niego, bo istnieje w ludziach silna potrzeba, żeby było „po staremu”. I wierzę, że mogą płacić grube pieniądze za to, żeby choć przez tydzień, przez chwilę było jak w dzieciństwie.
Ja skusiłam się na to dzieciństwo wczoraj. Zostałam zaproszona na obiad do reatauracji Potockich w Gałkowie. Mieści się w ogromnym, starym domu, wpisanym do rejestru zabytków i przeniesionym na Mazury ze Sztynortu. Z zachwytem wchodziłam po drewnianych schodach, które miały nie wiem, ile, ale pewnie milion lat. W kącie stały narty biegowe, również milionletnie. Schody i narty były magiczne, ale jeszcze bardziej magiczny był… kogel-mogel, który dostałam na deser. Wcale nie wegański i oczywiście z białym cukrem, ale i tak nie mogłam mu się oprzeć. Kogla mogla nie jadłam… hm… no właśnie milion lat. I sprawił mi dużą przyjemność.
Każdy, kto praktykuje jogę, coś wie na ten tego rodzaju przyjemności. Tysiące lat tradycji nadają szczególny czar praktyce. I sprawiają, że mocniej wierzymy w jej skuteczność. Każdy, kto praktykuje ashtangę, coś wie też o magii rytuałów. Codziennie rozwijamy matę, by zrobić te same pozycje. Nie robimy ich jednak identycznie. Pogłębiamy je, eksplorujemy, udoskonalamy.
Dorota Potocka też odnowiła dom ze Sztynortu tam, gdzie już go nie było – według wzoru, ale z nowych materiałów. Na jodze jesteśmy gotowi na zmiany, na to by iść do przodu, gdy pojawi się taka możliwość. By odkrywać nowe rzeczy, nową elastyczność i nowe źródła siły. Każda seria ashtangi, nawet jeśli zawsze ta sama, nigdy nie jest taka sama. To codziennie nowy proces i dobrze, jeśli jesteśmy gotowi na to, co przyniesie. Nie warto się nastawiać, że codziennie dokładnie z taką samą lekkością wejdziemy do mostka i w ten sam sposób skręcimy się marichyasanie. Może być inaczej. Świetnie. Nawet, jeśli to inaczej dzisiaj wygląda na gorzej, i tak jest świetnie. Każda zmiana nas czegoś uczy. Tak samo jak każda powtórka.
Szacunek i czerpanie z tradycji jest OK. Kurczowe trzymanie się wyobrażeń, zwyczajów, schematów myślenia, które nam nie służą – już nie. Poza tym, to ciekawe, sprawdzić, jak stary przepis babci (czy guru) można zastosować po latach.
Kogel mogel w dzieciństwie kręciłam w brązowym ceramicznym kubku, łyżeczką. Ten u Potockich był w pucharku. Zrobiony mikserem. Pyszny i tak.

Agnieszka Passendorfer
aga.passendorfer@gmail.comPraktykuje i uczy w Yoga Republic. Kocha czytać i pisać. Autorka książek „13 lekcji jogi”, „10 lekcji jogi. Jamy i nijamy w codziennym życiu”, „13 lekcji miłości” i "Czakry". Współzałożycielka platformy
Omline.Expert. Stara się być dobrą mamą, partnerką, przyjaciółką, nauczycielką i uczennicą.