Przerwa w życiorysie
12/09/2017
Nos. Drishti. Większość osób podczas mysore patrzy właśnie tam. Na czubek własnego nosa. Dosłownie i metaforycznie. Dlatego nie należy się bać tej praktyki. Piszę o tym, bo niektórzy się boją. Obciachu. Tego, że nie ogarną sekwencji, pomylą się albo, ups! to najgorsze! nie uda im się jakaś asana tak fajnie, jak innym. Spoko, nikt nie zauważy. Prawie nikt. No, może nauczyciel. No, może ktoś jeszcze, ale prawie na pewno się nie przejmie. A jeśli się przejmie i… przyznaj, tego najbardziej się boisz!… coś sobie na tej podstawie o tobie pomyśli, jakiś wniosek wysnuje, wewnętrznie skrytykuje, to… co z tego? To też praktyka jogi, przestać się przejmować tym, co inni o tobie myślą. Aż tak przejmować. Albo w ogóle.
I między innymi dlatego na ashtandze nie rozglądamy się specjalnie tylko koncentrujemy wzrok na czubku nosa, tak zwanym trzecim oku lub innej, raczej własnej, części ciała. Żeby się skoncentrować, utrzymać uwagę. Ale też żeby się koncentrować na sobie. Na sobie, nie na innych. I na czubku swojego nosa – tym razem metaforycznie.
Mysore to dla mnie taki me-time. Dwie godziny mniej więcej, które co rano chcę poświęcić wyłącznie sobie. Chcę, bo oczywiście różnie bywa, ale założenie po rozłożeniu maty jest generalnie takie, że to czas dla mnie. Trochę ze sobą pobędę, poobserwuję swoje ciało, dam mu prezent z yogi chikitsy czyli terapii jogą – asan i flow, i flow, które dobrze mu robią, coś tam mi pewnie przyjdzie w trakcie do głowy, bo joga to też medytacja w ruchu, będę mogła się bezkarnie spocić, zasapać, a potem w nagrodę poleżeć w savasanie. A potem real life. Yoga off the mat. Ruszę do praktyki siódmej serii, jam i nijam i innych trudnych rzeczy. Ale póki trwa sekwencja – nie zajmuję się tym specjalnie.
Odpoczywam w pewnym sensie, bo jest duże prawdopodobieństwo, że nikt mnie nie zaczepi, nie powie, że na jutro musi mieć nowe trampki na w-f, na za godzinę tekst „Jogi”, nikt nie przyjdzie sprawdzić licznika na prąd i nie spyta, co dzisiaj na obiad. Zrobi to dopiero za chwilę być może, ale na razie mogę skupić się na czubku własnego nosa.
Zanim zrozumiałam ideę drishti, miałam z tym pewien problem, ale teraz cieszę się tym przekierowaniem uwagi.
Drishti ma też inne znaczenie. To koncentracja na tym, co w danej chwili dla ciebie ważne. Spece od psychologii, fizyki kwantowej i innych czarów marów, także tych udowodnionych naukowo, mają podejrzenia, że uwaga podąża za wzrokiem, energia za uwagą, działanie z energią. Trochę jak w tym wierszyku, w którym cała rodzina i pół wsi ciągnęło rzepkę z ziemi. Jeśli chcesz mieć wpływ na swoje plony, zwróć uwagę, co jest pierwszym ogniwem łańcucha. Zwróć uwagę, na co patrzysz, na czym się koncentrujesz i nie trać energii bez sensu. To chyba dobry pomysł.

Agnieszka Passendorfer
aga.passendorfer@gmail.comPraktykuje i uczy w Yoga Republic. Kocha czytać i pisać. Autorka książek „13 lekcji jogi”, „10 lekcji jogi. Jamy i nijamy w codziennym życiu”, „13 lekcji miłości” i "Czakry". Współzałożycielka platformy
Omline.Expert. Stara się być dobrą mamą, partnerką, przyjaciółką, nauczycielką i uczennicą.