Let’s hit the road!
22/12/2016
W głębi duszy podróżujemy tylko i wyłącznie po siebie, a to, co nas spotyka rzuca nowe światło na naszą prawdziwą naturę, sprawiając, że możemy odkryć siebie samych jeszcze bardziej, jeszcze głębiej. Czasem może się okazać, że trzeba będzie zapomnieć wszystko, co dotychczas wiedzieliśmy.
Każde miejsce, które odwiedzamy stymuluje inną część naszej osobowości i porusza inne wewnętrzne przestrzenie. Podobnie jest z językami obcymi – w zależności od tego, którym w danej chwili się posługujemy – stajemy się nieco inną osobą (o tym mówi min. teoria Sapira i Whorfa).
Chyba najbardziej lubię siebie po angielsku, promieniuję wtedy tą cudowną, amerykańską kulturą, wierzę w siebie, jestem elokwentna i błyskotliwa. Mam cięty język i dobre poczucie humoru. Najbardziej lubię siebie po hiszpańsku, dużo się śmieję i życie boli jakoś mniej. Za to po rosyjsku potrafię oddać cały ból istnienia oraz przekląć tak, że przysłowiowy szewc by się nie powstydził. W moim szczątkowym arabskim wszystko zostaje podporządkowane religii Allaha. Bismillah (w imię Boga), masjid (meczet), haram (zakazane), fatwah (klątwa), hadj (pielgrzymka), inshallah (jeśli Bóg pozwoli…), habibi (ukochany; to akurat z lekcji tańca brzucha). A po polsku? Polski jest moim pierwszym językiem, językiem mojego serca. Ale też nośnikiem kultury, która niesie ze sobą malancholię i daleko posunięty pesymizm, niepokój o byt, raczej niską samoocenę i trzeba bardzo się pilnować, by za dużo nie narzekać, bo to chyba nasz sport narodowy… (Piłka nożna zdaje się być dopiero na drugim miejscu.)
To jest niezwykle interesujące obserwować i badać siebie w różnych kontekstach kulturowych i geograficznych. Zaskakujące metamorfozy, które niektórzy tłumaczą astrologią i tym, że na różnej szerokości geograficznej aktywizują się inne planety, za nimi inne predyspozycje i tym samym zmienia się nasz los. Pierwszy raz pojechałam do USA w wieku około 20 lat. Pamiętam taki moment w nowojorskim metrze, zupełnie niesamowity, metafizyczny wręcz. W wagonie byli ludzie zróżnicowani pod względem etnicznym, atrakcyjni i mniej atrakcyjni, szczupli i bardzo otyli, w marynarkach, dżinsach i krótkich spodenkach. Uśmiechnięci i zadowoleni. Nikt nikogo nie ocenał. Biła od nich radość życia i ekscytacja kolejnym, nowym dniem. Przyglądałam się im zachwycona, ja, brzydkie polskie kaczątko… Miałam wrażenie, że dawali sobie takie pełne przyzwolnie, aby być sobą, które wówczas było mi zupełnie nieznane. Miałam wrażenie, że przy nich zrzucam jakiś taki olbrzymi „polski” ciężar, ciężar, że nie jestem wystarczająco (ładna, mądra, dobra…), że nie zasługuję… Świat zewnętrzny był miejscem przyjaznym, reagował na mnie pozytywnie. USA daje wiarę w siebie, a ta wiara była mi bardzo potrzebna…
W Kaszmirze moja tożsamość ulega innej transformacji. Zakrywam głowę chustką, kupiłam też nikab i burkę. Nie przyciągam uwagi, bardzo wycofuję się do wewnątrz ograniczając autoekspresję do minimum. Robię się cicha, zanika mój unikalny rys i pazur. Kaszmir to raj na ziemi, ale z przykrytą głową nie wytrzymuję długo. We Francji zwracam większą uwagę na to, jak wyglądam. Obserwuję eleganckie i zadbane Francuzki starając się zanadto nie odstawać. Paryż wydobywa we mnie dobry smak, kunszt i finezję, wznoszę się na wyżyny intelektualne. Cenię estetykę bardziej niż na co dzień, mam ochotę być chic, rozmawiam do rana o Gertrude Stein. Chcę popjać espresso w kawiarni, nosić szpilki, ubierać się na czarno, pisać lub malować po nocach…
A potem zawsze cudownie jest wrócić do domu i ze świadomością tej nowej odkrytej części swojej duszy leżeć pod kocem z dobrą książką lub pisać pamiętnik. Lub powoli planować kolejny wyjazd, nawet bardzo krótki…
P.S. Chciałabym Was poznać! Jeżeli czytasz mojego bloga i coś Cię w nim w pewien sposób porusza możesz do mnie napisać (ania@bosonamacie.pl) lub skomentować wpis na Facebooku. Odpisuję.

Ania Chomczyk
ania@bosonamacie.ple-mail: ania()bosonamacie.pl
Ćwiczę jogę od ponad 20 lat. Przez lata regularnie podróżowałam do Indii, aby poznawać ten niesamowity kraj oraz uczyć się jogi u źródła. Nadal kontynuuję moje jogiczne studia pod okiem najlepszych nauczycieli na świecie.
Studiowałam amerykanistykę na UW, a w 2016 r. na Uniwersytecie SWPS (kulturoznawstwo) obroniłam doktorat dotyczący jogi.
Pobieram lekcje klasycznego śpiewu Karnataki u Ranjini Koushik. Chętnie maluję i w styczniu 2021 r. zostałam certyfikowaną nauczycielką malarstwa intuicyjnego, Vedic art. Obecnie poszerzam moje kompetencje o terapię mięśni dna miednicy wg metody Bebo. Kocham Himalaje. Jestem mamą małego Felixa.
Joginka w podróży
Facebook: Joginka w podróży
Instagram: Joginka w podróży