Joga po makowcu
27/12/2016
… po pierogach z kapustą, grzybowej z łazankami, lukrowanych pierniczkach, czy co tam pojawiło się na twoim świątecznym stole, a potem w brzuchu. Jak ci się z tym dzisiaj praktykowało? Sądząc po frekwencji w szkole – wcale. Chyba, że to była praktyka domowa, albo będzie. Popołudniowa.
Ja rano stanęłam na macie jak zwykle. Było nieźle. Może dlatego, że wczoraj nie jadłam makowca. Był ryż, soczewica i domowa wegańska czekolada. Ale… stop!… to nie będzie wpis o tym, co jeść a czego nie w święta, tylko o tym, jak to, co jemy wpływa na praktykę i na odwrót. Z moich obserwacji wynikają dwa wnioski.
- Dzięki jodze możesz pozwolić sobie na więcej luzu. Praktyka to detoks. Więc nawet „niedietetyczne” jedzenie specjalnie nie szkodzi i nie tuczy, bo zmetabolizujesz je szybciej dzięki asanom i pranajamie. Inna sprawa, że im więcej praktykuję, tym mniej mam apetytu na puste, chemiczne kalorie. Na śniadanie po mysore mój organizm nie domaga się białego tosta z szynką. Ani nawet z dżemem. Raczej owsianki. A dzisiaj na przykład były to winogrona.
- Dzięki jodze link między jedzeniem a praktyką, a potem między jedzeniem a samopoczuciem i… życiem po prostu jest bardziej widoczny. Nie wiem, jak to dokładnie działa, bo nie wgłębiałam się w badania naukowe. Podobno nabiał i gluten powodują stan zapalny w organizmie, stawy są mniej nawilżone i ciało sztywniejsze. Być może. Kiedy jeszcze jadałam sery, rzeczywiście po imprezie z cheddarem w roli gościa honorowego, czułam się sztywniejsza i szybciej się męczyłam na jodze, a po wegańskim menu – było mi na macie przyjemniej.
Nabiału nie jem już od wielu miesięcy i rzeczywiście jest mi raczej miło na jodze. Generalnie. Bo w zeszłym tygodniu zrobiło się jednak niemiło. Odezwała się stara kontuzja ramienia, z którą, tak myślałam, się już pożegnałam. Naderwany mięsień nagle znów zaczął boleć. Na jodze, po jodze, przed kolejną jogą… i tak ze cztery dni z rzędu. O co chodzi? – pytałam samą siebie. Przecież ani nie przegięłam z ruchem, ani nic z dietą nie kombinowałam. Ups. Kombinowałam. W samolocie zjadłam ravioli. A na następny posiłek – bułkę. Ilość glutenu, która dla mojego organizmu była szokowa. I efekt szokujący. Ale to już historia: ravioli jest wspomnieniem. Ból ramienia po czterech dniach zniknął. Także. Lekcję odrobiłam.
Piszę ten tekst przy sałatce „burak-gruszka” w Life Motive. Wegańskiej. Z krakersami gluten free. Więc mam nadzieję, że jutro będzie mi OK na macie. I tobie też. A jak nie… patrz punkt 1. Joga to detoks, więc daj jej szansę, a szybko dojdziesz do siebie po makowcu, pierogach z kapustą czy co tam się pojawiło na twoim świątecznym stole.

Agnieszka Passendorfer
aga.passendorfer@gmail.comPraktykuje i uczy w Yoga Republic. Kocha czytać i pisać. Autorka książek „13 lekcji jogi”, „10 lekcji jogi. Jamy i nijamy w codziennym życiu”, „13 lekcji miłości” i "Czakry". Współzałożycielka platformy
Omline.Expert. Stara się być dobrą mamą, partnerką, przyjaciółką, nauczycielką i uczennicą.