
Jak bardzo chcemy być w unii?
Jak bardzo chcemy być w unii?

Jak bardzo chcemy być w unii? Foto: Ania Krachało
Kiedy obecność naszego kraju w Unii Europejskiej została zagrożona, zapanowało spore poruszenie. Także jogini wyszli na ulicę. Nie wszyscy, oczywiście, i ten tekst nie będzie o tym, czy środowisko jogowe w Polsce chce być w UE. Będzie o tym, że joga to też unia. I o tym, jak reagujemy, gdy nasza wewnętrzna unia, integralność, staje pod znakiem zapytania, gdy ktoś lub coś próbuje nam ją zabrać. Protestujemy?
Bo joga to unia. W sanskrycie słowo „yuj”, od którego ponoć pochodzi „yoga”, to jarzmo, kontrola, ale też połączenie, zjednoczenie. Czyli unia. „Ha-tha” z kolei, według jednych oznacza wysiłek, trud, zaangażowanie. Inni wolą dzielić je na dwa słowa „ha” i „tha”, czyli słońce i księżyc, wierząc, że joga łączy w nas te dwa elementy. Prawdopodobnie to drugie tłumaczenie słowa „ha-tha” jest nadintepretacją, ale zakotwiczyło się w umysłach wielu joginów, więc je tu przytaczam.
Próba integracji
Jednym z celów jogi wydaje się rzeczywiście połączenie, integracja, zjednoczenie. Ty wszystkich przeciwieństw, które są w nas. A przede wszystkim cierpienia i przyjemności. Joga ma nas nauczyć niecierpienia, uspokoić poruszenia umysłu, jak pisał mistrz Patandżali. Te poruszenia wynikają z tego, że uciekamy przed nieprzyjemnym, a biegniemy ku temu, co daje nam błogość i rozkosz. Kiedy przestaniemy rozróżniać, odmiennie reagować na jedno i drugie, osiągniemy spokój.
Potrzebna do tego jest akceptacja i przyjęcie z otwartymi ramiona także bólu (fizycznego i psychicznego), wszelkiego rozczarowania i dyskomfortu. Nie wystarczy sobie jednak powiedzieć „OK, witaj smutku, gniewie etc. Przyjmuję was z otwartymi ramionami. Postanawiam nie uciekać”. Mnie nie wystarczyło. Konieczna jest praktyka. Doświadczanie. I pozostanie w bólu w takiej samej nienaruszoności, a może nawet zadowoleniu (santosha), co wtedy, gdy jest przyjemnie.
Stresujące asany
Joga jest do tego znakomitym narzędziem. Medytacja sprawdza się w tych sytuacjach, ale także asany.
Niedawno wróciłam do książki Kino MacGregor „The Power of Ashtanga Yoga II”. Nauczycielka z wieloletnim doświadczeniem, właścicielka Miami Life Center (www.kinomacgregor.com) tak pisze o drugiej serii ashtanga jogi, czyli o zaawansowanej praktyce osób, które regularnie stają na macie: „Celem tej serii są wyzwania dla twojego układu nerwowego. Asany są sztucznym, stworzonym specjalnie w tym celu stresorem, którego używa się do tego, żebyś mógł praktykować, jak spokojnie i z czystym umysłem powitać stresujące sytuacje i wyzwania w twoim życiu. Cały system ashtanga jogi uczy cię stabilności w obliczu trudności, ale w drugiej serii zwraca się szczególną uwagę na stabilność emocjonalną.” Tłumaczenie moje, pewnie nieidealne, ale mam nadzieję, że oddaje sens.
Kto już miał szanse spróbować zaawansowanych asan, niekoniecznie w systemie ashtanga jogi, wie, o czym Kino pisze. Czasem trzeba się zmierzyć z lękiem, niepokojem, brakiem wiary w swoje siły, czasem trzeba się zmierzyć z pytaniem „czy ja naprawdę muszę to robić?” oraz „po co?”. Jeśli ufasz metodzie, robisz to. Jeśli masz szczęście (mam nadzieję, że masz) robisz to pod okiem godnego zaufania nauczyciela. Ona czy on przeprowadza cię przez nieraz nieprzyjemną praktykę i wspiera. Jeśli metoda działa (wierzę, że działa), zmienia się twoja reakcja na stres i niefajne emocje. I w końcu, osiągasz, przynajmniej chwilami, jedność, unię, integralność. Jesteś tą samą osobą, gdy się złościsz i tą samą, gdy ogarnia cię duma. Jesteś sobą. Jesteś unią.
Zachowaj część siebie
Nie chodzi o to, że jesteś dokładnie taka sama/taki sam w każdej sekundzie swojego życia. Że masz niezmienny wyraz twarzy, nienaganny strój, niezmierzwioną fryzurę i dokładnie taki rytm serca i oddechu bez względu na to, czy robisz życiowy odpowiednik samasthiti (pozycja równowagi) czy życiowy odpowiedni stania na głowie. Bez względu na to, czy popijasz gorącą czekoladę, czy wtedy gdy odbierasz niedobre wyniki badań. Chodzi raczej o twój „core”, o jakąś schowaną głęboko część ciebie, która pozostaje niezmienna, zdystansowana, która jest obserwatorem życiowych burz, a nie ich przyczyną czy uczestnikiem.
Jasne, kiedy jest łatwo, to jest po prostu łatwo. Tłuste lata, twój szczęśliwy dzień, żniwa, etc. A kiedy jest bardzo, bardzo trudno, to… też nie jest beznadziejnie. Korzystasz z tych bogatszych części siebie, z dobrych wspomnień, z zapasów, z siły, którą ci dała praktyka, by dać sobie „dotację” – wesprzeć się, przetrwać, iść dalej. Zachować integralność, wiarę w siebie.
Nie poddawaj się łatwo
A co gdy tę wiarę w siebie ktoś próbuje naruszyć? Sięga po twój „core”. Awantury w rządzie i mediach oraz protesty unijne były tylko pretekstem, żeby napisać ten tekst, ale i tak zadam to pytanie: Co robisz, gdy ktoś/coś próbuje naruszyć twoją integralność? Podważa twój styl życia? Krytykuje metodę, którą wybrałaś_eś? Prowokuje cię, namawia, kusi? Chciałabym, żebyś odpowiedział_a: „Robię swoje”. I rób swoje. Jeśli masz zaufanie do metody. Jeśli już zaczęła się sprawdzać… rób swoje.
Ostatnio miałam duży kryzys w praktyce. Traciłam wiarę, że działa, bo praktykowałam, praktykowałam, ale cały czas było niefajnie. W życiu gorzej niż na macie, a na macie gorzej niż w życiu. Ale postanowiłam robić swoje i dalej stawać na macie, nie skusiłam się na inne, nowe metody, bo tę znam od lat i w sumie nigdy mnie nie zawiodła. Więc dałam jej kolejną szansę, choć sporo mnie to kosztowało.
Skorzystałam z tego, czego nauczyłam się wcześniej i zdystansowałam się do swojego rozczarowania, nie prognozowałam efektów, nie liczyłam na postępy, poczekałam, co będzie dalej. I nie żałuję. Nie chodzi o to, żeby zawsze, za wszelką cenę trzymać się i bronić starych schematów (może Unia Europejska też ma swój okres przydatności?), ale by trzymać się tych, którym – nie bez powodu przecież – ufasz i w które jeszcze wierzysz.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!