Indie, joga i miłość
17/11/2016
Wszystko […] zależy od innych ludzi; bo jak nam czegoś nie powiedzą, nie będziemy wiedzieć, co myślą, jak nas gdzieś nie zawiozą, nigdy nie dotrzemy na miejsce, jak nas nie nakarmią, to będziemy chodzić głodni…
Tak o swojej pracy reportera pisał Ryszard Kapuściński. I miał rację. Droga zawsze zaskoczy, a jej bieg w dużym stopniu kształtują ludzie, których na niej spotkamy. Szczególnie w tym pięknym, dalekim kraju. Gościnnym i groźnym.
Znalazłam w Mysore swoją niszę, którą regularnie odwiedzam uciekając z eleganckiego Gokulam do świata, który wydaje mi się bardziej prawdziwy. A ja potrzebuję prawdziwych Indii. Mandi Mohalla. Wąskie uliczki przypominające sznurówki wiją się i przecinają, a wzdłuż nich wyrastają kolorowe domki, tak kolorowe jak namalowane… W każdym domu z pewnością toczy się opowieść, którą mogę sobie jedynie wyobrażać. Mandi Mohalla to dzielnica muzułmańska. Pięć razy dziennie z masjidów roznoszą modlitwy, adhan. Można spotkać kobiety w hijabach i burkach, ale wiele również nosi sari. Dzieci pytają o „madame, your country?” i chętnie pozują do zdjęć.
Na początku chodziłam tam w towarzystwie znajomych mężczyzn, później z koleżanką, teraz zdarza się, że chodzę sama. W wąziutkiej różowej uliczce, tak wąziutkiej, że nie przejedzie tam motocykl, z Roweną przez uchylone drzwi podpatrzyłyśmy rodzinę jedzącą obiad. Po chwili były z nami już dzieci, a za nimi wszyscy inni. Nie wypada odmówić, gdy nieznajomi zapraszają cię do środka, bo ty właśnie przechodzisz obok, a oni właśnie jedzą… As-salam alejkum, pokój twemu domowi, do którego właśnie weszłyśmy, nasi gospodarze się uśmiechają, Waa alejkum salaaam, pokój wam również. Posiłek to bardzo skromny, a jedzenia jakby mało. Ryż polany cienkim dahlem i trochę rozgotowanej zieleniny. Siedzieliśmy na podłodze. Rowena dostała swoją porcję pierwsza. Gospodyni musiała zauważyć jej grymas. You don’t want because we’re in slums? Gdy potem wracałyśmy rikszą, Rowena powiedziała mi, że myślała, że w tym momencie pęknie jej serce. Poza tym zgodziłyśmy się, że Mandi Mohalla to nie slums. Dziobała więc ryż lękając się o swoje zdrowie i życie, a ja lękając się mniej zjadłam swoją porcję i dokończyłam po niej. Potem brat naszej gospodyni pokazywał nam na youtubie różne wesela indyjskie – pendżabskie, delijskie oraz zachodnie, z panną młodą w białej sukni. Jak często się zdarza, żeby ktoś nieznajomy zapraszał cię do swojego domu i częstował obiadem?
Dzieją się również inne dobre rzeczy. Dostałam na ulicy od nieznajomej dziewczyny 200 rupii (na kilka dni zamknięto wszystkie bankomaty w Indiach, kto nie miał gotówki – groził mu głód), ktoś inny ugotował bliskowschodnią kolację, na około dziesięć dań, z których tylko jedno było mięsne, mimo, że sam nie jest wegetarianinem, podobnie jak cała reszta jego gości. Gdy miałam wyjątkowo podły dzień ktoś chcąc podnieść mnie na duchu dał mi papierosa, Ania, don’t worry, this is your pranayama for today. Sam nigdy nie ćwiczył jogi i zapewne nigdy nie zacznie. Siedzieliśmy razem i w zasadzie nic nie mówiliśmy, nie było nic do powiedzenia. Była wspólna cisza w smutku i współodczuwanie.
Od bardzo dawna mam taki zwyczaj, codziennie wieczorem praktykuję wdzięczność. Tutaj też. Siadam na tarasie, wpatrując się w czarną, indyjską noc przypominam sobie wszystkie dobre rzeczy, które tego dnia się wydarzyły. Ktoś był dla mnie sympatyczny, dostałam zaproszenie na urodziny, kobieta, od której kupuję owoce ucieszyła się na mój widok, odbyłam ciekawą rozmowę, zjadłam coś naprawdę dobrego, jeździłam szybko motocyklem po mieście i nadal żyję… Bo bez miłości do ludzi i miłości do życia nie ma żadnej jogi. Jedynie suche asany, trociny i wióry lecące na prawo i lewo, jak w jednej z niedoświetlonych pracowni Mandi Mohalla.

Ania Chomczyk
ania@bosonamacie.ple-mail: ania()bosonamacie.pl
Ćwiczę jogę od ponad 20 lat. Przez lata regularnie podróżowałam do Indii, aby poznawać ten niesamowity kraj oraz uczyć się jogi u źródła. Nadal kontynuuję moje jogiczne studia pod okiem najlepszych nauczycieli na świecie.
Studiowałam amerykanistykę na UW, a w 2016 r. na Uniwersytecie SWPS (kulturoznawstwo) obroniłam doktorat dotyczący jogi.
Pobieram lekcje klasycznego śpiewu Karnataki u Ranjini Koushik. Chętnie maluję i w styczniu 2021 r. zostałam certyfikowaną nauczycielką malarstwa intuicyjnego, Vedic art. Obecnie poszerzam moje kompetencje o terapię mięśni dna miednicy wg metody Bebo. Kocham Himalaje. Jestem mamą małego Felixa.
Joginka w podróży
Facebook: Joginka w podróży
Instagram: Joginka w podróży