Gorące maty
19/12/2017
Znasz „Dzień świra”? Jest tam taka scena w autobusie, kiedy jedna osoba wysiada i zwalnia miejsce siedzące. Zaczyna się ruch. Wszyscy po kolei też zaczynają zmieniać miejsca. Jeden chce przy oknie, drugi tylko z brzegu, ten przodem do jazdy, tamten nie przy drzwiach… i tak dalej. Gdy zwalnia się coś „lepszego” migrujemy, by zająć lepszą pozycję.
Podobnie bywa w firmach w systemie „hot desk” – w firmach, w których nie wymaga się od pracownika obecności w określonych godzinach, biurka są dla wszystkich. Kto przychodzi pierwszy, zajmuje swoje ulubione. Kto później – wybiera z tego, co zostanie. Kto najpóźniej – może się zdarzyć, że biurek zabraknie. Tak jak miejsca do siedzenia w autobusie. Albo miejsca na rozłożenie maty w sali na zajęciach w stylu Mysore.
W Yoga Republic zwykle są trzy rządki po sześć mat i opcja drugiej sali. Czasem trzeba poczekać. Czasem jest wybór: są miejsca ze ścianą za plecami i ze ścianą przed nosem. Miejsca przy oknie i przy drzwiach. Przy kaloryferze i pod wentylacją. Z widokiem na zegar i oko w oko z Sharathem na zdjęciu. Tu wieje, tam gorąco, tu nie można nogi za bardzo w prawo, bo ściana, tam nie ma ściany, więc nie można stanąć na głowie przy ścianie czy poćwiczyć tam mostków. Jak jedna osoba kończy i wychodzi, często zaczyna się ruch. Może nie taki jak w „Dniu świra”, ale jednak. O co chodzi? Czy wszyscy jesteśmy świrami? Nie, ale uparcie szukamy swojego miejsca w świecie i niekiedy mamy nadzieję, że zmiana lokalizacji nam pomoże. W praktyce, w podróży, w pracy i w życiu. Że jak zmienimy perspektywę na sali, ołpenspejsie, autobusie, przy stole, zobaczymy więcej.
Czasem też, jak bohaterowie „Futbolowej gorączki”, zaklinamy rzeczywistość – tylko przy oknie udają nam się dobre mostki. Tylko z widokiem na Sharatha kapotasana nie boli.
Jest jeszcze jeden powód na jodze często jesteśmy przewrażliwieni. Praktyka asan odziera nas ze skórki jak pomarańczę. Wyczerpani, zalęknieni, z chaosem w głowie, ze zdruzgotanym ego – słyszymy, widzimy i czujemy więcej niż zwykle (kolejny film – „Wilk” – mi się przypomina, w którym Jack Nicholson miał zmysły wilka…). Mamy światłowstręt, dźwiękowstręt, rentgena w oczach i czujnik ruchu na skórze, i wiele rzaczyna nam przeszkadzać. I wydaje nam się, że w innym miejscu będzie lepiej. Bardziej komfortowo.
Ot, taka obserwacja. Nie chcę nikogo namawiać do trwania w miejscu, nikogo nie krytykuję, nie śmieję się też ze „świrów” w autobusie. Nie ma nic złego w zmianie perspektywy. Tylko, że w pewnym momencie trzeba podjąć jakąś decyzję – zostać gdzieś z matą, kontynuować praktykę, zgodzić się na dyskomfort, podziwiać widok za oknem autobusu nawet jeśli to widok przez ramię współpasażera. Wybrać chłopaka z Tindera, wystarczająco dobrą choinkę, abonament telefoniczny, playlistę na dzisiaj i przepis na bezglutenowe pierniczki. Dojść do sekwencji końcowej. Dojechać na miejsce. Zasiąść do kolacji wigilijnej. Przestać dreptać, szukać, przesiadać się i przekładać na dobry moment przed tym, jak perfekcjonizm nas wykończy. I tego Ci życzę z moim ostatnim przed świętami wpisem na blogu – dobrego wyczucia momentu.

Agnieszka Passendorfer
aga.passendorfer@gmail.comPraktykuje i uczy w Yoga Republic. Kocha czytać i pisać. Autorka książek „13 lekcji jogi”, „10 lekcji jogi. Jamy i nijamy w codziennym życiu”, „13 lekcji miłości” i "Czakry". Współzałożycielka platformy
Omline.Expert. Stara się być dobrą mamą, partnerką, przyjaciółką, nauczycielką i uczennicą.