Gdzie ta duchowość?
8/12/2016
Indie… To tu od dawna przyjeżdża się w poszukiwaniu siebie. W poszukiwaniu czegoś, czego dziwnym trafem nie jesteśmy w stanie odnaleźć w naszym własnym kraju. A przynajmniej ja nie umiałam, bo pierwszy raz pojechałam do Indii w wieku 22 lat i ciągle wracam.
Wszędzie jest jakaś świątynia, jakiś aszram, wszędzie żył jakiś święty… Pod tym drzewem banianu ktoś się oświecił, a w tej jaskini medytował inny asceta… Tak mniej więcej wygląda mapa Indii w telegraficznym skrócie. Święte góry, miejsca pielgrzymek, Ganges, pudże… Ciągle jest jakieś święto. Wszędzie trzeba zdejmować buty, wszędzie można dostać błogosławieństwo, oczyścić karmę…
Po duchowości indyjskiej poruszam się nieporadnie i bardzo ostrożnie. Nie szukam guru i na ogół nie pomieszkuję w
Świętość nie ma reguł. Byli święci awanturnicy, alkoholicy, byli święci, którzy żenili się z prostytutkami, jedli mięso, żyli na cmentarzach i łamali wszystkie społeczne reguły. Największy jogin Tybetu, Milarepa w akcie zemsty za pomocą czarnej magii sprowadził lawinę na mieszkańców swojej rodzinnej miejscowości, po czym odbywał wieloletnią pokutę. Po osiągnięciu stanu urzeczywistnienia zamieszkiwał wysoko położone jaskinie żywiąc się pokrzywą – stąd w ikonografii buddyjskiej jego skóra ma zawsze zielonkawy odcień. Posiadał kilka bliskich uczennic, z którymi praktykował tantra jogę, co znacznie przyspieszało rozwój duchowy zaangażowanych stron. Żyjący współcześnie Mahayogi Pilot Baba jest mistrzem, byłym pilotem indyjskich powietrznych sił zbrojnych. W 1962 roku podczas wojny z Chinami w kokpicie objawił mu się jego guru, co uratowało samolot przed rozbiciem, a Pilot Baba w ten sposób samorzutnie doświadczył stanu samadhi. Jednym z najbardziej medialnych guru jest Baba Ramdev, który przez pewien czas prowadził nawet swoje jogowe reality show w jednym z kanałów telewizyjnych, w którym na oczach widzów prowadził terapie zdrowotne poprzez jogę, pranajamę i medytację. Jest również współudziałowcem i reklamuje znaną markę kosmetyków ajurwedyjskich, Patanjali. A w aszramie innego mistrza, Prem Baby w Riszikesz, można dostać ayahuaskę.

Dwóch panów, którzy przygotowywali mi imbir z cytryną i kurkumą, gdy straciłam głos…
Wszystkie te duchowe miejsca, opowieści o szalonych joginach, dziwakach, zwariowanych mistrzach skłaniają mnie do myślenia, że duchowość płynie z tego, że potrafimy się cieszyć i mieć w życiu „fun”. Więcej wolności czułam jeżdżąc z przyjacielem samochodem po Mysore puszczając z głośników na cały regulator pendżabską muzykę (tak jak to robią gangsterzy na amerykańskich filmach), niż recytując święte teksty, czy też uczestnicząc w pudżach. W większości świątyń nie czuję zupełnie nic, chociaż są piękne. Więcej świętości, tej nienamacalnej, bezcennej materii doświadczam w kontakcie z ludźmi, gdy patrzę komuś w oczy i w tym, co widzę nie ma żadnej ściemy. Gdy ćwiczę jogę lub tańczę modli się ciało. Gdy piję kawę, czuję wiatr na twarzy podczas jazdy skuterem, wpatruję się w fale. Gdy dostałam około 200 wiadomości od znajomych i przyjaciół, gdy niedawno napisałam na facebooku, że jestem chora i mam kryzys.
Bo każde miejsce może być miejscem świętym. I nie trzeba jeździć do Indii. Nie trzeba jeździć nigdzie.

Ania Chomczyk
ania@bosonamacie.ple-mail: ania()bosonamacie.pl
Ćwiczę jogę od ponad 20 lat. Przez lata regularnie podróżowałam do Indii, aby poznawać ten niesamowity kraj oraz uczyć się jogi u źródła. Nadal kontynuuję moje jogiczne studia pod okiem najlepszych nauczycieli na świecie.
Studiowałam amerykanistykę na UW, a w 2016 r. na Uniwersytecie SWPS (kulturoznawstwo) obroniłam doktorat dotyczący jogi.
Pobieram lekcje klasycznego śpiewu Karnataki u Ranjini Koushik. Chętnie maluję i w styczniu 2021 r. zostałam certyfikowaną nauczycielką malarstwa intuicyjnego, Vedic art. Obecnie poszerzam moje kompetencje o terapię mięśni dna miednicy wg metody Bebo. Kocham Himalaje. Jestem mamą małego Felixa.
Joginka w podróży
Facebook: Joginka w podróży
Instagram: Joginka w podróży