Idziemy na rekord
7/06/2017
Co chwila ma być więcej i lepiej. Taką obietnicę składa nam świat poprzez swoje błyskotliwe, estetycznie dopracowane reklamy i zdecydowanie mniej błyskotliwych i dopracowanych polityków. W taką obietnicę chcemy wierzyć, bo w końcu piękna to obietnica. Ma być więcej, szybciej, mocniej i – jednocześnie – lepiej, przyjemniej, milej i rozkoszniej. Jakoś tak podświadomie oczekujemy, że większość rzeczy, które robimy, czy które kupujemy lub dostajemy połączą w sobie te dwa aspekty.
Mało jest takich sfer naszej aktywności, które nie poddają się takiemu oczekiwaniu. Praca, podróże, jedzenie, rozrywka, seriale, zdjęcia na Instagramie, spotkania z przyjaciółmi, seks – powinny być zawsze lepsze, intensywniejsze: już nie mega, ale giga. Jak jest lepiej, ale nie więcej, to jakoś się mniej liczy. Jak jest wyczyn bez przyjemności – jakoś nie bardzo nam pasuje. Jeżeli wczoraj smakował nam kawałek tortu, dzisiaj tort musi być lepszy i kawałek większy – w przeciwnym razie jedzenie tortu jakoś dziwnie traci swój zniewalający urok. Codziennie idziemy na rekord.
Czasem temu oczekiwaniu ulega również joga. Potrafimy już robić trójkąt, chcemy stać na głowie. Stajemy już na głowie, marzy nam się stanie na rękach. Kiedy sapiemy zlani potem, tęsknimy za lekkością i płynnością. Kiedy nabieramy lekkości, marzy nam się więcej elastyczności. No i to pragnienie nowych asan – trochę jak zdobywanie nowych szczytów. A gdyby tak dorzucić coś jeszcze do codziennej praktyki? A może zrobić to samo, co ktoś na macie obok? A to wszystko najlepiej bez wysiłkowo, miło, łatwo i przyjemnie. Jeżeli świat jest zorientowany na bycie coraz bardziej zarąbistym, nasza joga też ma być taka. Staje się po prostu rodzajem aktywności ukierunkowanej na osiąganie rezultatów, zaś nasz postęp mierzony jest tym, czy i jak szybko rezultaty te osiągamy.
Zorientowanie na rezultaty nie musi być samo w sobie czymś złym. Chęć przekraczania barier, osiągania nowych celów, pragnienie bycia lepszym – również. Takie podejście przydaje się czasem w życiu i z pewnością sprawdza się w pracy (szefowie to lubią …). W końcu, dzięki takiemu myśleniu udało się naszej cywilizacji zrobić parę rzeczy, np. polecieliśmy na księżyc. Czasem mam jednak wrażenie, że to podświadome oczekiwanie, że codziennie będzie więcej, lepiej i przyjemniej w jodze jednak mi się nie sprawdza.
Podczas praktyki jest przyjemnie, czasem nawet bardzo, ale nie zawsze. Jest także pot, zmęczenie, zniechęcenie, łzy, czasem fizyczny ból, czasem tylko (a może aż) ból istnienia. Są też emocje. Te przyjemne, nawet ekstatyczne, ale czasem także te inne, zupełnie nieoczekiwane, które siedziały sobie cicho pochowane gdzieś w zakamarkach bioder, albo skryły się sprytnie miedzy łopatkami i nagle wyskakują podczas jakiejś – zdawać by się mogło – zupełnie niewinnej asany. Trzeba sobie wtedy z nimi jakoś radzić, a to nie zawsze bywa przyjemne.
Więcej wcale również nie znaczy lepiej. Oczywiście, lubię poznawać nowe asany i tkwiące w nich możliwości. Eksplorować ich geometrię, szukać w nich przestrzeni do oddechu. Jednak to nie ilość i zaawansowanie asan decyduje, czy moja praktyka danego dnia była dobra, zaś nadmierna ambicja, nienasycenie, tęsknota za szybkimi rezultatami potrafiły nie raz moją praktykę skutecznie popsuć.
Tak to już chyba jest, że w jodze liczy się droga – praktyka sama. Ta dziwna umiejętność, żeby zaangażować całego siebie, ciało, umysł, skupienie i energię, ale jednocześnie nie oczekiwać niczego – przyjemności, postępu, większej łatwości. Paradoksalnie, taka afirmacja drogi pozwala uwolnić się od niewolniczego dążenia do celu. Jakość mojej praktyki nie polega wcale na tym, co osiągnąłem, ale na tym, co doświadczam podczas tych kilku chwil na macie, jakie dostałem od kapryśnego losu.
W sumie to nie takie najgorsze. Czy to nie miło i przyjemnie wreszcie nie musieć niczego oczekiwać i nie iść na rekord?

Marek Łaskawiec
marek@bosonamacie.plZ wykształcenia filolog i filozof, miłośnik podróży, dobrego jedzenia i smakowania różnych kultur. Praktykuje i uczy Ashtanga Jogi. Marek jest autorem edukacyjnej gry planszowej Yogaloka (www.yogaloka.pl) oraz współtwórcą portalu Omline (www.omline.expert). Na Bosonamacie.pl prowadzi blog "Pies z głową w bok".