
Joga w nałogach
Joga w nałogach – wywiad z byłą narkomanką, joginką Olgą Borys (w mediach społecznościowych Spiritual Bish)
Agnieszka Passendorfer: Olga Borys praktykuje jogę, tańczy na rurze, uczy stania na rękach, uczy angielskiego, jest wolontariuszką w schronisku na Paluchu… przynajmniej ta Olga, którą ja znam. Słyszałam natomiast, że była jakaś inna Olga, która miała inne życie, w którym nie zawsze była trzeźwa. Olga czy to prawda, że kiedyś byłaś inną osobą?
Olga Borys: No, niestety, albo stety, tak, to prawda. Między 12 a 23 rokiem życia byłam cały czas pod wpływem jakiejś substancji, emocji lub czegoś.
Ale dlaczego? 12 lat to niewiele.
Na początku to była czysta ciekawość, a potem przeistoczyło się na mój lek na cale zło. Kiedyś myślałam, że uzależnienie jest świadomym wyborem, albo że się rodzimy jacyś tacy zepsuci. Teraz mam trochę inne podejście do tego…
A jakie?
Nigdy nie poznałam nikogo, kto nagle sobie postanowił zostać narkomanem, to nie jest świadomy wybór, myślę, że problem leży gdzieś indziej, gdzieś głębiej. Nie jestem terapeutą ani lekarzem ale im więcej uczę się na temat traumy okresu wczesnodziecięcego i o stylach przywiązania, tym bardziej jestem przekonana, że nałóg to jest sposób radzenia sobie z silnymi emocjami, którymi nie nauczyliśmy radzić sobie w okresie wczesnodziecięcym. Więzi jakie powstają pomiędzy dzieckiem i opiekunami, stanowią matrycę do kolejnych związków z innymi ludźmi. A jeśli te więzi nie dają dziecku poczucia bezpieczeństwa, to później pojawiają się daleko idące konsekwencje dla zdrowia psychicznego i fizycznego.
Wszystkie stresy naszych rodziców, i wszystko, co przeżywamy na początku naszego życia ma wpływ na to, jak później wygląda nasz mózg, nasz układ nerwowy, nasze życie. Jak patrzę na to w ten sposób, widzę dlaczego moje życie potoczyło się tak a nie inaczej. Z reszta badania ACEs, adverse childhood experiences, przeprowadzone w Stanach to potwierdzają.
To wina rodziców?
Nie. Dzieje się to za ich sprawą, ale nie chcę tutaj wpędzać rodziców w poczucie winy, wychowanie dziecka nie jest łatwe, a to jest coś, co się dzieje nieświadomie i jest przekazywane między pokoleniami. Moi rodzice na pewno się bardzo starali, ale też mieli swoje traumy przekazane im przez ich rodziców, a ci z kolei swoje… i tak dalej, do początku czasów ludzkich. Także to nie jest coś, co rodzice dają dzieciom świadomie, ale coś, co otrzymują i co przekazujemy dalej.
Czyli można powiedzieć, że małe dzieci już są narkomanami albo alkoholikami nawet jeśli nie sięgnęły pod używki?
Nie wiem, czy aż tak drastycznie bym to ujęła. Są różne poglądy na temat uzależnienia, dla mnie jest bliskie to że to nie jest choroba, tylko symptom i sposób radzenia sobie z trudnościami. Małe dzieci biorą wszystko do siebie. I jak nikt ich nie nauczy, to muszą same sobie jakoś radzić z tymi trudnymi emocjami, które pojawiają się w ich życiu. Nie zawsze związane jest to z przemocą czy zaniedbaniem, jedna z przyczyn powstania takiej traumy jest niewłaściwe reagowanie na potrzeby dziecka. Na przykład rodzice, którzy nie poświęcają mu wystarczająco dużo czasu, czy przeciwnie – poświęcający za dużo uwagi, nadopiekuńczy. To jak dziecko reaguje jest mechanizmem obronnym który z czasem może spowodować zmiany w całym organizmie i wykształtować “nadmierna reakcja na stres” i trudności w regulowania emocji. Badania ACEs nam mówią o długiej liście objawów i dolegliwości które mogą przez to się pojawić w dorosłym życiu, uzależnienie to tylko jedno z nich.
„Używki były dla mnie lekarstwem. Dzięki nim miałam więcej pewności siebie, odwagi i byłam w stanie nawiązywać kontakty. Nie potrafiłam funkcjonować na trzeźwo”.
Czy kiedy ty zaczęłaś sięgać po używki, lepiej sobie zaczęłaś radzić z rzeczywistością?
Tak. Dla mnie to była najpiękniejsza rzecz, jaką odkryłam w życiu. Byłam, czy też tak mi rodzice wmawiali, bardzo trudnym dzieckiem, takim wielkim problemem. Nie potrafiłam wyrażać emocji. Nikt mnie tego nie nauczył. Moi rodzice nie nauczyli sobie radzić z emocjami, chyba nadal się nie nauczyli i ja tak samo nie potrafiłam. Byłam bardzo wstydliwa, miałam niskie poczucie własnej wartości, nie potrafiłam nawiązywać kontaktu z ludźmi…
A kiedy po raz pierwszy zażyłam jakieś substancje – na początku to był alkohol i zioło – poczułam, że mogę swobodnie rozmawiać. Używki były dla mnie lekarstwem. Dzięki nim miałam więcej pewności siebie, odwagi i byłam w stanie nawiązywać kontakty i nagle, w pierwszej klasie gimnazjum z takiej szarej myszki, której nikt nie znał, stałam się jedną z najbardziej popularnych dziewczyn w szkole.
Cudownie…
No na początku było cudownie.
A kiedy przestało być cudownie?
To był powolny proces. Dr. Gabor Mate, jeden z najbardziej szanowanych współcześnie specjalistów od uzależnienia i traumy mawia, że jeśli chodzi o uzależnienie, nie powinnismy pytać o samo uzależnienie, tylko zapytajmy o ból, na które uzależnienie ma być sposobem. Ja czułam ból i pustkę w sobie i zapełniałam je różnymi narkotykami. Coraz to innymi narkotykami i innymi ludźmi. Byłam takim kameleonem. Zmieniałam towarzystwo, zmieniałam używki i stopniowo to były coraz mocniejsze używki i dochodziły coraz to nowe traumy. W wieku 13 lat byłam wykorzystana seksualnie i oczywiście nikomu nie powiedziałam o tym. To była kolejna rzecz, którą chciałam ukryć, której chciałam nie czuć. Kolejne narkotyki pełniły kolejne funkcje w moim życiu. Nie potrafiłam przerwać ani wyrażać tych trudnych emocji, a wiec odcinałam się od swojego ciała i znieczulałam.
Ale postanowiłaś przestać? Czyli nie wszystko było fajne w narkotykach?
Sama nie postanowiłam. Moi rodzice o mnie walczyli latami, bo było coraz gorzej. Bardzo źle zrobiło się, kiedy weszłam w związek z pewnym panem, który był bardzo przemocowy. Uzależnienie wcale nie musi być substancją, ćpałam też emocjami, im trudniejszy związek tym więcej wrażeń. Po trzech latach związku finalnie złamał mi nos i poszedł siedzieć, to co innego, a ból i gniew który czułam wtedy jużnie przytłaczał. W mojej psychice zaczęło się dziać coraz gorzej, pojawiły się coraz “twardsze” narkotyki i parę razy prawie umarłam, bo przedawkowałam. Moi rodzice chcieli, żebym wróciła do Polski, pojechała do kolejnego, ostatniego już ośrodka. Wcześniej było ich kilka, ale ja wtedy nie chciałam wytrzeźwieć, a tym razem ja też poczułam, że jeśli teraz tego nie zrobię, to po prostu umrę.
Wróciłaś do Polski, bo mieszkaliście w Stanach?
Tak, mieszkałam ponad 20 lat w Stanach. Nawiasem mówiąc, sam wyjazd do Stanów też był traumatyczny dla mnie, małego dziecka, ale to już inna sprawa… No więc wróciłam do Polski, mieszkałam dwa lata w Toruniu, w ośrodku zamkniętym i to było z jednej strony super, ale też po raz pierwszy zaczęły do mnie dochodzić te wszystkie straszne rzeczy, które mi się zadziały w życiu i od których uciekałam narkotykami i zaczęłam to wszystko po raz pierwszy dopuszczać do siebie i odczuwać. Wtedy tego nie wiedziałam, ale teraz myśle, że po ośrodku zaczęłam mieć PTSD, czyli Zespół Stresu Pourazowego.
I co?
I jak skończyłam pobyt w ośrodki, to miałam straszne lęki, napady ataki paniki, ciężko mi było z domu wyjść. W ogóle nie potrafiłam funkcjonować na trzeźwo. Wiedziałam już, po terapii, że narkotyki są złe, ale nie potrafiłam żyć bez nich. Przez pięć lat utrzymałam się w trzeźwości i chodziłam na terapię i mityngi, ale sama wiedza teoretyczna była chyba dla mnie za mało. Przez cały czas to jak by mój umysł był w jednym miejscu, a moje ciało w innym, nie byłam cała.
Pięć lat. A potem wróciłaś?
Do alkoholu. I wtedy odkryłam też jogę. I wtedy też choroba się pojawiła w moim życiu. W tym samym czasie, straszny chaos. Chociaż mam podejrzenia, że ta choroba pojawiła się wtedy, kiedy przestałam brać narkotyki, bo zaczęłam czuć i dopuszczać do siebie te wszystkie emocje nie przeżyte z przeszłości. A mój układ nerwowy i całe moje ciało zaczęło wariować i podejrzewam, że właśnie wtedy pojawił się nowotwór. Moje ciało się zbuntowało.
Poszłaś na jogę, bo czułaś, że ci pomoże?
Nie, nie poszłam, tylko zaczęłam ćwiczyć z YouTube’a, wstydziłam się iść do jakiejś szkoły. I chciałam się raczej porozciągać po siłowni. Nie spodziewałam się, że joga zmieni moje życie, ale znienacka tak się stało.
Po siłowni zaczęłam wprowadzać te ćwiczenia, których się nauczyłam z YouTube’a i z czasem zaczęły pojawiać się zmiany w moim życiu. Przestałam pić alkohol. Po prostu uznałam, że jednak nie tędy droga. Poprawiło się moje samopoczucie.
O, fajnie.
Nie wiedziałam do końca, co się dzieje. Teraz, wiedząc, co się dzieje z ciałem po traumie, to wiem, czego mi brakowało w tej pięcioletniej terapii. Wiedziałam dużo teorii i miałam dużo wiedzy ale byłam odcięta od swojego ciała, nie potrafiłam regulować swoich emocji ani ich wyrażać, i te właśnie praktyki płynące od ciała do umysłu, bottom up, były mi potrzebne by zjednoczyć się ze swoim ciałem i nauczyć rozpoznawać sygnały z niego płynące.
Po raz pierwszy miałam takie poczucie podczas praktyki, że jestem świadoma siebie. Że jestem tu i teraz, że czuję swoje ciało oddech. Trudne emocje i sensacje się pojawiały ale też odchodziły, I to było coś obcego ale fajnego bo zawsze mnie przerażały. Zaczęłam tez lepiej funkcjonować poza mata, stałam się pewniejsza siebie, szczęśliwsza. I to był powód, dla którego wracałam na matę.
A miałaś w tym czasie wsparcie terapeuty, psychiatry?
W ośrodku miałam terapeutę i potem chodziłam na terapię DDA. A potem w czasie jednej sesji wyszły jakieś rzeczy z dzieciństwa, o których nie wiem, czy one naprawdę się wydarzyły czy nie, ale wyszły i były tak mocne, że właśnie wtedy zaczęłam pić. Przestałam chodzić na terapię i od tego czasu nie chodzę, ale za to zaczęłam ufać sobie.
Kiedy cię joga wkręciła tak na serio?
Parę miesięcy po korzystaniu z jogi na YouTubie odważyłam się przyjść do szkoły i przyszłam na ashtangę. Było to trudne, ale z czasem stało się codzienną rutyną i nie dość, że z czasem zaczęłam się czuć lepiej fizycznie i psychicznie na macie, to i poza nią. Czułam to coraz większy spokój wewnętrzny, i pomimo że z nikim nie rozmawiałam na sali, to czułam się częścią czegoś większego, przynależałam. Czułam się też coraz bardziej świadoma siebie i miałam chęć do dalszej eksploracji… ciężko mi to jest opisać… wtedy tego w ogóle nie wiedziałam, nie widziałam tego procesu, ale teraz patrząc na to z perspektywy czasu widzę, że bardzo mi pomogła, jak się rozchorowałam.
Miałaś nowotwór tarczycy?
Tak. I podczas leczenia po operacji, poczułam nie tylko asany jogi, ale tę całą duchową część. Zaczęłam też medytować, ponieważ długo w ogóle nie mogłam praktykować asan, bo nie mogłam ruszać za bardzo szyją. Podczas medytacji zaczęłam czuć coś takiego w sobie, takie ciepło, takie połączenie ze wszystkim. Ale też było dużo trudnych momentów i łez. Dotarło do mnie wtedy że ta mała Ola z dzieciństwa wciąż we mnie jest i się strasznie boi. A ja zamiast na nią ciągle krzyczeć i karać mogę jedynie przytulić, być bardziej łagodna dla siebie. Dało mi to taki spokój wewnętrzny. Poczucie, że cokolwiek by się nie działo, czy wyzdrowieję, czy nie, to będzie OK, że będę bezpieczna.
A kusi cię teraz, żeby coś wziąć?
Nie wiem, czy kusi. Na pewno czasem myślę sobie, że chciałabym być taką normalną osobą. Na przykład byłam ostatnio na wyjeździe ze znajomymi, wszyscy sobie pili winko, piwko i fajnie by było tak się napić trochę, tylko ja mam świadomość tego, że ja nie umiem, nie dziś. Z doświadczenia wiem, że nie umiem się napić trochę. U mnie to będzie jeden, drugi, trzeci kieliszek czy piwo, i potem pewnie wypłynie ze mnie dużo agresji lub innych emocji i będzie nie ciekawie. Wolę nie. To nie jest tak, że nie mogę, po prostu nie chcę, bo nie lubię siebie takiej i konsekwencji które z tym wszystkim idą.
„Nałóg sprawia, że się odłączasz od ciała, dysocjacja, a w jodze znów jednoczysz ciało, umysł, ducha”.
A kusi cię, żeby się zamroczyć? Pobyć w innej rzeczywistości? Pomóc towarzysko, żeby być znów tą popularną dziewczyną z gimnazjum?
Nie, bo… dziś jestem bardziej szczęśliwa i pewna siebie niż kiedykolwiek w swoim życiu, i to na trzeźwo, nie chce od tego uciekać ani zmieniać, a to jest chyba magia. Magia – nie wiem, terapii czy jogi. Ale na pewno najpierw terapia dała podstawy, a potem włączyła się joga. Nałóg sprawia, że się odłączasz od ciała, dysocjacja, a w jodze znów jednoczysz ciało, umysł, ducha, jeśli w to wierzysz.
Do tego praktyka jogi prowadzi do bycia tu i teraz, można powiedzieć, że praktykujemy mindfulness. Zaczynamy używać tej najnowszej części mózgu, korę przedczołową, która jest odpowiedzialna, miedzy innymi, za świadome bycie tu i teraz zamiast automatyczne reagowanie emocjami.
Co to daje?
Jestem teraz o wiele bardziej tu i teraz. I jak jestem tu i teraz, to mogę bardziej świadomie reagować na życie. Wcześniej reagowałam na wszystkie bodźce, bałam się ludzi, bałam się podejmowania decyzji, bałam się emocji, bałam się wszystkiego. Często nie byłam w stanie racjonalnie myśleć przez natłok emocji. Kiedy się bałam, włączała się ta prymitywna część mózgu, walczyłam, uciekałam albo zamarzałam. A joga, pomogła mi się wzmocnić, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Trudne asany które zaczęły mi wychodzić pokazały mi że jestem silniejsza niż myślę, nauczyli mnie też samoregulacji, jak oddychać i jak się wyciszać gdy pojawiają się trudne sensacje w ciele lub emocje.
Zauważyłam, że zmieniło mi się podejście do ludzi. Ja kiedyś nie byłam w stanie zapytać kogoś na ulicy, która jest godzina czy w którą stronę iść. Dzisiaj to nie jest problem. Nie byłam w stanie chodzić na zajęcia i porozmawiać z kimś w szatni, a dzisiaj sama inicjuję te rozmowy. Zmiany na macie przenoszą się na rzeczywistości. Jak zaczęłam czuć się pewnie i bezpiecznie w swoim ciele, to jakoś i inni ludzie przestali wyglądać tak groźnie.
Jak często praktykujesz teraz?
Codziennie.
Ile lat?
Sześć.
W pewnym momencie postanowiłaś też uczyć jogi. Co cię do tego skłoniło?
Jak wyzdrowiałam z raka, poczułam, że chcę pomagać innym. Joga mi bardzo pomogła i chciałam się podzielić tym z innymi. Nie uważam, że jest panaceum na wszystko, ale czułam, i czuje że praktyka jogi pomaga mi na mojej drodze zdrowienia, i chce przekazywać to dalej.
Ale bycie nauczycielem jogi wymaga dużo śmiałości. A ty jesteś nieśmiała…
I to było dla mnie ogromne wyzwanie. Już na samym szkoleniu, gdy miałam coś pokazać czy powiedzieć, to robiło mi się gorąco, zalewał mnie pot. Odzywało się uczucie, które mam od dzieciństwa, że jestem beznadziejna i nigdy nie będę wystarczająco dobra. I do tego zacisk w klatce piersiowej i w gardle.
Nadal czasem mam to uczucie. Ale zmieniło mi się podejście do niego: to jest OK, że może czasem coś głupiego palnę i czasem się tak dzieje, że powiem coś nie tak, ale wszyscy przeżyją. Ja też. Mam to oparcie w sobie, ufam sobie i im więcej uczę, tym bardziej się wzmacniam i czuję swoją wewnętrzną siłę. I to właśnie chcę przekazywać swoim uczniom. Nie pozycje, tylko to poczucie wewnętrznej siły, które każdy z nas ma tylko często o tym zapominamy. Jako nauczyciel nie jestem tam aby robić pokaz i rozkazywać, tylko aby wesprzeć moich uczniów na drodze do odkrycia siebie.
Pamiętam cię jako bardzo sprawną fizycznie, elastyczną i silną i dużo robiącą z ciałem. Powiedziałaś, zanim włączyłam nagrywanie, że swoim uczniom prowadzisz raczej łagodniejszą jogę?
Miałam na myśli że ważne jest teraz dla mnie bycie łagodnym dla siebie na macie, i staram sie to przekazywać na zajęciach które prowadzę. Nadal uczę Ashtangę ale nie wymagam od swoich uczniów by dążyli do ideału, do wejścia jak najgłębiej czy do zdobywania coraz to więcej pozycji oraz wariantów, tylko przede wszystkim o słuchanie swoich ciał.
Moja praktyka też się zmieniła – chyba od początku pandemii, od kiedy skończyłam szkolenie na temat jogi świadomej traumy, trauma informed yoga, dla nauczycieli. Patrząc wstecz, myśle że na początku joga stała się moim kolejnym uzależnieniem. Uzależnienie wcale nie musi być tylko od używek, to może być jakiekolwiek zachowanie, które na początku nam pomaga w jakiś kwestiach ale z czasem pojawiają się tego konsekwencje. To może być pracoholizm, związki, social media, jedzenie, to może też być joga, hazard, zakupy. Jakby każdy się zastanowił, to pewnie znalazłby jedną, może dwie takie rzeczy, które robi często po to, żeby nie czuć, lub żeby czuć, żeby zapełnić pustkę w sobie lub cos w tym stylu.
I ty uzależniłaś się od jogi?
Bardzo cisnęłam. Tak, że robiłam sobie krzywdę i nadal borykam się ze swoją kontuzją barku. Niby wiedziałam, że joga ma być uzdrawiająca, że nie chodzi o to, żeby cisnąć i robić wszystko najlepiej i najgłębiej, ale nie byłam w stanie robić tego inaczej. Mój perfekcjonizm czynił że chciałam być najlepsza, porównywałam się do innych i zmuszałam się do różnych rzeczy. Czułam presje jak byłam tam na sali, gdy nauczyciel obserwował, i ponieważ jeszcze wtedy nie potrafiłam rozpoznawać sygnałów płynących ze swojego ciała, cisnęłam i robiłam to co kazał nauczyciel bo myślałam że tak trzeba. Nie potrafiłam odmówić.
Na szczęście z czasem nauczyłam się na swoich błędach, zaczęłam ufać sobie, słuchać swojego ciała, swojego oddechu, być łagodniejsza dla siebie i mówić “nie” kiedy czuję że czegoś nie chcę. Nie robię wielu pozycji, które robiłam przedtem na siłę bo czuje teraz że mi nie służą. Odpuściłam.
I tego samego uczysz. Odpuszczania.
I teraz kiedy widzę na moich zajęciach, że ktoś forsuje pozycje i oddycha jakby był na siłowni – jakbym dawną siebie widziała. Ale wiem że to jest proces, i każdy musi sam do tego dojść, że praktyka jogi to nie są zawody na Olimpiadzie. Jako nauczyciel mogę jedynie być drogowskazem kierującym w stronę głębszego poznania i odkrycia siebie, ale odpowiedzi których szukamy znajdują się w głębi nas.
Nie trzymam się sztywno idealnych ustawiam w pozycji tylko daje dużo różnych wariantów, dużo wyboru i wolności aby każdy mógł sam zadecydować co chce zrobić ze swoim ciałem. Przypominam też, że zawsze można wyjść z pozycji jeśli sensacje lub emocje staną się zbyt duże, nic na siłę. Jestem świadoma traumy, co oznacza że wiem że rożne osoby mogą być obecne na sali, nie znam ich przeszłości, nie wiem co myślą, nie wiem co czują ani czy na przykład mają jakaś historie traumy, dlatego jestem nie zmuszam do niczego i staram się stworzyć bezpieczną przestrzeń i atmosferę.
Dodam jeszcze, że jeśli ktoś wejdzie na mojego Instagrama to pewnie od razu zauważy, że osobiście nadal bardzo lubię robić różne wyczynowe, akrobatyczne rzeczy. Kocham stanie na rekach i pole dance, bardzo mi pomagają na różnych płaszczyznach w moim życiu i w zdrowieniu ale trzymam to zupełnie oddzielnie od mojej codziennej praktyki jogi na macie.
A czy twoja mama chodzi do ciebie na jogę?
Chodzi. Mama i tata. Jak się zaczęła pandemia, mama wróciła do Polski, a tata jeszcze był w Stanach i trochę się martwiłam o niego. Postanowiłam, że ich nauczę oboje jogi i nadal praktykujemy razem. Teraz mamy taki wspólny mysore. Nie uczę ich, tylko spotykamy się codziennie na zoomie i razem praktykujemy.
Najważniejsza rzecz, którą chciałabyś przekazać swoim uczniom?
Nadzieje. Wierzę że niezależnie, czy ktoś jest uzależniony od substancji, czy od innych rzeczy, że da się z tego wyjść, tylko najpierw trzeba zdać sobie sprawę z tego i potem z tej wewnętrznej siły którą każdy z nas posiada. To że mi się udało, wcale nie znaczy że jestem jakaś wyjątkowa i że mam supermoce, to znaczy, może mam, ale takie same jak ma każdy z nas. Na pewno joga i medytacja bardzo mi osobiście pomogły, i nadal pomagają w życiu, w zdrowieniu.
Staję się bardziej ucieleśniona, pełna, świadoma, obecna, łagodna dla siebie i innych. Uczę się opiekować samą sobą gdy pojawiają się trudne emocje i staram się wykorzystywać reakcje na stres w konstruktywny sposób, jako szanse na rozwój. Myślę, że skłonności do uzależnień są i będą, ale nie w takim stopniu jak kiedyś ponieważ już nie chce uciekać od siebie i od rzeczywistości, i tak jak Buddha mówił, ból będzie, ale nie musi być cierpienia. Moje najtrudniejsze chwile w życiu były i też najbardziej przełomowe.
Na koniec dodam, że nie jestem lekarzem ani terapeuta, dzielę się tylko swoim doświadczeniem i tym co mi pomaga na mojej drodze. Ale warto pamiętać że wszyscy jesteśmy inni i mamy inne potrzeby i że joga nie jest lekarstwem na wszystko.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!