
Ahimsa (czyli niekrzywdzenie) w samodzielnej praktyce jogi i w nauczaniu
Ahimsa (czyli niekrzywdzenie) w samodzielnej praktyce jogi i w nauczaniu
Praca nad ahimsą – szeroko rozumianym niekrzywdzeniem – siebie i innych, pojawiała się na mojej drodze samorozwoju na samym początku praktyki. W momencie, kiedy nie znałam jeszcze założeń ośmiostopniowej ścieżki jogi. Z ciekawości, ale też w poczuciu wewnętrznej pustki i cierpienia postanowiłam spróbować praktyki asan, ponieważ tak wiele dobrego o niej słyszałam. Weszłam na matę bez wielkich oczekiwań. Wcześniej próbowałam wielu form ruchu. Chodziłam na zajęcia fitness, biegałam, stosowałam różne diety, ale moje wysiłki nie przynosiły żadnych rezultatów. Nie potrafiłam nawiązać kontaktu ze swoim ciałem, które stawiało opór, było jak głaz. Ćwiczenia nie przynosiły mi żadnej przyjemności ani rezultatów, więc porzucałam je po kilku miesiącach i: albo nie robiłam nic, albo gorączkowo szukałam kolejnych fizycznych wyzwań. W końcu odnalazłam jogę.
Niekrzywdzenie jako integralna część praktyki
Miałam szczęście, że trafiłam na nauczycieli „łagodnych”, którzy nie próbowali w sposób autorytarny ani mnie, ani mojego ciała do niczego zmuszać. Przeciwnie, usłyszałam, że moja cielesność i jej możliwości zasługują na szacunek, akceptację i czułość właśnie w tym momencie, tu i teraz, a nie dopiero kiedyś tam, jak uda mi się odpowiednio zdyscyplinować umysł i ciało, naginając je do swoich celów. Jednocześnie dostałam wiele cennych wskazówek na temat tego jak prawidłowo wchodzić do asany, jak ustawić ciało, żeby czerpać korzyści i radość z pozycji, ale nikt mnie też do tej pozycji na siłę nie wciskał. Nie odmierzał linijką odległości między stopami, nie dociskał w skłonie i nie zmuszał do pozostawania w asanie zbyt długo, jeśli generowało to napięcie i dyskomfort. Usłyszałam wiele cennych wskazówek dotyczących oddechu i odpowiedniej pracy z nim podczas wykonywania konkretnych asan.
Łagodność i dyscyplina
Posłuchałam, zaufałam i wydarzył się cud. Moje czterdziestoletnie ciało, do tej pory odporne na praktyki fizyczne, spięte, zamknięte, niewyćwiczone, zaczęło otwierać się w niesamowity sposób, zmieniać na moich oczach. Jako dojrzała kobieta zaczęłam praktykować asany, o których nawet nie marzyłabym kiedy byłam dwudziestoletnią dziewczyną. Ciało wypiękniało, nabrało sprężystości i siły. Słowem: łagodnością osiągnęłam to, czego nigdy nie udało mi się osiągnąć „tresurą” i przemocą. Ta łagodność nie była pobłażliwością, a sukces tkwił w regularnej praktyce, ale to właśnie łagodne podejście i „czuła dyscyplina” – dały mi wolność i chęć częstego stawania na macie, bez uczucia przymusu, z większą delikatnością i lekkością. Równolegle przyszło zainteresowanie filozofią jogi i jej aspektem duchowym. I to też było przełomowe, bo pozwoliłam sobie ten aspekt duchowy do siebie dopuścić, uznać, że zawsze był dla mnie ważny. Wcześniej tłumiłam go, maskowałam sarkazmem, ironią, kpiną.
Ahimsa na drodze do zmiany
Z perspektywy czasu myślę, że miałam bardzo duże szczęście trafiając na nauczycieli z takim właśnie podejściem do praktyki fizycznej. Mogło być zupełnie inaczej i wiem, że było to wielce prawdopodobne. Wiem również bardzo dokładanie, co wydarzyłoby się wówczas. Dojmujące poczucie niskiej wartości, które towarzyszy mi od lat i z którym cały czas pracuję, podsycone przez autorytarną postawą nauczyciela, spowodowałoby zamknięcie w sobie, wycofanie, rezygnację. Jestem wdzięczna za to, że stało się inaczej, bo było to dla mnie początkiem pracy nad sobą na wielu poziomach i impulsem do zmiany sposobu życia i drogi zawodowej. Zainspirowana i ośmielona własną zmianą, odważyłam się sama zostać nauczycielką jogi i dzielić się z innymi tym, co mi pomogło.
Moja własna praktyka nauczania
Bycie w zgodzie z ahimsą ma dla mnie bardzo osobiste i głębokie znaczenie i tak to widzę i czuję w kontekście swojej praktyki jako uczennicy, „młodej” nauczycielki jogi i dojrzałej kobiety: mamy i żony. W stosunku do moich uczniów staram się postępować podobnie. Mówię o uważności i precyzji, o pewnego rodzaju dyscyplinie na macie, ale nie pouczam, nie naciskam i nie wymuszam. Różni ludzie przychodzą na praktykę. Nigdy nie wiemy jaki mają poziom i rodzaj wrażliwości. Nigdy nie wiemy z czym się mierzą, jakie nieuświadomione, bądź świadome traumy mogą „nieść” w swoim ciele przez długie lata. Czasem możemy skrzywdzić kogoś poprzez nieuwagę, nieodpowiednią korektę lub źle dobrane słowo. Łagodny i stopniowy rozwój bez generowania dodatkowych napięć na poziomie fizycznym i mentalnym jest według mnie istotą ahimsy w kontekście fizycznego aspektu na jogicznej ścieżce.
Po pierwsze: nie szkodzić
Równolegle z jogą pojawiła się w moim życiu ajurewda, którą zgłębiam od strony teoretycznej, ale również praktycznej, ucząc się pracy z klientami i prowadząc pierwsze konsultacje ajurewdyjskie. I tu też bardzo szybko zrozumiałam jak ogromną odpowiedzialność powinnam brać za słowa, które kieruję do konsultowanej przeze mnie osoby. Słowa przy każdej terapii leczniczej: konwencjonalnej, tradycyjnej, dotyczącej ciała czy umysłu, mogą powodować efekt placebo lub nocebo. Straszenie, ocenianie, wytykanie błędów jest zazwyczaj przeciwskuteczne i powoduje efekt odwrotny do zamierzonego. Postępując w ten sposób możemy skrzywdzić klienta lub pacjenta, wpędzić go w poczucie winy. Esencją ajurwedy jest profilaktyka i zmiana niesłużących zdrowiu nawyków. I w tym kontekście istnieje pokusa, żeby pouczyć, dokarmić swoje ego, jako osoby, która już przeszła tę drogę i której się udało. A wiadomo, że zmiana nawyków to długotrwały proces i należy raczej wspierać w sposób partnerski drugiego człowieka na tej drodze, w poczuciu odpowiedzialności i wdzięczności za to, że ten ktoś nam zaufał i poprosił o to wsparcie. Droga samorozwoju na poziomie fizycznym i mentalnym jest pewnym kontinuum, a nie prostą i strzelistą „autostradą do nieba” :). Czasem jesteśmy bliżej określonego celu, czasem różne okoliczności i stare schematy, w które wpadamy, nas od niego oddalają. Warto mieć tego świadomość, szczególnie kiedy próbuje się być na tej drodze przewodnikiem dla innych.
Praktyka niekrzywdzenia w życiu codziennym
Tę odpowiedzialność za słowa, które mogą mieć krzywdzącą moc wobec innych, staram się przełożyć na osobiste życie: kontakty z bliskimi i samą sobą. Okazuje się, że jest to o wiele trudniejsze niż w przypadku relacji z obcymi osobami w kontekście zajęć jogi i konsultacji ajurwedyjskich. Dzieje się tak z powodu emocji jakie się z tym wiążą. Tu silne schematy i przyzwyczajenia w krzywdzącym myśleniu i zwracaniu się, szczególnie do samej siebie, mają o wiele silniejsze psychiczne i emocjonalne podłoże. Krzywdzenie siebie samej na poziomie mentalnym, hiper negatywna ocena swoich własnych umiejętności i działań, towarzyszy mi odkąd pamiętam i czasem powoduje, że sabotuję samą siebie. Krzywdzący głos wewnętrznego krytyka wzmocnił się kiedy postanowiłam zmienić dotychczasowe życie. Kiedy staję na macie przed swoimi uczniami, często pojawia się u mnie syndrom oszusta. Zadaję sobie pytanie, co ja tu robię i co taka osoba jak ja może zaproponować tym ludziom. Co więcej, z tyłu głowy czai się myśl, że za chwilę mój całkowity brak kompetencji i umiejętności zostanie odkryty i wszyscy przekonają się jak bardzo beznadziejną nauczycielką i osobą jestem.
Kontakt z wewnętrznym krytykiem
Wyznaczyłam sobie zadanie, żeby obserwować te myśli i być z nimi w kontakcie. Nie szukam już tak bardzo ich przyczyny i psychicznego podłoża, choć mam na ten temat pewne przemyślenia. Staram się im nie ulegać, nie rozpuszczać się w poczuciu beznadziejności. Ulegałam takim uczuciom przez wiele lat. Wbrew pozorom czasem bywają momenty, w których łatwiej jest być ofiarą. Nie trzeba wtedy brać odpowiedzialności za swoje życie. Można się poddać i tkwić w krzywdzących nas schematach przez dziesiątki lat. Nauczyłam się podejmować dialog ze swoim wewnętrznym krytykiem. Pokazuję mu jak wiele udało mi się już osiągnąć na nowej drodze i za ile rzeczy mam prawo być wdzięczna, że nie są one wynikiem szczęścia, przypadku i oszustwa z mojej strony, że uzyskałam je dzięki pracy nad sobą, wrodzonej wrażliwości i empatii. Nie odcinam się od wewnętrznego krytyka całkowicie, bo kiedy to zrobię, wróci w pewnym momencie ze zdwojoną siłą. Staram się go zauważać. Czasami, wbrew pozorom, ma mi coś interesującego do powiedzenia: jakąś istotną uwagę, przestrogę, inspirację do doskonalenia się w praktyce. Oczywiście, że taki dialog jest trudnym i złożonym procesem, ale podejmuję go, bo nie chcę już więcej krzywdzić siebie i innych.
Często zajęcia jogi, które prowadzę rozpoczynam mantrą: Lokah Samastah Sukhino Bhavantu Niech wszystkie istoty na ziemi będą szczęśliwe i wolne i niech wszystkie moje myśli, czyny i słowa przyczynią się do ich szczęścia i wolności. Ten jeden wers w sposób doskonały ujmuje istotę ahimsy i samej jogi. Ma bardzo głębokie znaczenie. Ale, żeby w pełni i w szerokim kontekście podążyć za słowami mantry, trzeba zacząć zmianę od niekrzywdzenia siebie i istot z najbliższego otoczenia. Nie będziemy umieli nie krzywdzić innych, jeśli będziemy przysparzać cierpienia samym sobie. Człowiek nie może dzielić się z innymi tym, czego sam nie ma.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!