
Uczenie jogi w małym mieście – wyzwania, korzyści i możliwości
Uczenie jogi w małym mieście – wyzwania, korzyści i możliwości
Na co dzień mieszkam w małym, liczącym niespełna 7 tysięcy mieszkańców, mieście, położonym około godziny drogi od Warszawy. Kiedy postanowiłam zająć się uczeniem jogi, myślałam, że będę to robić przede wszystkim w Warszawie. Byłam przyzwyczajona do dojazdów. Funkcjonowałam w ten sposób w swoim poprzednim życiu zawodowym. Owszem, miałam nadzieję, że uda mi się zainteresować część tutejszych mieszkańców jogą. Liczyłam na stworzenie jednej, może dwóch grup w swoim mieście lub w jego okolicy. Rzeczywistość przeszła moje oczekiwania. Mam w tej chwili 7 regularnych grup i prowadzę jogę codziennie. Okazało się, że ludzie w małej miejscowości są otwarci na jogę, potrzebują jej i ją doceniają.
Jak zainteresować jogą małą społeczność?
Na ogół ludzie w małych społecznościach, w miejscach odległych od szkół jogi i dużych klubów fitness, są jej bardzo ciekawi. Znają jogę z internetu, wiedzą, że jest popularna i mają ochotę spróbować. Często sami praktykują online. Kiedy pojawia się nauczyciel jogi, dotychczas jedyny w mieście :), tak jak było w moim przypadku, bardzo szybko wypełnia pewną niszę, ale mimo wszystko wymaga sporego wysiłku to, żeby do ludzi dotrzeć, i co znacznie trudniejsze, zatrzymać ich przy sobie.
Niemal od razu wiedziałam, że nie zdecyduję się na otwarcie własnego lokalnego studia ani na wynajem sali na stałe. Na początku wydawało mi się to zbyt ryzykowne. Nie wiedziałam czy zdołam stworzyć grupy. Ceny za pojedyncze wejście na zajęcia w małym mieście różnią się zdecydowanie od cen w Warszawie. Na ogół nie przekraczają 30 złotych. Natomiast ceny wynajmu sal nie są wcale niskie, dlatego zdecydowałam się wybrać inną drogę. Zgłosiłam się do tutejszego ośrodka kultury, małego lokalnego klubu fitness, uniwersytetu trzeciego wieku, właścicieli żłobka, którzy prowadzą salę zabaw dla dzieci, gdzie mamy mogłyby praktykować jogę, zostawiając pociechy pod dobrą opieką. Skontaktowałam się z ośrodkiem medytacyjno-rozwojowym, który mieści się nieopodal i kompleksem hotelowo-konferencyjnym, gdzie zaczęłam prowadzić jogę podczas eventów firmowych. Mogłam w ten sposób skorzystać z bazy klientów i społeczności zgromadzonej wokół tych miejsc. Pracując dla nich jako podwykonawca. Stawki są zróżnicowane, ale na ogół całkiem przyzwoite i nie odbiegające bardzo od stawek w Warszawie.
Pisałam także na lokalnych forach, zamieszczałam ogłoszenia na portalach społecznościowych tworzonych przez mieszkańców naszej gminy. Zaczęłam też pisywać regularnie artykuły o jodze i ajurwedzie do naszej lokalnej gazety. Wszystko to przyniosło efekty, ale kosztowało mnie również dużo pracy i zaangażowania. Nauczyłam się też jak funkcjonuje nasza lokalna społeczność, jakimi kanałami do niej docierać. Nie zawiesiłam tych działań. Cały czas regularnie do nich wracam, przypominam się, ogłaszam, zachęcam do udziału w zajęciach, ale też staram się edukować ludzi, w miarę swoich możliwości i wiedzy.
Czy joga w małej miejscowości różni się od tej w dużym mieście?
Mam pewne porównanie, ponieważ od początku równolegle prowadzę zajęcia w Warszawie i właściwie nadal chcę je prowadzić, właśnie dlatego, że w moim przekonaniu jest to nieco inny rodzaj pracy niż ten, którego doświadczam tutaj. Oczywiście wszystko zależy od miejsca, rodzaju szkoły jogi, metody, według której pracuje, bądź jej braku. Wciąż mam jednak wrażenie, że joga w małym mieście jest czymś bardziej inkluzywnym, choćby ze względu na niższe ceny karnetów. Nie jest to oferta premium, ani produkt zarezerwowany dla tak zwanej „bańki rozwojowej”. Moje grupy mają bardzo duży przekrój społeczny, wiekowy i zawodowy. Oczywiście w dużych miastach też tak jest, ale z moich obserwacji wynika, że pewne tendencje, które znam z pracy w dużym mieście, w małej miejscowości są o wiele bardziej jaskrawe, intensywne. Dla przykładu: joga w ostatnich latach jest bardzo zfeminizowana. Na zajęciach mamy zawsze przewagę kobiet i jest to tendencja ogólna, ale dotarcie do mężczyzn w mniejszym ośrodku i przekonanie ich do tego, że praktyka jogi nie jest aktywnością wyłącznie kobiecą, wymaga znacznie więcej wysiłku. Tu stereotypy i przekonania są siłą rzeczy mocniejsze. Z radością zauważam, że powolutku udaje mi się je przełamywać, ale jest to, z całą pewnością, proces mozolny. Podobnie z sezonowością zajęć. To, że w okresach okołoświątecznych i wakacyjnych frekwencja jest znacznie niższa, jest rzeczą zrozumiałą, ale w mniejszym mieście są to różnice o wiele bardziej widoczne. Środowisko w małej miejscowości (a przynajmniej tak jest w moim mieście) jest także o wiele bardziej konserwatywne pod względem obyczajowym i religijnym. Staram się zawsze uważnie mówić i pisać o jodze: w sposób konkretny i zrozumiałym językiem podkreślać to, że nie jest religią ani zagrożeniem, ale bardzo logiczną i konsekwentną filozofią życia oraz metodą pracy nad sobą. Ostrożnie dobieram słowa. Nie chcę ludzi zrazić, nastraszyć ani zbudować fałszywego przekonania na temat jogi.
Wyzwania i szczególny rodzaj odpowiedzialności
Prowadzenie regularnych zajęć i utrzymanie grup w tak małej społeczności nie jest rzeczą łatwą. Na początku ludzie byli jogą badzo zainteresowani, ale ponieważ swoją wiedzę o niej czerpali głównie z internetu, czasem mieli na jej temat wiele błędnych przekonań. Generalnie panują dwie tendencje myślenia: pierwsza, że joga jest tylko dla silnych i rozciągniętych i drugie (chyba znacznie silniejsze) przekonanie, że joga jest aktywnością całkowicie bezwysiłkową, polegającą jedynie na relaksie, taką, w której niczego nie musimy od siebie wymagać. Muszę przyznać, iż to, że joga wymaga zaangażowania, pewnej precyzji, dyscypliny i logicznego myślenia, było dla wielu dużym rozczarowaniem.
Wyzwaniem są również bardzo zróżnicowane grupy. Z konieczności są to grupy otwarte, więc mam obok siebie osoby o bardzo różnym stopniu zaawansowania i możliwości. W jednej grupie są uczniowie o dużych zakresach, którzy mogą wykonywać skomplikowane asany i tacy, dla których pełen skłon jest wciąż dużym wyzwaniem. Moim zadaniem jest zadbać o to, żeby jedni i drudzy czuli, że są na zajęciach mile widziani, bezpieczni i mogli się rozwijać w swoim własnym tempie. Jednym staram się pokazać, że mogą już pójść w praktyce o krok dalej, a innym chcę dać bezpieczną przestrzeń, w której nie będą mieć poczucia, że są ponaglani i oceniani.
Ponieważ prowadzę grupy bardzo zróżnicowane i w bardzo różnych miejscach, staram się wypracować pewną stałą i spójną metodę pracy ze wszystkimi moimi uczniami, opartą na konsekwentnej powtarzalności i stopniowym wprowadzaniu nowych rzeczy. Zależy mi na tym, żeby moi uczniowie uczyli się i rozwijali. Nie mamy w pobliżu dobrych szkół jogi, więc czuję, że jestem za ich rozwój w pewnym sensie odpowiedzialna, chciałabym przekazać im najlepszą możliwą wiedzę, jaka jest w moim zasięgu. Oczywiście cały czas sama się uczę. Myślę, że jest to szczególny rodzaj odpowiedzialności, jeśli pracujesz właśnie w małym mieście, to chcesz dać ludziom coś wartościowego, bo nie mają czasem innego wyboru lub porównania. Myślę, że absolutnie warto włożyć w to dużo wysiłku i zaangażowania, bo ludzie nawet, jeśli nie znają się na jodze, to bardzo szybko wyczuwają czy to, co chcesz im przekazać ma jakąś wartość, czy przynosi im wymierne korzyści i rozwój. W małym miasteczku jest mniej ludzi, więc trudniej ich do siebie przyciągnąć i zatrzymać na dłużej.
A co daje mi osobiście prowadzenie jogi w małym miasteczku?
Przede wszystkim zintegrowałam się z tutejszą społecznością. Wcześniej, dojeżdżając do pracy w Warszawie lub pracując zdalnie, traktowałam to miasto trochę jak sypialnię. Teraz wiem, że mieszaka tu bardzo dużo niesamowitych, barwnych, otwartych i ciekawych świata ludzi, że jest to społeczność bardzo różnorodna.
Mam tutaj wiele wolności w tym jak pracuję z grupami, w jaki sposób uczę i jak mówię o jodze. Wiele nauczyłam się na własnych błędach, mogłam próbować różnych rzeczy i metod pracy, bardzo szybko sprawdzając czy są skuteczne. Widzę, że moje grupy rozwijają się razem ze mną, więc jest to dla mnie największą motywacją do ciągłego inwestowania w swój własny rozwój, nie tylko w kontekście jogi. Myślę, że był to dla mnie najlepszy sposób na rozpoczęcie pracy w tym zawodzie i budowanie własnej marki. Wszystkim moim uczniom jestem bardzo wdzięczna za to, że chcą się ode mnie uczyć.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!