
Jogowe autorytety
Czy masz swój jogowy autorytet?

zdjęcie: Ania Krachało
„Pewien człowiek budzi się rano w łańcuchach i nie wie, jak je zdjąć. Latami szuka kogoś, kto go uwolni. Któregoś dnia przechodzi obok warsztatu kowala i widzi, że ten kuje żelazo, więc prosi go o pomoc. Kowal dwoma uderzeniami przecina łańcuchy. Mężczyzna jest mu bardzo wdzięczny. Zaczyna pracować dla wybawcy i przez resztę życia jest… przykuty do kowala.
– Guru jest ważny – ciągnął Starzec. – Wyraża słowami to, co ty czujesz jako prawdę w sobie. Ale kiedy już przeżyłeś bezpośrednie doświadczenie z tą Prawdą, więcej go nie potrzebujesz. Guru pokazuje ci księżyc, ale biada, jeśli pomylisz z księżycem jego palec. Guru wskazuje ci drogę, ale przejść musisz nią ty. Sam.” Tiziano Terzani, Nic nie zdarza się przypadkiem
– Dzisiejsza młodzież w ogóle nie ma autorytetów – mówili starsi, gdy ja byłam tą młodzieżą. Nie do końca wtedy wiedziałam, czy chodzi im o to, że nie mamy autorytetów, bo po prostu nie ma komu być dla nas tym autorytetem, panuje więc popyt, ale podaży brak, puste półki, czy też chodzi o to, że nikogo za autorytet nie uznajemy, choć podaż jakaś jest.
Z tonu można było podejrzewać to drugie. Nie mamy autorytetów, nie ustępujemy miejsca starszym w tramwaju, nie mamy szacunku dla siwego włosa, nie słuchamy, nie słuchamy się, etc. Z tonu wynikało też, że to źle. Nawiasem mówiąc, dzisiejszą młodzież, ileś tam lat później, też posądza się o brak autorytetów. Albo o to, że autorytetem są dla niej youtuberzy i Pokemony. Ok. Zatrzymajmy się chwilę nad tym tematem.
Obfitość na rynku
To oczywiście była tam opinia, nie fakt. O tej młodzieży i autorytetach. Fakty były i są takie: autorytety w jakimś sensie mieliśmy zawsze. Dla niektórych to był Krishnamurti, dla innych Shakin’ Stevens, dla jednych Mircea Eliade, dla jeszcze innych Małgorzata Musierowicz. Potem przyszła epoka Ewy Chodakowskiej i Paulo Coehlo. Potem Olgi Tokarczuk i Michelle Obamy. Wiedźmina, Pokemonów i Marvella. Zresztą nieważne. Kogoś tam zawsze czciliśmy, kochaliśmy i teraz też – kochamy, czcimy i naśladujemy. Ostatnio autorytety mieszają się nam z profilami na Twitterze i Instagramie, ale generalnie zawsze jest ktoś, do kogo aspirujemy. Podaż jest. Popyt w sumie też. Półki pełne. A my chcemy do nich sięgać.
Problem jest w wyborze. I w akceptacji, że nasz wybór i nasz autorytet mogą okazać się nieidealni. A nawet jeśli zawsze pozostaną idealni, to i tak trzeba ich będzie – być może – kiedyś porzucić. Z wielu autorytetów się wyrasta.
Etyczne wątpliwości
Wyrasta się dlatego, że już ich nie potrzebujemy lub bo nas rozczarowali. Pattabhi Jois został oskarżony o molestowanie seksualne, Choudhury Bikram – o to samo i przekręty finansowe. Iyengar krzyczał na uczniów. Osho też miał swoje za uszami. Jane Fonda (ta od aerobiku, przypominam młodszym) ukrywała, że wycięła sobie żebra, żeby mieć szczupłą talię. A Wałęsa… e, nie, zostawmy politykę.
I bez niej co i rusz słyszę o jakimś wielkim, który okazał się malutkim, zwykłym człowiekiem i uległ słabościom. Słyszę też czasem (choć rzadziej) o takim, który okazał się człowiekiem niezwykłym – w negatywnym znaczeniu tego słowa – manipulował, kłamał, oszukiwał, zdradzał czy kradł. Gdy takie rzeczy wychodzą na jaw (na mniejszą lub większą skalę) zawsze pojawia się rozczarowanie, a czasem mocniejsze uczucia. Każdy radzi sobie z nimi na swój sposób.
Pojawiają się przy tym pytania:
- Czy w takim wypadku zmienić swój autorytet na inny?
- A może zostać przy nim i skupić na zaletach, a wybaczyć faux-pas?
- Albo może strzelić focha i rzeczywiście, jak rzekoma młodzież za czasów mojej młodości, już nigdy w życiu nie obejrzeć się za żadnym autorytetem? Bo skoro jeden nawalił, to pewnie wszyscy to zrobią.
Różne specjalizacje
Strzelanie focha uważam za najgorszy pomysł. Lepiej jest dobrze zdefiniować nasz autorytet. Tak na przykład, jak to robi Wikipedia, która podkreśla, że autorytetem jest się „w ocenie jakiegoś zjawiska lub wydarzenia”, a nie dozgonnie i wszechstronnie. Autorytet to autorytet, nie papież. Zna się tylko na tym, na czym się zna. W tym momencie. Może zostać zdetronizowany przez jakiś wyższy autorytet i może się mylić w kwestiach, w których się nie zna.
Problem pojawia się, gdy szukamy autorytetów nie w kwestii globalnego ocieplenia, zepsutego kranu czy łąkotki, ale w tematach etycznych. A szukamy. Chcemy mieć także autorytety moralne. W rozumieniu jogi sprawa nie jest taka prosta. Jeśli rozumiemy jogę szeroko, jako ośmioczłonową praktykę, której jednym z członów są yamy i niyamy – zasady współistnienia społecznego i doskonalenia siebie, to każdy autorytet jogowy jest w pewnym sensie autorytetem moralnym. Ale jest też (czy raczej powinien być) autorytetem w kwestii etyki, pranajamy, medytacji, anatomii, diety, seksu etc. Może tego nie unieść. Zwłaszcza jeśli dopiero co skończył TTC 200H.
„ (…) dzielenie ludzi na tych, którzy uzyskali jasny wgląd, i na tych, którzy brodzą w mrokach, prowadziło wielokrotnie w historii i wciąż prowadzi do krwawych wojen, wyzysku, a także perfidnego (bo wykorzystującego pierwotne lęki) szantażu i okrutnej dominacji, którym rzekomo oświeceni i obdarzeni wyższą mądrością kapłani, terapeuci, guru albo dyktatorzy poddają tak zwanych zwykłych ludzi.” Tomasz Stawiszyński, Potyczki z Freudem. Mity, pułapki i pokusy psychoterapii

zdjęcie: Ania Krachało
Autorytet czy guru?
Autorytet to autorytet. Nie papież, ale też nie guru w znaczeniu, jakim miało to słowo w dawnych Indiach. Tam guru był rzeczywiście nauczycielem wszystkiego. I jogi, i życia. Wymagał posłuszeństwa przez cały czas nauki, ale zdaje się, że uczeń chętnie się go słuchał. Umówmy się, posiadanie guru jest bardzo wygodne. Zawsze pod ręką jest ktoś, kto powie, jaką podjąć decyzję. Jak żyć. Nie trzeba samemu myśleć ani brać odpowiedzialności za swoje czyny.
„Guru to piękne słowo. Niestety, zostało upodlone przez bezsensowne używanie go na Zachodzie, gdzie mówi się już o guru mody, zdrowia czy seksu. Gu oznacza w sanskrycie „ciemności”, ru – „odganiać, rozpraszać”. A zatem guru to ten, który odpędza ciemności i do mroku niewiedzy wprowadza światło. Pomarańczowy kolor jego stroju przypomina właśnie barwę płomienia, który rozpala się w ciemności; siłę ognia, który pochłania materię.” Tiziano Terzani, Nic nie zdarza się przypadkiem
Przecinanie pępowiny
Tradycja guru, choć bardzo pomocna w rozwoju osobistym, oznacza jednak, że kiedyś się usamodzielniamy. Nie wisimy na swoim nauczycielu non-stop. A może nawet – w zachodnim świecie – nie mamy nawet takiego krótkiego okresu, w którym darzymy go bezbrzeżnym zaufaniem. W końcu jesteśmy społeczeństwem Wikipedii. Szukamy autorytetów w konkretnych dziedzinach, a nie wszechmogących. Im mniejszą odpowiedzialnością ich obarczymy, tym mniejsze sprawią nam rozczarowanie. Oraz – tym więcej zrobimy sami. A to, do czego doszliśmy sami, da nam większe poczucie mocy i sprawczości.
Ale nie przeginajmy też w drugą stronę. Nie ma potrzeby przecierać szlaków już przetartych. Nie ma powodu nie skorzystać z wiedzy kogoś, kto już wie. Chodzi mi o to, by myśleć, wybierając autorytet. I myśleć, gdy chce się go porzucić. W tym sensie posiadanie autorytetów, obdarzanie kogoś autorytetem, nie jest złe ani dobre. Jest pomocne lub szkodliwe w rozwoju zawsze w pewnym kontekście i na pewnym etapie życia. Kiedy i na jakim, to już trzeba stwierdzić samodzielnie.
Cztery ćwiartki
Społeczeństwo jogowe, zachodnie, współczesne, tym się jeszcze różni od hinduskiego, że my nie mamy tak jasno określonych etapów życia.
W hinduizmie (jakoś tam współistniejącym z jogą w Indiach) uważa się, że ludzkie życie składa się z czterech etapów. Nazywa się je „aśramami”.
Pierwszy aśram to „Brahmacharya”, czas nauki. Drugi aśram: „Grihastha” czas pracy i obowiązków domowych (gdzie możemy wykazać się karma jogą, jogą działania). Trzeci aśram: „Vanaprastha” lub etap pustelnika, gdzie dosłownie lub w umyśle, wycofujemy się z życia społecznego, by oddać medytacji. Czwarty aśram: „Sannyasa” lub ascetyczny i tu rzeczywiście możemy się wycofać, by żyć jak samotny mnich/mniszka.
U nas aśramy przenikają się i uczymy się w zasadzie non-stop. Mam na myśli naszą bańkę. Joginów, zainteresowanych rozwojem. Przez całe życie mamy skłonność do szukania autorytetów. Uczymy się od nich i uczymy się też, jak ich porzucać. Dobrze jest jednak porzucać ich bez żalu i bez oburzenia, że okazali się tacy, a nie inni (pewnie zawsze tacy byli ;-). Z wdzięcznością. Tak jak wyrzuca się balast z balonu, by polecieć wyżej lub odchodzi się ze szkoły podstawowej, by zacząć liceum.
Wyszukując cytaty do tekstu, korzystałam z lubimyczytac.pl
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!