
O co ta awantura wokół Ashtangi?

O co ta awantura wokół Ashtangi?
Czyli o nauczycielach Autoryzowanych i Certyfikowanych oraz Teacher Training Course (TTC)
W ostatnich tygodniach zrobiło się bardzo głośno wokół instytutu KPJAYI z Mysore. Ashtangowy internet w ciągu kilku dni stycznia rozpalił się do czerwoności. Wielu praktykujących i nauczycieli włączyło się w żywą dyskusję, niektórzy starając się zachować neutralność inni publikowali epickie oświadczenia, znaleźli się też tacy co „rozrywali szaty” nad upadkiem „Ashtangowej Rzeczypospolitej” i nawoływali do rewolucji. Jak zwykle przy takich okazjach, szczególnie aktywni, co nikogo pewnie nie dziwi, byli dyżurni hejterzy.
Skąd ta awantura?
Cała internetowa burza wybuchła po tym, gdy kolejnych kilku bardzo znanych i wpływowych nauczycieli, „certyfikowanych” jeszcze przez Pattabhi Joisa, zostało usuniętych z listy nauczycieli Autoryzowanych przez Instytut KPJAYI z Mysore przez Sharatha Joisa, obecnego dyrektora. Szybko policzono, że jest już ich ponad dwudziestu.
Czemu usunięcie kilku nauczycieli stało się tak głośne?
Kwestia wątpliwości co do weryfikacji i usuwania nauczycieli z listy jest stara jak sama lista. Od samego początku nie wszyscy byli zadowoleni z faktu, że Autoryzacje są w ogóle nadawane. Wielu pierwszych studentów Pattabhi Joisa nie posiada i nie posiadało autoryzacji i nigdy się o nią nie starali. Najwyraźniej magia Autoryzacji ma największą moc w USA, gdzie Ashtanga rozwija się najdłużej i tam też kontrowersje są najgłośniejsze. Do Polski burza dociera jedynie jako pomruk w postaci wymyślonego na potrzeby marketingowe, zabawnego w polskich warunkach, podziału na „old school” i „new school”.
Wielu nie podoba się, że autoryzacje nadawane są uznaniowo, zaufanym osobom, które spełniają określone kryteria. Również na bazie kryterium „zaufania” nauczyciele bywali usuwani z listy, po czym często znowu wracali, lub znikali na dobre jeśli uznali, że ich drogi z Instytutem w Mysore oraz jego dyrektorem, wcześniej Pattabhi Joisem, a obecnie Sharathem, rozeszły się.
Z pewnością nie bez znaczenia jest też fakt, że żyjemy w czasach mediów społecznościowych, gdzie każda kwestia może być publicznie dyskutowana przez każdego nawet zupełnie nie zaznajomionego z tematem. A w internetach, szczególnie mediach społecznościowych, wygrywają emocjonalne przekazy i to wcale nie te pozytywne. Im więcej zainteresowanych i komentujących osób, tym większym echem odbija się temat, tym więcej emocji, tym więcej też hejtu i dezinformacji.
Na przykład w 2009 roku odbyła się znacznie większa i poważniejsza w skutkach weryfikacja nauczycieli, ale nie została praktycznie zauważona ani przez media społecznościowe, ani też nie była specjalnie rozdmuchana w środowisku samych nauczycieli czy praktykujących, bo Facebook jeszcze wtedy miał inne oblicze.
To co obecnie widzimy na FB to to, że – przez niektórych – usunięcie z listy zostało odebrane jako odebranie im należnego miejsca z panteonie nauczycieli Certyfikowanych lub Autoryzowanych przez Pattabhi Joisa. Argumenty padają tutaj różne, ale zazwyczaj utrzymane w tonie, że Sharath, który jest młodszy od większości usuniętych nauczycieli, nie ma prawa stawiać się ponad starszych od siebie i weryfikować ich umiejętności, tego jak uczą. Natomiast Certyfikat/Autoryzacja powinny być traktowane jak dyplom ukończenia uczelni, a nie uznaniowo nadawana akredytacja.
Jednak od samego początku bycie na liście było formą wyróżnienia nadawanego uznaniowo przez Pattabhi Joisa, a następnie Sharatha, na co wskazuje sama geneza i cel istnienia listy. Bowiem lista powstała, w momencie gdy Ashtanga stała się niezwykle popularna i oto nagle pojawiło się się wielu nauczycieli twierdzących, że uczą wg metody z Mysore. Niektórzy tworzyli swoje własne style jogi na bazie tego co podpatrzyli w Mysore lub od uczniów Pattabhiego. Tak powstały vinyasa-flow, power-yoga, Jivamukti yoga, rocket-yoga i wiele innych.
Aby uniknąć nadużyć i zabezpieczyć rozwój Ashtangi oraz wskazać kto faktycznie zna i uczy wg metody, Instytut stworzył listę Autoryzowanych/Certyfikowanych nauczycieli. Nauczyciele wskazani na liście to osoby, które spędziły wiele miesięcy i lat w Instytucie w Mysore i co do których Guruji był pewien, że odznaczają się dojrzałą praktyką, poznali dogłębnie metodę oraz (co najważniejsze) uczą jej zgodnie z prawidłami. Od początku też naturalne było usuwanie nauczycieli z listy, jeśli tracili kontakt z Instytutem oraz metodą.
Cel listy jest jeden, aby wskazać studentom gdzie mogą znaleźć godnego zaufania nauczyciela, który krok po kroku przekaże im metodę praktyki w ramach „programu Mysore”, z zachowaniem prawideł i niuansów metod, o których mniej doświadczeni nauczyciele mogą nie mieć pojęcia.
Oczywiście taka jest teoria, praktyka niestety bywa bardzo różna. Wśród nauczycieli z listy znajdują się, bądź znajdowali, najwybitniejsi i najbardziej uznani, ale także tacy, którzy powinni mieć zakaz zbliżania się do uczniów ;). Z pewnością jest tak, że siła listy wynika z siły nazwisk nauczycieli, którzy na tej liście się znajdują bądź znajdowali się.
W takich okolicznościach bycie na liście Autoryzowanych nauczycieli zaczęło być postrzegane jako prestiżowe wyróżnienie, wskazujące na wyjątkowe poświęcenie i umiejętności oraz otwierające olbrzymie możliwości rozwoju dla nauczyciela. Z czasem doszło jeszcze kilka powodów dla których Autoryzacja stawała się coraz bardziej pożądana.

Reguła niedostępności
Nie jest łatwo otrzymać Autoryzację Instytutu z Mysore. Obecnie, aby zostać nauczycielem Autoryzowanym na poziomie podstawowym (level 1), potrzeba przyjechać do Mysore co najmniej trzy razy, spędzić w Instytucie minimum pół roku, ukończyć co najmniej pierwszą serię i zacząć drugą. Choć niekiedy czynione były nieznaczne wyjątki od tych reguł, działo się to na tyle rzadko, że nikt nie może liczyć na specjalne traktowanie. Natomiast często zdarza się, że Autoryzacja jest przyznawana po pięciu i więcej pobytach w Instytucie, dlatego jeśli ktoś podróżuje po to tylko, aby uzyskać Autoryzację bez odpowiedniego nastawienia, motywacji i zrozumienia metody, pewne jest, że będzie rozczarowany.
Nie jest łatwo dostać się do Instytutu i jeszcze trudniej jest się zaadaptować do reguł tu panujących. Powiedzmy sobie otwarcie, nauka w Instytucie jest zajęciem dla osób które naprawdę kochają tę praktykę i dla tej miłości potrafią zminimalizować swoje oczekiwania. Na przykład dla większości początkujących praktyków Ashtangi, trudna do zniesienia jest perspektywa, że nie będą mogli wykonywać pozycji zaawansowanych (II seria), bez uprzedniego ugruntowania pozycji podstawowych (I seria). W istocie jest tak, że w Instytucie, całą „drugą serię” praktykuje jedynie około 10-15 procent osób, a pozycje z trzeciej lub czwartej serii nie więcej niż 5 procent. Zdaję sobie sprawę, że może być to szokująca informacja dla większości niewtajemniczonych w metodę Ashtanga Jogi, którzy zazwyczaj wyobrażają sobie, że do Mysore jeździ się po to, by robić stanie na rękach, wyrafinowane pozycje akrobatyczne oraz zmysłowe zdjęcia szalonych asan w skąpym bikini :).
Gdy już staniemy się szczęśliwymi posiadaczami Autoryzacji Instytutu z Mysore to – poza stałym dopływem wody sodowej do głowy – zyskujemy niebagatelne możliwości. Otóż bez trudu możemy dostać pracę w najlepszych szkołach jogi, na całym świecie, szczególnie tych pożądanych – w światowych metropoliach lub w najpiękniejszych destynacjach turystycznych. Jeśli nauczyciel jest bardziej charyzmatyczny i ciekawy świata to może wybrać podróżowanie z miejsca na miejsce, w aurze celebryty, zwiedzając świat, poznając ludzi i kultury. Taki nauczyciel może też – jeśli tylko uzna, że ma większe potrzeby finansowe – organizować Teacher Training Course (TTC – kurs szkolenia nauczycieli) zwane w środowisku „Cheater Training Course” („kurs szkolenia oszustów”). W ramach TTC możemy kasować niemałe sumy od osób zupełnie niezorientowanych w praktyce Ashtanga jogi, czy nawet w żadnej innej praktyce jogi.
Obecnie nikogo nie dziwi, że osób, które za papier potwierdzający ukończenie kursu nauczycielskiego – bez odpowiedniego przygotowania praktycznego i merytorycznego – są gotowe oddać wszystkie swoje oszczędności, jest bez liku. Dlatego też rynek kursów jogi oraz TTC rośnie jak na drożdżach. Smutna prawda jest taka, że na sprzedawaniu papierów potwierdzających ukończenie przyśpieszonych kursów jogi robi się najszybsze pieniądze w tym jogiczno – duchowym biznesie.
Istnieją olbrzymie międzynarodowe organizacje, wyspecjalizowane i utrzymujące się ze sprzedawania certyfikatów, kursów „jogi”, „medytacji” i podobnych.
Tu, wydaje się leży sedno konfliktu, który od lat narasta wokół Instytutu i odbija się głośnym echem w całym środowisku osób praktykujących Ashtangę i style od niej pochodzące.

R. Sharath Jois, fot. Sabrina Collon
A mogłoby być tak pięknie…
Ku rozczarowaniu niektórych, Instytut z Mysore nie chce stać się kolejną organizacją, która sprzedaje, lub autoryzuje innych do sprzedawania papierów potwierdzających osiągnięcie kolejnych stopni wtajemniczenia.
Zgodnie z wizją Pattabhi Joisa oraz jego kontynuatora – Sharatha Joisa, Instytut ma być miejscem w którym oferowana jest możliwość nauki jogi tym osobom, które są zainteresowane praktyką jogi, a nie jej monetyzowaniem. Dlatego nauczycieli autoryzowanych przez Instytut obowiązują jasne reguły:
- Nauczyciel Ashtangi jest przede wszystkim uczniem, powinien praktykować regularnie (5-6 razy w tygodniu).
- Nauczyciel jest zobowiązany uczyć wg prawideł z Mysore; prowadzić własny program Mysore; uczyć stale w jednym tylko miejscu, po to by móc się skupić na rozwoju swoich uczniów. W związku z tym nauczyciel nie powinien podróżować z miejsca na miejsce, oraz nie może oferować krótkotrwałych szkoleń i warsztatów doszkalających.
- Ponad wszystko nauczyciel nie może oferować TTC – kursów szkolenia nauczycieli – ponieważ taka forma szkoleń po prostu zabija, szczególnie u mniej doświadczonych osób, ciekawość praktyki jogi i tym samym możliwość zrozumienia celu praktyki i doświadczenia jej prawdziwych efektów. Brzmi enigmatycznie? Może przykład? Jaki odsetek osób po otrzymaniu dyplomu, przykładowo – magistra, sięga potem jeszcze do książek i poszukuje wiedzy? A gdyby tak dyplom magistra otrzymywać po ukończeniu np. dwu tygodniowego kursu? Jak w takich warunkach może się rozwijać wiedza i praktyka, której poznanie zajmuje całe lata, jeśli nie życie?
W zdecydowanej większości przypadków to właśnie oferowanie TTC stanowiło główny powód usunięcia z list Autoryzowanych/Certyfikowanych nauczycieli.
Posiadanie Autoryzacji Instytutu z Mysore jest skrywanym marzeniem wielu spośród tysięcy praktykujących, którzy co roku zgłaszają się na naukę do Instytutu. Gdy ktoś zna praktykę Ashtangi pobieżnie, posiłkując się plotkami z Mysore oraz tym co znajdzie w mediach społecznościowych, bez trudu odniesie wrażenie, że życie Autoryzowanego nauczyciela polega na podróżowaniu po świecie w aurze celebryty, kasowanie niemałych sum za przyśpieszone warsztaty i TTC. Cały świat uwierzył, że aby zostać nauczycielem „Ashtangi” vel „Vinyasy” wystarczy mieć piękne, wygimnastykowane ciało, czarujący uśmiech i uwodzicielską gadkę. Z taką wizją jogi nazywanej „yoga circus” przez lata walczył Pattabhi Jois, a obecnie walczy Sharath, niestrudzenie przypominając swoim uczniom, że Jogi nie da się osiągnąć, wymyślić, zaliczyć, zatrzymać, posiadać, opatentować, kupić, sprzedać czy odziedziczyć… jogę można jedynie praktykować.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!