
Jogiczne ZOO

fot: Moriya Neva, moriyaneva.com
Dlaczego niektóre asany mają takie dziwne, zoologiczne nazwy? To ciekawe pytanie. Większość nazywa się całkiem technicznie i opisuje to, co robimy w danym momencie. Pādanguṣṭhāsana to po prostu asana, w której chwytamy palcami duże paluchy stóp, kiedy robimy Uttāna Pādāsanę mamy mocno wyciągnąć palce stóp, w Pūrvottānāsanie intensywnie rozciągamy przód ciała.
Są także asany odwołujące się odwołują się do indyjskiej mitologii lub zostały nazwane na cześć wielkich jogicznych mędrców. Hanumanasana odwołuje się do mitycznej postaci Hanumana, ministra w królestwie małp z fascynującej opowieści znanej jako Ramajana. To właśnie Hanuman miał przesadzić jednym skokiem cieśninę dzielącą Indie i Sri Lankę, bieżąc na ratunek ukochanej swego pana, Ramy. Skok ten wykonany był w pozycji pełnego szpagatu i na cześć tego niesamowitego wyczynu, a także by uczcić oddanie, jakie Hanuman okazywał w służbie Ramy, pozycja szpagatu nosi w sanskrycie jego imię. Bharadvājāsana z kolei została nazwana tak na cześć jednego z wielkich mędrców opisywanych w Puranach. Pozycja o nazwie Ardha Matsyendrāsana ma na celu upamiętnienie innego mędrca, Matsyendry, który dał połknąć się rybie, aby na dnie oceanu obserwować, jak sam Shiva uczy jogi swą ukochaną.
Skąd jednak w naszej praktyce te wszystkie psy, krowy, koty, lwy, kobry, wielbłądy, żółwie, pawie, czaple i żurawie, żeby nie wspomnieć już o żabach, skorpionach czy szarańczy? Najprostsza odpowiedź, jaką możemy znaleźć, to taka, że nazwy te pochodzą najpewniej z natury. Jogiczni mistrzowie objaśniali swoim uczniom poszczególne asany posiłkując się obrazami, które mieli poniekąd pod ręką. „Wygnij teraz ciało tak, jak robi to rozgniewana kobra” – mówili młodym adeptom jogi, nie tylko, aby lepiej mogli wyobrazić sobie, jak asana taka wygląda, ale także, aby łatwiej zapamiętali jej nazwę. Rodzi to czasem pewien problem dla Europejczyków, bo – choć bez większego trudu potrafimy sobie wyobrazić rozpłaszczoną, skrzeczącą żabę czy kota robiącego „koci grzbiet” – trudniej już nam pokazać, co robi szarańcza.
Pochodzące od zwierząt nazwy asan mogą spełniać także trochę mniej oczywiste funkcje. Wizualizacja odgrywa ogromne znaczenie – nie tylko w jodze zresztą. Kiedy mocno skupiamy naszą uwagę na jakimś obrazie, odgrywając jakby w głowie krótki film, nasze ciało naturalnie dąży do tego, aby w rzeczywistości obraz taki powtórzyć. Technikę taką stosują często najlepsi tenisiści, którzy w kluczowych momentach meczu, przed wprowadzaniem piłki do gry, wyobrażają sobie swój perfekcyjny serwis, zmiatający z kortu ich rywala. Ucząc Bakāsany (pozycja żurawia), John Scott często zachęca uczniów, aby zanim wejdą w asanę wyobrazili sobie, że dosłownie zmieniają się w ptaka. „Twoje ręce to teraz nogi żurawia” – mówi John. „Stań mocno na swoich żurawich nogach. Twoje nogi to już nie nogi – to skrzydła. Podnieś je wysoko.” Tego typu wizualizacja nie tylko doskonale pomaga w szybkim przyswojeniu technicznych aspektów tej asany, ale także pozwala odkryć niespodziewane możliwości tkwiące we własnym ciele. W końcu stanie na rękach jest dla większości z nas czymś nowym, nienaturalnym, czymś czego się obawiamy. Stanie na nogach jest zaś czynnością oswojoną, bezpieczną, której nikt przecież się nie boi. Jeżeli udaje nam się mentalnie przestawić na „tryb żurawia” i uznać, że ręce są w istocie nogami, nasze psychiczne nastawienie ulega radykalnej zmianie. Poza tym, skoro nasze nogi są skrzydłami, są lekkie, więc nie powinno być problemu z ich podniesieniem wysoko w górę.
Takie podejście do noszących nazwy zwierząt asan może mieć także inny, bardziej filozoficzny, wymiar. Kiedy podczas naszej praktyki na chwilę „stajemy się” różnymi zwierzętami, nabieramy do nich bardziej osobistego stosunku. Jednym z tłumaczeń słowa „joga” jest „łączyć”. Można zatem powiedzieć, że kiedy w naszej codziennej praktyce ucieleśniamy najrozmaitsze zwierzęta, łączymy się nieco bliżej z naturą. Z każdym ruchem naszych skrzydeł, staje się ona bardziej dotykalna, a więc bardziej osobista.
Zgodnie z Adwajtawedantą (dosłownie – „nie dwoistość”) jedynym realnym bytem jest Brahman, Absolut przenikający cały wszechświat i podtrzymujący go. Całość istnienia, świat ludzi i świat natury, jest zatem jego emanacją. Nasze poczucie odrębności względem innych ludzi czy natury jest więc tylko złudzeniem. Jesteśmy trochę, jak fale na wzburzonej powierzchni oceanu – wydaje się, że mają one swoją odrębną naturę, że są osobnymi bytami, ale w istocie są jedynie wyrazem tego samego żywiołu. W zależności od tego, w co wierzymy, nauki Adwajtawedanty można traktować jako niezachwianą prawdę lub jedynie jako piękną metaforę. Ale niezależnie od tego, którą drogę wybierzemy, wizja taka uzmysławia, jak bardzo jesteśmy częścią czegoś większego, czegoś co istniało, istnieje i będzie istnieć ponad naszym ego, zagubionym gdzieś w kłębiących się wodach oceanu. Może czasem wykonując sekwencję kot-krowa warto także na chwilę wzbudzić w sobie takie odczucie?
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!