
Ja, ashtanga i Nepal – zmiany w życiu
Ja, ashtanga i Nepal – zmiany w życiu
Niby tacy sami, a jednak inni
Każdy z nas został ukształtowany przez inne okoliczności, narodził się z innym przeznaczeniem, życie każdego z nas ma zupełnie inny przebieg i nie każdy posiada na tyle odwagi, aby zmieniać to, co dostaliśmy od losu. Nie istnieje gradacja na gorszy czy lepszy. Każdy z nas jest piękny na swój własny sposób. Każdy inaczej przeżywa swoje życie, jednak wszyscy jesteśmy elementami tej samej układanki.
Joga jako elementem zwrotny
W moim życiu joga pojawiła się na zakręcie, kiedy odnajdywałam to, co prawdziwe we mnie i w mojej rzeczywistości, kiedy budziłam się z „letargu” zachowań kopiowanych od moich rodziców. Było bardzo wygodnie i komfortowo żyć tak, jak nauczyli mnie dorośli, bo znałam mechanizmy, doskonale wiedziałam, co wydarzy się za 5 minut, rzucałam w powietrze słowa, które natychmiast stawały się samospełniającą się przepowiednią. Mając wówczas 26 lat odnalazłam jogę – na przekór temu, co mówili znajomi w małym mieście, regularnie uczęszczałam na zajęcia nie licząc na „cud”. Dobrze czułam się w grupie składającej się głównie z kobiet. Odnajdywałam spokój robiąc psa z głową w dół.
Najpiękniejsze doświadczenie mojego dorosłego życia
Zmiany następowały bardzo powoli, dopiero teraz po wielu latach świadomie zerkam na wspomnienia, uśmiechając się do tego, co wtedy uznawałam za „przypadki”. Odnajduję w głowie słowa, które przychodziły do mnie od moich nauczycieli. Teraz podczas samodzielnej praktyki, kiedy pojawiają się trudności – pokonuję swoje lęki, ale jeszcze 10 lat temu pewnie bym się poddała, bo właściwie po co robić coś, co wymaga wysiłku, kiedy nawet nie wiemy, co czeka po drugiej stronie.
Pierwsza wymarzona podróż do Indii dała mi spotkanie z dwoma mężczyznami – byli to Lino Miele i znajomy z Wrocławia. Ten pierwszy początkowo nie zrobił na mnie wrażenia podczas popołudniowych zajęć z pranayamy, kiedy ze swoją włoską ekspresją wygłaszał poglądy o tym, jak praktyka ashtangi zmienia życie człowieka. Bo niby jak ćwiczenia fizyczne mogą pozmieniać wartości w życiu człowieka stojącego boso na macie? Jak powitanie słońca spowoduje, że będę chciała zatapiać się w w labiryntach własnych nieoszlifowanych emocji? Z setek zdań, które wygłaszał pamiętam tylko to o zmianie. Po kilku latach, kiedy robiłam porządki w swoim życiu moja pamięć odnalazła dźwięk jego słów… poczułam wtedy, że moja pierwsza podróż do Indii była dokładnie taka, jaka miała być, zwłaszcza, że zbliżała się kolejna.
Na miesiąc przed wyprawą do Auroville, dostaliśmy mail od Moniki Marinoni, że cyklon przeszedł przez wschodnie wybrzeże, niszcząc wszystko, co miał w swoim zasięgu, również szkołę, gdzie mieliśmy praktykować. Okazało się, że nie mieliśmy dokąd jechać. Pomimo, że zaplanowaliśmy jechać do Mysore to na lotnisku, z plecakiem letnich ciuchów, bo tylko takie zabrałam do Indii, kolega oznajmił, że lecimy zwiedzać Nepal, Himalaje, północ Indii, a do samego Mysore wpadniemy zaledwie na tydzień. Szereg wydarzeń następujących po sobie w idealnej kolejności zaprowadził mnie w niezwykłą przestrzeń, jaką jest niewątpliwie magia himalajskich szczytów. Skróciliśmy naszą wędrówkę z 5 do 3 dni, budząc tym zdziwienie Tika (naszego nepalskiego przewodnika), który w momentach krytycznych wciąż zadawał nam jedno pytanie: „Czym jest ta ashtanga, że wy macie tyle siły?”. Wtedy wydawało mi się, że myśli o naszej kondycji fizycznej.
Drugiego dnia wspinaczki, kiedy zasypał nas śnieg, a szlaki były oblodzone, w połowie czasu dojścia do Poon Hill powiedziałam: „Dalej nie idę, nie mam siły”. Tik stał obok, a kolega traktując mnie po „męsku” kazał iść dalej. Nie mogłam pozwolić na to, aby oni zrezygnowali ze swojego celu, tylko dlatego, że moja głowa szuka ucieczki. Wydawało mi się, że fizycznie nie dam rady, chciałam się się poddać, wycofać się z doświadczenia czegoś, co daje mi siłę do dziś. To ich wsparcie dało mi moc. I to ich słowa rozbrzmiewały w mojej głowie podczas kolejnych godzin wchodzenia na szczyt, słowa: „wejdę tam, przecież jestem silna” powtarzałam sobie jak mantrę.

Ulice Kathmandu
Jaki był mój cel
Wszystkie ograniczenia które nieustannie szepczą nam, że nie mamy siły, nie damy rady mają swoje miejsce w głowie, nie w ciele, dlatego też praca z głową, emocjami i lękami jest najtrudniejszą częścią życia i samej praktyki na macie. Poczułam, że zamiast ulegać własnym słabościom, można w głębi serca powiedzieć sobie, że dam radę. Można wziąć wdech i iść dalej, a zajdzie się naprawdę daleko i wtedy już nic nie będzie takie, jak kiedyś. Na Poon Hill dostałam gorączki, ale byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Pokonałam własny lęk przed nieznanym. Jestem wdzięczna chłopakom, że nie pozwolili mi podążyć za lękiem, że nie pozwolili mi ronić więcej łez i powtarzać w kółko tego samego stwierdzenia „przecież ja nie mam już siły”.
Dokładnie te same lęki pojawiają się przed kolejnymi trudnościami na macie. Chwile zwątpienia, chęć odpuszczenia, kiedy przesunięcie kolejnych swoich granic jest na wyciągnięcie ręki. Wtedy wystarczy w siebie uwierzyć, wziąć głęboki oddech i niemożliwe okaże się możliwe, a radość z płynąca z praktyki jest piękniejsza niż cokolwiek innego. Po tym doświadczeniu zrozumiałam, że praktyka jogi naprawdę zmienia życie. Przekraczanie siebie jest stałym elementem praktyki. Najpiękniejsze chwile czekają nas w ciszy własnych emocji, w lękach, w strachu przed nieznanym, kiedy potrafimy wytrwale iść dalej. Kiedy obserwuję emocje moich uczniów, mówię im, że tak to właśnie jest, że każdy kto wchodzi na matę doświadcza chwil zwątpienia, że one są naszymi drogowskazami i siłą. A nasze codzienne życie jest dokładnie takie, jak nasza praktyka… raz na wozie, raz pod wozem.
Co dała mi ashtanga joga?
Spojrzałam na swoje zdjęcie sprzed 10 lat, sprzed czasu kiedy pojawiła się w moim życiu joga. Wyglądałam starzej, byłam co najmniej 10 kg „starsza”, duszę przepełniał smutek smutek i naprawdę trudno mi uwierzyć, że częste wieloletnie, systematyczne wchodzenie na matę aż tyle we mnie zmieniło i nieustannie zmienia. Byłam notorycznie przeziębiona, apatyczna, bez uśmiechu, świat wydawał mi się wrogi. Przepełniały mnie kompleksy fizyczne i egzystencjalne. Zmieniłam siebie samą, odnalazłam swoją ścieżkę, a świat dookoła nabrał kolorów.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!