
Czy jogą można się znieczulić?
We współczesnej kulturze Zachodu niespecjalnie potrafimy radzić sobie z cierpieniem. Najchętniej zapomnielibyśmy, że istnieją ból, głód, nędza, choroby i śmierć. Nie chcemy myśleć o starości i przemijaniu. Jeżeli już nie udaje się nam o tym wszystkim zapomnieć, to na różne sposoby próbujemy się od cierpienia uciec lub się przed nim znieczulić.
W przypadku bólu fizycznego znieczulamy się środkami farmakologicznymi. W przypadku bólu istnienia radzimy sobie w inny sposób. Niektórzy próbują alkoholu, mniej czy bardziej twardych narkotyków lub innych polepszaczy nastroju. Innym wystarczy oderwanie się od rzeczywistości poprzez zanurkowanie w wirtualny świat komputerowych gier, obrazkowej krainy społecznościowych mediów, filmów o super bohaterach czy przystojnych wampirach albo zapętlenie się w meandrach tasiemcowych seriali. Jeszcze inni zapominają się w niekończących się podróżach, obsesyjnym bieganiu maratonów lub rosnących dawkach adrenaliny, pompowanej ekstremalnymi sportami lub doznaniami. Są także tacy, którzy znieczulenia poszukają w dewocyjnej religijności czy kompulsywnym seksie. Dzięki takiemu znieczulaniu (lista w żadnym razie nie rości sobie pretensji do bycia kompletną), na chwilę choćby, udaje się zapomnieć o rzeczywistości – tej szarej, trudnej i bardzo często bolesnej.
Co ciekawe, w zachodniej kulturze czasem środkiem znieczulającym także bywa joga, medytacja lub najrozmaitsze rytuały przyprawione obficie ezoteryką i obietnicą pogłębionej duchowości. Wówczas praktyka jogi zaczyna być traktowana jako rodzaj wehikułu, który ma pomóc przenieść się do innej, lepszej rzeczywistości, w której wszyscy są pełni wewnętrznego spokoju i wszechogarniającej miłości do innych istot. Rozwijanie maty staje się czymś w rodzaju budowania azylu, który chronić ma przed cierpieniem realnego świata lub przynajmniej pozwolić na chwilę się od niego oderwać. Joga staje się zatem wyrafinowaną formą ucieczki od nieakceptowanej rzeczywistości i próbą stworzenia sobie alternatywnego, wyidealizowanego świata.
Pozornie wydaje się to jakoś odwoływać się do przekazu klasycznej filozofii jogi, dla której – podobnie jak w buddyzmie – cierpienie i radzenie sobie z nim było jednym z kluczowych wątków. U Patañjalego możemy nawet przeczytać, że przyszłego cierpienia (duḥkham) można uniknąć (YS 2.16). Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że autor Joga Sūtr obiecuje nam, iż dzięki opisywanym przez niego praktykom będziemy mogli wreszcie na dobre od cierpienia się uwolnić. Kłopot tylko w tym, że cena, jaką trzeba by za taki brak cierpienia zapłacić jest stosunkowo wysoka i chyba niewielu ludzi Zachodu byłoby gotowych, żeby ją tak od razu zapłacić.
Po pierwsze, samo pojęcie duḥkham ma nieco inny zakres znaczeniowy niż słowo „cierpienie”, choć najczęściej bywa tak właśnie w literaturze przedmiotu tłumaczone. W pewnym sensie duḥkham jest znaczeniowo szersze, bo oznacza także smutek (czy może raczej żal lub rozpacz) płynący z faktu, że świat materialny, który nas otacza, ze wszystkimi swoimi powabami, przyjemnościami i bogactwem jest nietrwały i przemijający. Każdemu naszemu szczęściu, radości czy rozkoszy towarzyszy zatem boleśnie tląca się gdzieś w tyle głowy świadomość, że są one źródłem przyszłego cierpienia, bo przecież – jak wszystko – prędzej czy później przeminą, pozostawiając nas nieutulonych w żalu i samotnych w wiecznym niespełnieniu. Szczęście i cierpienie są zatem dwiema stronami tej samej monety – podobnie, jak radość i smutek, zdrowie i choroba. Jedno nie może istnieć bez drugiego, jedno drugie określa i warunkuje. Recepta Patañjalego na uniknięcie przyszłego cierpienia nie może być zatem obietnicą beztroskiego życia w wiecznej szczęśliwości, swoistego raju na ziemi, w którym możemy jedynie oddawać się przyjemnościom i który obiecują nam dzisiaj często kolorowe reklamy. Wręcz odwrotnie – stosowanie metody Patañjalego na przezwyciężenie cierpienia oznacza zrozumienie i akceptację faktu, że wszystko (co materialne) jest cierpieniem tylko (duḥkham eva sarvaṃ – YS 2.15).
Po drugie, według Patañjalego, źródłem cierpienia jest to, że fałszywie utożsamiamy się otaczającym nas światem i naszymi wyobrażeniami o nim. Nasza świadomość jest jak obserwator (draṣṭṛ) pomyłkowo połączony (saṃyogo) z tym, co obserwuje (dṛśyayoḥ), a co jest zasadniczo różne od niego samego (YS 2.17). Mówiąc metaforycznie jesteśmy jak widz w kinie, który do tego stopnia dał się wciągnąć w dziejący się przed jego oczami spektakl, że zatracił zupełnie poczucie rzeczywistości i „zapomniał”, że jest tylko widzem, zaś to, co ogląda to jedynie błyski światła na białym, płaskim płótnie kinowego ekranu. Receptą na przezwyciężenie cierpienia będzie zatem, według Patañjalego, uświadomienie sobie, że jako widz-obserwator nie jesteśmy częścią obserwowanej rzeczywistości. I to nie tylko wtedy, gdy rzeczywistość ta jest nieprzyjemna czy jest źródłem cierpienia, ale również wówczas, gdy jest ona fascynująco piękna oraz daje nam radość lub rozkosz.
Tłumacząc teorię Patañjalego na nieco bliższy nam kulturowo język można powiedzieć, że cierpienie – podobnie jak poczucie szczęścia – nie ma obiektywnej realności, ale jest jedynie wytworem naszego umysłu. W nas i wokół nas dzieją się różne zdarzenia: odczuwamy fizyczny ból, ktoś zachowuje się wobec nas w jakiś sposób, przytrafiają nam się urazy i choroby. W zależności od naszych oczekiwań, nastawienia czy historii, które tworzymy sobie na własny temat możemy postrzegać to jako cierpienie. Jeżeli jednak nasze nastawienie (czy nasza świadomość) się zmieni, to identyczne zdarzenie powodować cierpienia już nie musi.
Jeżeli na przykład wszyscy nasi znajomi i przyjaciele wyjeżdżają na wakacje (albo na jogę do Indii), a my z niezależnych od nas przyczyn musimy zostać w domu, możemy z tego powodu odczuwać smutek, rozczarowanie, gniew, które – jeśli odpowiednio pielęgnowane – zmienić się mogą w cierpienie, bo oto znowu życie pozbawiło nas tego, na co czekaliśmy i czego tak bardzo pragnęliśmy. Równie dobrze można jednak wyobrazić sobie sytuację, w której ten sam fakt nie będzie źródłem naszego cierpienia, bo będziemy potrafili spokojnie przyjąć go do wiadomości. Podobnie – choć może to trochę mniej intuicyjne – jest z reakcją na chorobę czy fizyczny ból. Jeżeli na przykład mamy kontuzję, która uniemożliwia wykonywanie niektórych asan, możemy do bólu fizycznego dołożyć ból psychiczny, dać się ponieść poczuciu żalu czy zniechęcenia (czyli cierpieć właśnie). Możemy jednak po prostu zmodyfikować swoją praktykę, uznając, że obiektywnie odczuwany ból – choć bez wątpienia nieprzyjemny – nie ma wpływu nasz stosunek do jogi, naszą samoocenę czy postrzeganie świata.
Joga według Patañjalego jest zatem nośnikiem głębokiej zmiany – sposobu myślenia o przyjemnych i nieprzyjemnych rzeczach, które nam się przytrafiają, o cierpieniu i szczęściu, a także o nas samych. Nie ma dawać złudnego poczucia, że praktyka jakoś rozwiąże wszystkie nasze problemy i pozwoli zbudować alternatywny „shanti-świat”, w którym „wszystko będzie dobrze”. Patañjali oczekuje od nas wyostrzonej inteligencji i umiejętności rozróżniania między prawdą a rzeczywistością, między faktami a historiami, które nasz umysł tworzy na ich temat. Jego joga nie znieczula, ale uczula, nie daje uciec w fantazjowanie, ale każe spojrzeć na świat takim, jakim on jest naprawdę.
W kultowym filmie „Matrix” Morfeusz daje głównemu bohaterowi wybór pomiędzy dwoma tabletkami. Połknięcie tabletki czerwonej oznacza przebudzenie się do rzeczywistości, poznanie jej prawdziwego wymiaru, zrozumienie, że jest ona pełna bólu, przemocy i przemijania. Tabletka niebieska oznacza pozostanie w wygodnej iluzji bezpieczeństwa, rozkoszną ignorancję, ułudę szczęścia – czyli permanentne znieczulenie właśnie. We współczesnym, zachodnim świecie wielu bez większego zastanowienia sięga po tabletkę niebieską. Niekiedy będzie to faktycznie tabletka, innym razem coś bardziej wyrafinowanego, czasami także dosyć instrumentalnie traktowana praktyka jogi. W końcu życie jest krótkie i jeśli możemy, dlaczego nie mielibyśmy się znieczulić. Problem tylko w tym, że rzeczywistość to nie film i niebieska tabletka w pewnym momencie może przestać działać – cierpienie może być tak wielkie, że już żadne znieczulenie nie pomoże. Wówczas pewnie trzeba zacząć próbować je zrozumieć i mozolnie uczyć sobie z nim radzić. Na przykład poprzez praktykę jogi wg. Patañjalego właśnie.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!