
Odkrywanie Dharamsali
Odkrywanie Dharamsali
Odkrywanie Dharamsali to właściwie odkrywanie McLeod Ganj. Jej ciasnych uliczek biegnących w górę i w dół, tybetańskich domów z grubymi murami i tradycyjnych, poprzecinanych drewnianymi kratkami okien. To „tashi delek”, tybetańskie dzień dobry, mijanie mniszek i mnichów w bordowych szatach, dźwięki mantry om mani padme hum. To zapach pierożków momo i samosów, ale także wszechobecnej stęchlizny i niedosuszonych tkanin podczas monsunu. To pytanie, czy „HH” (His Holiness) aktualnie przebywa na miejscu i czy udziela nauk…
McLeod można smakować powoli. Lub w jeden dzień obejść wszystkie kluczowe miejsca, kupić pamiątki i porobić fotografie. Wzruszając ramionami zadać sobie pytanie, „to tylko tyle?” i wyjechać. Podróżując można też zatrzymać się gdzieś na dłużej. Pozwolić, by miejsce nas powoli czarowało, mimo, że przecież i tak wyjedziemy. McLeod to aż tyle. Kolorowe tybetańskie flagi powiewają na wietrze. W buddyzmie przede wszystkim praktykujemy nietrwałość.
Największą przyjemnością jest tutaj bycie. Chai masala w jednej z kawiarni, by patrzeć na ulicę. Patrzeć na ulicę i być. Mnisi, sikhowie z Punjabu, patchwork turystów i niezwykłe natężenie opowieści w powietrzu. A opowieść o McLeod nigdy się nie kończy. Za każdym razem, gdy widzę starszych Tybetańczyków mam świadomość, że to właśnie oni należeli do pierwszej fali uchodźców szukających schronienia przed chińską inwazją. To oni własnymi rękami postawili tu domy, wykuli drogi w twardym ciele góry. To muszą być właśnie ci najbardziej krzepcy, którym udało się pokonać trudności przeprawy przez Himalaje, a następnie przetrwać epidemie, które zdziesiątkowały ich populację w tym nowym, nieprzychylnym klimacie. Są już bardzo starzy. A bije od nich duma i godność. I nie ma słów, by to opisać.
Przy odrobinie szczęścia w jednej z kafejek można spotkać Richarda Gere, który od lat jest niezwykle zaangażowany w kwestię tybetańską. Każdy tutaj coś robi. Ludzie. Amerykański lekarz poznany w samolocie bierze udział w odosobnieniu buddyjskim, by móc lepiej zajmować się swoimi umierającymi pacjentami. Syberyjski żołnierz, który w Dharamsali uczy się tybetańskiej medycyny i który nie wierzy, że nie jestem Rosjanką. Izraelczycy… Ktoś się uczy tybetańskiego. Opowieści się na siebie nakładają i plączą, a każdy z nas tka swoją własną nić dodając do niej nowe, osobiste wątki.
Dharamsala. McLeod Ganj. Mała Lhasa. Okruchy Tybetu rzucone na indyjski grunt. To właśnie na tej skamieniałej ziemi, w tej zielonej himalajskiej dolinie od lat sześćdziesiątych mieści się główny ośrodek tybetańskiej emigracji w Indiach – siedziba Dalaj lamy oraz Tybetańskiego Rządu na Uchodźstwie.

Wejście do kompleksu Dalaj lamy. Znajduje się tu min. jego dom, świątynia i klasztory. fot. Ania Chomczyk
Singha, młody Tybetańczyk, opowiada mi, że zna jednego człowieka mieszkającego w Indiach od około 60 lat, który nadal ma status uchodźcy, zamiast obywatelstwa indyjskiego. Oznacza to, że nie może nabyć ani ziemi, ani domu. Oni wszyscy dzielą podobne historie. W ich żyłach płynie tak wiele dramatów, a pomimo to są bardzo pogodni. Singha również chce z powrotem, do Tybetu, do Amdo. Gdy tylko powróci tam Dalaj lama. Uważa, że już niedługo będzie to możliwe.
W lipcu i sierpniu trwa monsun, a Himalaje osnuwa mgła tak gęsta jak oddech smoka. Zieleń dżungli oddycha. Bezruch. Pada często i obficie, a słońce pokazuje się niezwykle rzadko. W pomieszczeniach pojawia się grzyb i pachnie stęchlizną, a ubrania schną powoli i niechętnie. Po ulicach grasuje lokalny gang indyjskich kobiet z niemowlętami na rękach. Niezwykle natarczywe są te kobiety, nie uznają odpowiedzi, że przykro mi, że nie mogę pomóc. Nie proszą o pieniądze, tylko o mleko dla dziecka, „Milk for baby, please”. Gdy uda im się zaciągnąć skołowanego turystę do sklepu, chwycą w locie najdroższe pudełko mleka w proszku i uciekną, a nam przyjdzie za nie zapłacić. Następnie Hinduski wrócą do sklepu i odsprzedadzą to samo mleko.
Jeżeli uda nam się zaprzyjaźnić z Izraelczykiem, których społeczność jest tutaj niezwykle liczna, możemy dostać zaproszenie na szabat do jednej z dwóch lokalnych synagog. Stawiając niepewne kroki w nieprzenikniony mrok indyjskiej nocy, schodzimy stromym przejściem w dół góry. Trzymamy się za ręce. Ślisko. Na miejscu palą się świece, a przejmujące śpiewy niosą się daleko w ciemność. Milczą gwiazdy na niebie. Zdejmujemy buty i siadamy za podłodze. Pokazuje się rabin. Kobiety mają grube czarne włosy, a piękno niektórych może się równać z pięknem królowej Saby. Jestem tutaj gościem, a gdy trudno się odnaleźć to zawsze warto udać się do kuchni. To w kuchni tworzy się wspólnota. Wnoszę tace z humusem i tahini na górę. Na stołach jest woda, chleb i wino. Uczta. Miejsce obok mnie zajmuje Jemenka. W jej mieście rodzinnym przez wiele lat było około 10 alarmów bombowych dziennie. Mówi o nich: „dźwięk śmierci”. Po usłyszeniu syreny jest 10 sekund by się schować. Wybucha bomba. Szabat. Szabat szalom. Każdy z nas w Indiach zawsze goi jakieś rany.
Zapach krowich odchodów, rynsztoku, kadzidła. Monsun. Dharamsala, ziemia Dharmy. Indie. Witamy w domu…
Informacje praktyczne:
Wydarzenia:
6 lipca – obchodzone hucznie urodziny Dalaj lamy, z okazji których zawsze udzielane są publiczne nauki (obowiazuje rejestracja).
Warto odwiedzić:
Tsuglag Khang – świątynię Dalaj lamy, duży kompleks budynków, gdzie mieści się siedziba rządu tybetańskiego na uchodźstwie oraz klasztory. Przed wejściem do świątyni należy zostawić u ochrony wszelką elektronikę.
Częściowo zburzoną świątynię miejską, obchodząc ją naokoło zakręcić młynkami modlitewnymi.
Norbulingka – Instytut kultury i sztuki tybetańskiej. Znajduje się tu świątynia, z ponad 4-metrowym pozłacanym posągiem Buddy Siakjamuniego, muzeum lalek, piękny ogród, liczne warsztaty tybetańskiego rękodzieła – na przykład thanek, posągów, mebli, czy tkackie, sklep oraz magiczna kawiarnia.
Siedzibę XVII Karmapy, gdzie udzielane sa tradycyjne nauki i odbywają się praktyki buddyjskie.
Tibetan Institute of Performing Arts (TIPA) – gdzie przy odrobinie szczęścia trafimy na koncery muzyki tybetańskiej lub tradycyjną tybetańską operę. Na terenie instytutu mieści się także muzeum, oraz czerwona stupa pełniąca funkcję ochronną przed trzęsieniami ziemi, które regularnie mają tu miejsce.

Przy odrobinie szczęścia mżemy obejrzeć próbę tybetańskiej opery i poznać artystów. fot. Ania Chomczyk
Bibliotekę Tybetańską (Library of Tibetan Works and Archives) – a w niej bezcenne dzieła, które udało się uratować z Tybetu, a także ogromny zbiór tekstów buddyjskich i literatuty buddologicznej. Odbywają się tu również regularne wykłady z filozofii buddyjskiej w języku angielskim.

Szanujemy każdą formę życia.
Tushita Meditation Center – Ośrodek studiów nad buddyzmem, gdzie są udzielane nauki oraz odbywają się liczne odosobnienia w tradycji Mahajana. Polecam 10-dniowy retreat „Wprowadzenie do buddyzmu”, podczas którego w przyjazny i dostosowany do realiów życia na Zachodzie sposób można przyjrzeć się podstawom filozofii buddyjskiej oraz nauczyć się medytacji u samego źródła. Poruszane zagadnienia to między innymi umysł i emocje, karma i reinkarnacja, miłość i współczucie. Odosobnienie pomoże nam spojrzeć na nasze życie z nowej perspektywy, nie trzeba być buddystą. Ośrodek jest zamykany od grudnia do lutego z powodu zimy.
Vipassana Dhamma Sikhara – położony w pobliżu Tushity ośrodek medytacji, w którym odbywają się liczne odosobnienia. Kurs podstawowy trwa 10 dni. Panuje tu znacznie większa dyscyplina niż w Tushicie, a nacisk kładziony jest na czystą technikę medytacji.
Kiedy jechać:
Najlepszy sezon na Dharamsalę trwa od marca do końca maja i od września do listopada. W czerwcu panują duże upały, a w połowie miesiąca rozpoczyna się monsun, który w Dharamsali przebiega bardzo intensywnie. Ma to jednak swoje zalety – jest znacznie mniej turystów i niższe ceny. Od grudnia do lutego temperatury spadają poniżej zera i leży śnieg. Wiele ośrodków wtedy się zamyka.
Dojazd:
Z Delhi najlepiej samolotem (lot trwa około godziny) lub autobusem (około 12 godzin). Najbliższą stacją kolejową jest Pathankot (około 2 godziny drogi samochodem).
Zakwaterowanie:
Nie będziemy mieli najmniejszego problemu ze znalezieniem miejsca noclegowego. Złota zasada – im dalej od Tsuglag Khang – świątyni Dalaj lamy, tym taniej. Miłośnikom spokoju i ciszy polecam Bhagsu – niewielką miejscowość położoną ok 2 km na północny wschód od McLeod. Znajduje się tu wodospad, basen miejski, liczne kawiarnie i guesthouse’y. Dojazd rikszą (ok 30 rs) lub spacerkiem około 20 minut.
Posiłki:
Warto spróbować tradycyjnej kuchni tybetańskiej – w szczególności pierożków momo w rożnych wariantach. Uwaga: Tybetańczycy chętnie jedzą mięso, jeżeli jesteśmy wegetarianami należny dokładnie czytać menu. Najlepsze i najświeższe pierożki momo można kupić od ulicznych sprzedawców.
Zakupy:
W małych tybetańskich sklepikach możemy natknąć się na prawdziwe cuda i dziwy, a wyroby rękodzielnicze z pewnością nas zachwycą. Miłośnikom Tybetu do gustu przypadną artefakty sztuki buddyjskiej takie jak thanki, statuetki, czy akcesoria do praktyk. Polecam Tibetan Handicraft Center – kooperatywę pod patronatem Dalaj Lamy.
Warto również odwiedzić jedną z licznych księgarni, których półki uginają się od książek poświęconych zagadnieniom Tybetu i buddyzmu.
Gdy zachorujemy:
Będziemy mieli do wyboru lekarza medycyny zachodniej, medycyny tybetańskiej i ajurwedy. Szczególnie polecam Tibetan Medical and Astrological Institute, gdzie przyjmują wybitni lekarze stawiający bezbłedną diagnozę min. z pulsu, źrenicy oka i leczący ziołami. Można również zamówić osobisty tybetański horoskop.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!