
Ladakh – pomiędzy Buddą, turkusem a górami
Ladakh – pomiędzy Buddą, turkusem a górami
Niewiele jest już takich miejsc na ziemi. Na tle surowego krajobrazu powiewają flagi modlitewne. Pali słońce. Na tej wysokości drzewa i zieleń to rzadkość. To stąd wypływają wielkie indyjskie rzeki: Indus, Zanskar i Nubra. W ukrytych, niedostępnych miejscach nadal mieszkają prawdziwi jogini. Tacy, o których mówi się, że potrafią latać lub materializować przedmioty… Pustkowie. W oddali kuszą majestatyczne szczyty gór, niektóre pokryte śniegiem. Pali słońce. Niewiele jest takich miejsc na ziemi, gdzie nocą widać aż tyle gwiazd.
Ladakh to buddyjski kraj klasztorów, wysokich gór z księżycowymi krajobrazami oraz indyjskiego wojska, które ma tu swoje liczne bazy ze względu na granice z Chinami i Pakistanem. Przyciąga miłośników trekkingów. Ci, którzy mieli okazję zwiedzić opresyjny Tybet – w Ladakhu mogą spokojnie odetchnąć – region jest przyczółkiem buddyzmu, który nadal prężnie się tu rozwija, a liczne wsie – tradycyjnie podporządkowane są klasztorom.
Zwany również „małym Tybetem”, Ladakh, jest krainą leżącą pomiędzy Himalajami a Karakorum, najbardziej wysuniętą na zachód częścią Wyżyny Tybetańskiej. Wchodzi w skład indyjskiego stanu Dżammu i Kaszmir, a jej stolica to Leh (czyt. Lej), położona na wysokości około 3500 m n.p.m.
Ladakh został częściowo otwarty dla turystów dopiero w 1974 roku, a niektóre jego odległe doliny nadal pozostają zamknięte i toczy się tam tradycyjne życie.

Brama wjazdowa do Leh, fot. Ania Chomczyk
Gdy już postawimy stopę na ladhakijskiej ziemi i nabierzemy w płuca rozrzedzonego ladhakijskiego powietrza, naszym oczom ukaże się górująca nad Leh Shanti stupa, czyli stupa pokoju zbudowana w 1991 roku, dzięki dotacji japońskiej organizacji Peace Mission. Prowadzi do niej 500 stromych schodków. Warto wybrać się tam zarówno w dzień jak i w nocy (jest dobrze oświetlona) – rozciągający się stamtąd widok na całą okolicę z pewnością nas zachwyci.
Leh to serce Ladakhu. Większość budynków, również tych nowych jest zbudowana według tradycyjnej architektury. Przechadzając się po mieście można zakręcić młynkiem modlitewnym, na które natykamy się na każdym kroku. Kolorowe flagi trzepoczą, a mantry są czytane przez wiatr. Na jednym ze wzgórz nad Leh znajduje się XV-wieczna Namgyal Tsemo Gompa (świątynia). Warto zwiedzić również niewiele starszy pałac królewski, który został niedawno odrestaurowany i obecnie mieści się tam muzeum.

Świątynne tańce chaam, fot. Ania Chomczyk
Leh, mimo wyraźnie zaznaczających się wpływów buddyjskich, jest zamieszkiwany przez znacząca społeczność muzułmańską. Są to Kaszmirczycy, którzy są zajmują się drobnym handlem oraz prowadzą agencje turystyczne. Przy jednej ulicy, znajduje się meczet Jama Masjid oraz miejska świątynia buddyjska (w której przy różnych okazjach można obejrzeć świątynne tańce chaam). Pod miastem mieści się również gurdwara, czyli świątynia wyznawców sikhizmu.
Co roku we wrześniu w Leh organizowany jest Festiwal Ladakhu, podczas którego można zobaczyć Ladhakijczyków w ludowych strojach, obejrzeć ludowe tańce, pokazy łucznictwa, zapoznać się z lokalnym rękodziełem.

Ladhakijki w tradycyjnych strojach i nakryciach głowy z turkusu, który zakładają tylko na specjalne okazje, fot. Ania Chomczyk
Sezon turystyczny trwa około 3 miesięcy. Wielu młodych Ladhakijczyków udaje się na studia do dużych indyjskich miast. Życie wraca do swojego biegu wraz z wyjazdem ostatnich turystów.
Okolice Leh
Himalaje mogą przytłoczyć, dostarczyć adrenaliny, rzucić nam wyzwanie. Człowiek robi się zupełnie bezbronny w konfrontacji z takim dostojeństwem przyrody. Z jej ogromem i bezlitośnością. Momentami możemy mieć wrażenie, że czas się zatrzymał, a cywilizacji nigdy nie było. A za chwilę na szczycie góry naszym oczom ukaże się mnich z tabletem…
W najblizszych okolicach Leh znajdziemy się mnóstwo klasztorów i świątyń buddyjskich. Jednym z największych jest Thiksey, gdzie znajduje się olbrzymi – 14-metrowy posąg Buddy Majtreji, który – będąc buddą przyszłości, jest najbardziej rozpowszechnionym buddą w Ladakhu. Inne klasztory w okolicy to Hemis, Shey, Stok, Chemre, Spituk, Deskit…
Kolejną interesującą miejscowością w okolicach Leh jest Stok, a w nim pałac nadal zamieszkiwany przez tajemniczą królową Ladakhu, którą przy odrobinie szczęścia można spotkać. Część pałacu jest udostępniona do zwiedzania.
Ladakh. Ciągły niedosyt miejsc, widoków i ludzi. Wolność wdychana w płuca. Pokora wobec doświadczeń innych ludzi. Mnich, który wiezie mnie autostopem opowiada, że pochodził z bardzo biednej rodziny, a jego matka pracowała ciężko w kamieniołomie. Widział, że nie dojadała. Chcąc ją odciążyć, w wieku 6 lat uciekł z domu i zamieszkał w klasztorze, gdzie nauka była bezpłatna, a wyżywienie zapewnione. Inny młody chłopak z dumą prezentuje mi się w kolorowych adidasach, które zostawiła po sobie jakaś turystka. Wielu Ladhakijczyków tak wyobraża sobie Zachód: wszyscy chodzą a adidasach, piją coca-colę i mają dużo pieniędzy. To jest właśnie szczęście. Ja patrzę na starą Ladhakijkę, która kręcąc młynkami modlitewnymi szepcze mantrę „om mani padme hum” – niech wszystkie istoty będą wolne i szczęśliwe. Zapewne nigdy nie korzystała z internetu, nigdy też nie widziała galerii handlowej. Zapewne mieszka z rodziną, która szanuje jej starość. To jest właśnie szczęście…

Ladhakijczycy są bardzo religijni, a lamowie cieszą się bardzo dużym autorytetem. Lamayouru, fot. Ania Chomczyk
Warto również zapoznać się z działalnością Mahabodhi Meditation Centre. Jest to ośrodek medytacyjny oraz instytucja o profilu prospołecznym – dom starców, szpital, szkoła, liczne projekty charytatywne założone i prowadzone przez byłego żołnierza, a obecnie mnicha Bhikkhu Sanghasena. Mahabodhi ma swoje biuro w Leh, gdzie odbywają się regularne zajęcia jogi i medytacji, natomiast główny kompleks znajduje się pod miastem. Mahabodhi oferuje kilkudniowe odosobnienia medytacyjne, które mogą być bardzo przyjemnym przeżyciem zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych medytujących. Dochód przeznaczony jest na cele dobroczynne.

W Mahabodhi Meditation Centre każdy znajdzie coś dla siebie. Jedni medytują, inni bawią się ze słodkimi, małymi mnichami. Na zdjęciu Ania, autorka artykułu.
W niektórych przedsięwzięciach trzeba będzie skorzystać z usług jednego z lokalnych biur podróży, które okaże się pomocne na przykład w zorganizowaniu popularnego spływu (raftingu) rzeką Zanskar. Poza drobną dawką adrenaliny, to okazja doświadczenia Ladhaku w jeszcze innej optyce. Ziemia jest bardzo wyraźna, woda rwąca i dzika, powietrze w ciągłym ruchu, słońce spopiela wszystko na proch. I cisza…
Nieco dalsze wyprawy:
Alchi, niewielka odosobniona wieś, w której znajdują się buddyjskie świątynie Choskhor z XI-XV wieku. Bardzo tajemnicze miejsce, prawdziwa perła dla miłośników sztuki i kultury buddyjskiej. Po drodze zwiedzamy Likir, cichą miejscowość, oferującą wspaniałe krajobrazy oraz oczywiście gompę.
Droga do Lamayouru to przede wszystkim pejzaże, które na zawsze zostaną w sercu. W wiosce znajduje się Yung Drung Gompa, a w przyklasztornej szkole mile widziani są wolontariusze – nauczyciele angielskiego.

Latem lekcje odbywają się na wolnym powietrzu. Dzieci, tradycyjni, uczą się wszystkiego na pamięć. A gdy się nie uczą – lub są niegrzeczne – nauczyciel ma prawo zastosować kary cielesne, fot. Ania Chomczyk

Najważniejsze przedmioty to matematyka oraz języki: tybetański, sanskryt oraz angielski, fot. Ania Chomczyk
Pangong Tso, Jezioro Pangong to najwyżej położone słone jezioro w Azji (4267 m n.p.m). Długa, wyboista droga wiedzie przez malownicze szczyty oraz jedną z najwyższych przejezdnych przełęczy świata – Chang La (5360 m n.p.m). Powietrze na tej wysokości było już bardzo rozrzedzone, dostajemy zadyszki i ciągle musimy odpoczywać. Na przełęczy znajduje się baza wojskowa, gdzie można napić się gorącej herbaty serwowanej przez indyjskich żołnierzy, ewentualnie skorzystać z butli tlenowej. Inne piękne wysokogórskie jeziora to na przykład Tso Moriri.

W drodze na Pangong można natknąć się między innymi na konie, jaki, kozy oraz susły. Te ostatnie rzadko widują ludzi i zupełnie się nie boją.
Na kilkudniowy trekking można wybrać się między innymi do dolin rzek Zanskar i Nubry. Wyprawie towarzyszy grupa tragarzy ze zwierzętami oraz kucharz. Czasami jedynym widokiem w ciągu dnia będzie rozciągająca się przed nami górska pustynia. Wędrówka zabierze nas głęboko do wewnątrz, twarz zrobi się ogorzała, wzrok wyostrzy. W płucach może brakować powietrza… Wieczorami przy ognisku nasz przewodnik będzie snuł nam opowieści o największym joginie Tybetu, Milarepie, oraz panterach śnieżnych, których ostatnie sztuki zamieszkują Ladakh.
WARTO WIEDZIEĆ:
Ladhakijski savoir vivre:
- Juhley (czyt. dżulej) – jest uniwersalnym słowem, oznaczającym dzień dobry, dziękuję do widzenia, super, lubię cię, dobiliśmy interesu, etc… Jeżeli coś jest juhley to jest okay!
- Przebywając w świątyniach buddyjskich warto pamiętać, aby nie siadać na ziemi ze stopami wyciągniętymi w stronę ołtarza/posągów. Jest to postrzegane jako brak szacunku.
- Ze względu na delikatny ekosystem Ladakhu dbajmy o tym, żeby na szlaku nie pozostawiać po sobie żadnych śmieci. Aby ograniczyć zużycie plastiku warto uzupełniać nasze butelki wodą filtrowaną, którą dostaniemy w licznych sklepach. Jest ona całkowicie bezpieczna i znaczne tańsza od wody mineralnej.
Uwaga na:
- Chorobę wysokościową, której towarzyszy niemoc całego organizmu, zadyszka, ból głowy, temperatura, krew z nosa. Na każdym wojskowym postoju oraz guesthousie można skorzystać z butli tlenowej. Ze względu na duże wysokości warto pierwsze 2-3 dni spędzić w Leh przystosowując się do nowych warunków.
Kiedy jechać:
- Od połowy czerwca do pierwszej połowy września. Już na początku października temperatury spadają poniżej zera, może też pojawić się śnieg. Od października do maja drogi są nieprzejezdne, rzadko latają samoloty.
Dojazd:
Samolotem z Delhi lub Śrinagar (jeśli podróżujemy z Kaszmiru) – lot trwa około 40 minut.
Gdzie się zatrzymać:
- W Ladakhu znajduje się kilka nieco większych hoteli (w jednym mieszkał kiedyś sam Brad Pitt)
- Większość guesthouse’ów, czyli pensjonatów jest prowadzonych przez sympatyczne Ladakhijskie rodziny
- Gdy nadarzy się taka okazja warto skorzystać z pobytu home-stay. Jak nazwa wskazuje – zamieszkamy we wspólnym domu z lokalną rodziną. To niepowtarzalne doświadczenie na długo zapadnie nam w pamięci, szczególnie przy naszym polskim poczuciu rozluźnienia więzi rodzinnych.
Ladhakijskie specjały
Podobnie do kuchni tybetańskiej: możemy spodziewac się pierożków momo w rozmaitych odsłonach, polecam szczególnie w wersji „zupa momo”. Przebywając u ladhakijskich rodzin lub z mnichami możemy zostać ugoszczeni słoną herbatką z masła jaka.
Uwaga: wegetarianizm nie jest powszechny. Składając zamówienie w restauracji upewnijmy się, czy potrawa nie będzie zawierała mięsa.
Zakupy:
- Większość wyrobów turkusowych/biżuterii nie jest wykonana z prawdziwego turkusu, tylko chińskich podróbek, niemniej jednak na lokalnych targach można natknąć się na istne cudeńka za bardzo niewygórowaną cenę.
- Nielicznymi owocami rosnącymi w Ladakhu są morele – a wybór morelowych produktów jest całkiem spory: suszone, w postaci dżemu, soków, napojów… A wszystko z sadów lokalnych producentów!
- Interesującym towarem są szale paśmina, które sprzedają Kaszmirczycy. Należy się mocno targować, ponieważ może się okazać, że ich cena znacznie przewyższa ceny importowanych wyrobów w Polsce.
- Buddystom i miłośnikom Tybetu do gustu mogą przypaść artefakty sztuki buddyjskiej takie jak thanki (malowidła), statuetki, czy akcesoria do praktyk. Jeżeli wyjazd do Ladakhu łączymy z Dharamsalą, to zdecydowanie tego typu towary lepiej nabyć w tej drugiej – będą o wiele wyższej jakości, będziemy mieli większy wybór, a ich ceny znacznie niższe.
Jak się poruszać:
- Lokalnymi autobusami, na których pokładzie będzie tłoczno, radośnie, z głośników na cały regulator będą grały mantry. Pasażerowie i kierowcy są bardzo przyjaźni, autobusy jeżdżą wolno, można je zatrzymać w dowolnym miejscu na szlaku.
- Autostopem – najłatwiej złapać indyjskie ciężarówki oraz samochody wojskowe. Niezwykle życzliwi oficerowie armii indyjskiej chętnie zabierają dodatkowych pasażerów, a gdy im przypadniemy do gustu – chętnie nadłożą trasy, aby pokazać nam interesujące krajobrazy. Autostopowiczów również chętnie zabierają buddyjscy mnisi, którzy na ogół bardzo dobrze mówią po angielsku.
- Lokalnymi taksówkami. Przed wyruszeniem w trasę należy dokładnie ustalić cenę.
- Na dalsze wyprawy można również wynająć jeepa.

Wyjątkowo pomocni oficerowie armii indyjskiej. Rozśmieszą, nakarmią, pokażą piękne trasy… fot. Ania Chomczyk
Trekking i rafting
Organizowaniem wypraw zajmują się lokalne biura podróży, a najdłuższe trasy trekkingowe trwają nawet do 10 dni. Zdecydowanie odradzam samodzielnych dłuższych wojaży na własna rękę. Aby dostać się do niektórych miejsc należy dostać specjalne zezwolenie (permit), procedura trwa zwykle około 2 dni.
Joga
Wszystko zależy od naszego samopoczucia na tych wysokościach. Szczególnie na początku poleca się łagodną praktykę hatha jogi oraz równie łagodne pranajamy. Może się okazać, że podczas pobytu w Ladakhu nie będziemy w stanie ćwiczyć. Albo, że wykonamy bezwysiłkowo pierwszą serię ashtanga jogi na wysokości 4000 m n.p.m….

fot. Ania Chomczyk
Kobieta w podróży
Z mojego doświadczenia wynika, że Ladakh jest jednym z bezpieczniejszych regionów Indii, szczególnie dla samotnie podróżującej kobiety. Ladhakijczycy są dostojni i bardzo przyjaźni. Nie ma mowy o nękaniu kobiet przez mężczyzn, z czym można się spotkać w innych częściach subkontynentu. Ale głowę zawsze trzeba mieć na karku! Nie łapiemy same autostopa, ani nie chodzimy same po zmroku. Ponieważ Leh stanowi dużą bazę turystyczną – na pewno poznamy mnóstwo sympatycznych osób, z którymi będziemy mogli podróżować wspólnie.
Więcej o Ladakhu
- Samsara, reż. Pan Nalin, 2011. Film o mnichu, który z miłości do kobiety porzucił życie klasztorne.
- The Yogins of Ladakh – książka – biały kruk. John H. Crook, James Low.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!