
O wspaniałej roli santośy w sytuacjach bardzo ciężkich
O wspaniałej roli santośy w sytuacjach bardzo ciężkich
Czy zadowolenie można praktykować? I jak się przekłada to, co na macie, na to co poza matą?
Nagrałam ostatnio podcast o tym, co daje praktyka jam i nijam w trakcie ciężkiej choroby, leczenia, przechodzenia przez cały ten stres. Mówię w nim o tym, jak santośę opisuję Eddie Stern w książce „One simple thing”. Że odwołuje się ona do podstawowej właściwości umysłu, czyli bycia szczęśliwym niezależnie od zaistniałych okoliczności zewnętrznych. Zachowanie poczucia szczęścia niezależnie od tego, czy właśnie coś zyskujemy, czy tracimy, czy towarzyszy nam chwała czy wina, to zadowolenie. Zadowolenie to stała, równa cecha mentalna, przeciwieństwo zmiennych stanów umysłu, w których nasze poczucie szczęścia zależy od korzystnych okoliczności, a nieszczęście towarzyszy czasom pełnym wyzwań lub takim, w którym nie dostajemy tego, co byśmy chcieli.
A ja od siebie dodaję, że również myślę, że ta umiejętność staje się centralna w sytuacjach kryzysowych. Dzięki temu, że mózg praktykował już wiele razy tę reakcję, np. w momencie choroby nie poddaje się negatywnemu myśleniu, rozpatrywaniu czarnych scenariuszy, czy użalaniu się nad sobą. Realizuje dobrze sobie znany skrypt – koncentruje na tym, co nadal jest dobre, na tym, że będzie lepiej, afirmuje krótko mówiąc, rzeczywistość. A że ma zdolność oddziaływania na resztę ciała, ta afirmacja przynosi efekty.
Jednak pytanie z początku tego tekstu wraca do mnie: serio, zadowolenie można praktykować? I tu mogę odwołać się tylko do własnych doświadczeń. Czasami jest bardzo trudno to robić. Np. wtedy, kiedy wyjątkowo dokucza ból z uszkodzonego nerwu i przez wiele godzin nas nie opuszcza. Wtedy ta siła staje się coraz słabsza i przychodzi zwątpienie. Tak jest – i nie ma co tego ukrywać. Z drugiej strony, to jedna wygląda tak – jeśli jak najczęściej faktycznie staramy się taki stały poziom umysłu, w którym nie ma nienaturalnego entuzjazmu, za to jest prosta zwyczajna, powiedzmy wdzięczność za to, co jest, to faktycznie umysł się uczy. Regularność praktyki – nie tylko tej na macie – ale również umysłowej jest podstawą. Bazą. Bo jeśli mamy tę bazę, to również w sytuacjach skrajnych – np. dużego bólu – można, moje doświadczenie mówi mi, że j mogę – przypomnieć sobie, jak chciałabym się znów czuć. I wracam do tego nawet jak jest trudniej.
I drugi temat. Czy to że codziennie rozkładam matę, staję na niej w szkole lub w domu, robię pierwszą serię albo pół pierwszej serii, albo pierwszą i kawałek drugiej przekłada się jakoś na to, co dzieje się poza matą ze mną? I ta odpowiedź, którą mam, to też jest tak. Codzienna praktyka na macie uczy przede wszystkim dyscypliny, regularności, wytrwałości, stałości, nie poddawania się, więc uczy regularności też i w innych sferach np. praktyki umysłu, duchowej. Oraz praktyka na macie potrafi dać ogromną satysfakcję, radość – właśnie zadowolenie, więc daje nam bardzo silne doświadczenie, czym ono jest. Do ręki dostajemy ściągawkę. A ze ściągawką jest znacznie łatwiej.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!