
Mniej rozkmin, więcej praktyki… czyli o tym, kiedy głowa ogranicza ciało

Mniej rozkmin, więcej praktyki… czyli o tym, kiedy głowa ogranicza ciało
Czy aby osiągnąć rozwój w praktyce, należy przekraczać granice? Czy bycie we własnej strefie komfortu oddala nas od upragnionej pozycji i spowalnia rozwój?
Pierwszy raz na macie dla większości początkujących adeptów jogi jest niczym zimny prysznic na gorącą głowę. W sposób bezpardonowy doświadczamy zderzenia naszego postrzegania jogi, ze swoimi ograniczeniami natury fizycznej i mentalnej. Pojawiają się one już w pierwszym Surya namaskar (powitanie słońca). Skłon do dołu z kolanami niemalże przy brodzie, kij przypominający upadający naleśnik, czy pies z głową w dół wyglądający niczym słaniający się na nogach bizon walczący o życie.
Taka konfrontacja wyobrażeń z realnym doświadczaniem pozycji czy sekwencji, na pierwszy rzut oka banalnie prostych, wyzwala nieprzyjemne, a nawet bolesne odczucia w ciele. A te z kolei, naturalnie przekładają się na trudne reakcje na poziomie mentalnym. Odpala się w nas frustracja, złość, zniechęcenie. Część osób w efekcie zwija matę, kończąc tym samym swoją relację z jogą. Na szczęście jednak większość cierpliwie ją rozkłada, podejmując wyzwanie zmierzenia się z własnymi ograniczeniami.
Po wspomnianych już powitaniach słońca sprawiających nam na początku praktyki ogromną trudność, dalej konfrontujemy się z pozycjami często bardziej wymagającymi, jak marichyasany, drop back, supta kurmasana czy kapotanasana. Pozycje te często kuszą nas swoją spektakularnością, stając się obiektem pragnień. W następstwie tego procesu uruchamia się nasze ego. Ego, które sprawia, że zaczynamy niestety bardziej cisnąć niż praktykować.
Joga to bycie tu i teraz w bezpragnieniowości i w nieoczekiwaniu. Ale równocześnie to proces nieustającego rozwoju. Jak zatem zbalansować brak oczekiwań z rozwojem praktyki? Aby odpowiedzieć na to pytanie, może należałoby postawić sobie kolejne pytanie. Gdzie rzeczywiście są granice naszego potencjału? W ciele czy w głowie?
Czy nie jest tak, że sami ograniczamy własny potencjał i zasoby. Czasem z lenistwa, a czasem z czystej frustracji. Ale też z niewiedzy, czy z niewłaściwie rozumianego nieoczekiwania i bezpragnieniowości. I niestety – dość często – z braku wiary we własne możliwości.
Praca z ciałem to materia niezwykle subtelna, wymagająca uważności i ostrożności. Dlatego też, aby praktyka była nieprzemocowa i jednocześnie rozwojowa, ciało musi nieustannie dogadywać się z głową. Finalnie chcemy przecież zbudować harmonijną relację ciało – umysł. I dojść do miejsca, gdzie już nie gnamy na poziomie fizycznym, a umysł nie ogranicza i nie blokuje rozwoju.
Sięgając do Jogasutr, starożytnego dzieła autorstwa indyjskiego mędrca Patańdżalego, odkrywamy całe spektrum „narzędzi” do dobrej praktyki. Jednym z nich jest tapas, składowa tzw. nijam – zasad mówiących o naszym postępowaniu w relacjach z samym sobą. Tapas to dyscyplina, to żarliwość i zapał w działaniu. Tak więc i w praktyce.
Stąd też odpowiedź na pytanie o granice naszych możliwości, odnajdziemy jedynie poprzez regularną praktykę. Dzień po dniu poznając swoje ciało i siebie samych. A regularna praktyka z tapas, w połączeniu dodatkowo z ahimsą – zasadą mówiącą o niekrzywdzeniu, również siebie i niestosowaniu przemocy – również wobec siebie, sprawi, że nasze ciała sukcesywnie i bezpiecznie same będą adoptowały się do trudnych pozycji, wykorzystując zapasy naszego zmagazynowanego potencjału.
Tak więc dopóki nasze ciało doświadcza rozwoju, to w rzeczywistości siłę i zakresy czerpie ze swoich wewnętrznych zasobów. Nie przekraczając własnych granic, jedynie poszerzając granice naszej mentalnej strefy komfortu, wytyczone przez umysł, a nie ciało.
Może zatem warto zaufać własnemu ciału i nie ograniczać go schematami myślowymi, lękami, czy brakiem wiary w jego potencjał i pozwolić mu na swobodny rozwój… I na kolejne asany, których nasz umysł czasem nie ogarnia. Współczesny mistrz i nauczyciel ashtanga jogi, Pattabhi Jois, mówił: „Praktykuj, reszta przyjdzie sama”… A ja ujmę to tak: mniej rozkmin, więcej praktyki, a reszta przyjdzie sama…
No i fajnie, aby praktyka sama w sobie dawała radość i zadowolenie. Santosa. Zadowolenie z tego co mamy. Dziś. Tu i teraz. Siła może płynąć z naszego wewnętrznego potencjału, a inspiracja? Cóż… być może właśnie z Jogasutr? Ta swoista „skrzynka z narzędziami”, ofiarowana ludzkości przez Patandżalego, dedykowana dobrej praktyce i dobremu życiu, mimo upływającego czasu, wciąż nie traci na swojej aktualności. Wspiera. Rozwija. Uszczęśliwa…
Dobrej praktyki. Dobrego życia. Namaste.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!