
Sharath Jois oczami swoich uczniów
Sharath Jois oczami swoich uczniów
Nie bójmy się śmierci, obawiajmy się niewykorzystanego życia.
Budda
12.11.2024 r. niespodziewanie odszedł Sharath Jois, Nauczyciel wielu z nas. Jego przedwczesna śmierć jest ogromną stratą dla świata jogi. A jego życie – wzorowo zrealizowaną dharmą. Wśród uczniów Guruji było (i nadal jest) wielu Polaków. Być może twój nauczyciel/nauczycielka również podróżowała do Mysore, aby uczyć się ashtanga vinyasa jogi u źródła?
Jakim nauczycielem był Sharath Jois? Przeczytaj, co mówią o nim jego uczniowie. Do stworzenia artykułu zaprosiłam zarówno nauczycieli autoryzowanych przez Instytut w Mysore, jak również tych, o których wiedziałam, że są uczniami Guruji (ale jeszcze bez autoryzacji). Poniżej znajdziesz wypowiedzi tych, którzy wyrazili zgodę, aby uhonorować wspólnie naszego Mistrza.
P.S. Z góry przepraszam wszystkie osoby, które były uczniami Sharathaji (i o których nie wiedziałam). Jeżeli chcesz podzielić się swoim doświadczeniem z pobytu w Mysore – napisz do mnie: ania@bosonamacie.pl. Chętnie opublikuję twój tekst lub dołączę go to tego artykułu.
Max Pascal, nauczyciel autoryzowany level II
Słyszałem jedną opowieść z dawnych czasów. Ktoś wspomniał rady Sharatha: „praktykuj tak, aby zachować jak najwięcej energii, przy pełnym zaangażowaniu”. To była mała wskazówka, która sprawiła, że zwróciłem uwagę na Mysore oraz Jois family.
Niewiele trzeba, aby odkryć prawdziwość przekazu. Moim założeniem było dostać się do instytutu i praktykować z Pattabhim Joisem. Jednak życie pokierowało inaczej. W 2011 dotarłem do KPJAY i od razu wiedziałem, że jestem we właściwym i jedynym miejscu, gdzie mogę zagłębić się w nauki jogi.
Pierwsza rejestracja w Shali totalne połączenie nauczyciel – student. Potem już tylko praktyka. Każdy dzień, każdy miesiąc i kolejny rok to nowe wyzwanie i odkrywanie wiedzy na nowo. Sam Sharath również się zmieniał i stawał się Gurujim. Taki przełom nastąpił około 2015 r.
Cieszyliśmy się, że mamy tak młodego Guruji, który może nas prowadzić jeszcze przez długie lata praktyki. Nie opuściłem ani jednego roku, ani jednej klasy z Gurujim. Nie dlatego ze bylem super studentem, ale doświadczenie mówiło mi, aby czerpać wiedzę z tu i teraz, bo nigdy nic nie wiadomo. Nikt nawet by nie pomyślał, że nasz czas z Gurujim może dobiec końca. Guruji pokazał nam, co jest naprawdę cenne w życiu i nauczył nas współczucia i miłości.
Jego nauki są aktualne w nas, i to w pewnym sensie dharma, aby kontynuować nauczanie i praktykę. Ludzie mówią, że nie ma osób niezastąpionych, ale dla mnie Guruji będzie tyle jeden. Co dalej – czas pokaże. Istotne jest, aby kontynuować praktykę a cała reszta przyjdzie.
Krystian Mesjasz, nauczyciel autoryzowany level I
Wyjazdy do Mysore, by praktykować pod okiem Sharatha Joisa, były jednymi z najważniejszych doświadczeń mojego życia. To właśnie tam, w Instytucie Pattabhiego Joisa (KPJAYI), a później Sharat Yoga Centre (SYC), doświadczyłem głębi jogicznej praktyki i poczułem, czym jest prawdziwa sadhana – oddana, systematyczna droga rozwoju duchowego i fizycznego.
Sharath Jois, jako kontynuator spuścizny swojego dziadka, K. Pattabhi Joisa, przyjął na siebie ogromną odpowiedzialność uczenia Ashtanga Jogi w jej tradycyjnej formie. Jego metoda nauczania była wymagająca, ale pełna troski. Doceniał perfekcję w wykonywaniu pozycji, jednak najbardziej cenił w studentach zaangażowanie i konsekwencję. Sharath potrafił w niezwykle subtelny sposób prowadzić praktykujących – widział, kiedy uczeń był gotowy na więcej, ale także potrafił dać czas na dojrzewanie w jednej pozycji przez kilka sezonów, jeśli było to konieczne.
Praca z nim była pełna wyzwań, lecz również dawała mi olbrzymią radość. Jego humor i dystans do własnej roli nauczyciela dodawały lekkości codziennym zajęciom. Często powtarzał na konferencjach, że nie chce być postrzegany jako guru – „To wy mnie tak nazywacie” – mówił. Jednocześnie nie przeszkadzało mu to tytułować się “Paramguru”. W sumie to on był najbliższym uczniem K.P Joisa i bezpośrednim kontynuatorem jego przekazu. Sharat zainspirował mnie do głębokiego połączenia z własnym ciałem i umysłem. To on nauczył mnie, że najważniejsza jest praktyka płynąca prosto z serca. To za nią kryje się mądrość i zrozumienie.
Sam Instytut w Mysore miał niepowtarzalną atmosferę. Wspólnota ludzi z całego świata, zjednoczonych wspólnym celem, tworzyła miejsce, gdzie można było poczuć prawdziwą esencję Ashtanga Jogi. Praktyka w grupie lub praktyka własna nad ranem miały niezwykłą energię – ciszę przerywał jedynie dźwięk oddechów i wskazówki Sharatha. Do końca życia będę słyszał jego głos “one more”, kiedy zapraszał kolejną osobę do rozłożenia maty. To była przestrzeń przemiany – zarówno fizycznej, jak i wewnętrznej.
Sharath Jois pozostawił po sobie nie tylko wielkie dziedzictwo jogiczne, ale także społeczność uczniów, która będzie kontynuować tę ścieżkę. Jego oddanie i wkład w rozwój Ashtanga Jogi będą zawsze inspirować zarówno mnie, jak i niezliczone rzesze studentów na całym świecie.
Bianca Oliveira-Patrzyk, nauczycielka autoryzowana level II
Chociaż pochodzę z Brazylii, od wielu lat mieszkam i dzielę się tradycyjną metodą jogi w Katowicach. Moim nauczycielem był Guruji. Wciąż nie mogę uwierzyć, że odszedł. Czuję, że to nie może być prawda, gdy dzielę się wspomnieniami z Instytutu i nauki u jego stóp. Sharath Yoga Center było i nadal jest dla wielu z nas epicentrum Ashtanga jogi. Linia przekazu i ogień praktyki były tam z nim.
Jak powiedział na jednej ze swoich konferencji, Mysore jest jak zbieg rzek. Wszyscy pochodzimy z wielu różnych kultur, krajów i środowisk, aby dołączyć do oceanu jogi. Mysore jest i zawsze będzie wyjątkowym miejscem w sercach wszystkich uczniów Sharathji.
Moje pierwsze zajęcia ashtangi jogi poprowadził sam Sharath Jois ji w 2013 roku. Po obejrzeniu filmu dokumentalnego o ashtandze, nie wiedząc zbyt wiele o tej praktyce, ani o linii przekazu, zapisałam się na jego tygodniowe warsztaty w Greenwich w stanie Connecticut. Po pierwszych zajęciach z nim poczułam niesamowitą energię, uwolnienie i pewnego rodzaju błogość. Trudno to wyrazić słowami, ale wiedziałam, że odnalazłam swojego Guru i byłam szczęśliwa, że to on stał się moim pierwszym nauczycielem i to od pierwszego dnia mojej praktyki.
Nie wiedząc zbyt wiele o jego statusie, wszystkich seriach asan, które opanował, stało się dla mnie jasne, że Guru to ktoś, kto budzi coś w tobie, coś bardzo wyjątkowego. Nazywam to łaską.
Od tego czasu miałam okazję studiować pod jego łaską, aż do jego ostatnich dni w Miami i Charlottesville, VA. To doświadczenie było jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Czuję się w pewien sposób szczęśliwa, że mogłam być przy nim w ostatnich chwilach jego fizycznej formy. Guruji nauczył mnie, jak być silniejszą niż mi się wydaje i w jaki spsoób oddychać, gdy pojawiają się trudności. Zawsze patrzyłam na niego nie jak na surowy autorytet, ale jak na kochającego i stanowczego ojca. Mawiał, że wszyscy jesteśmy jego dziećmi.
Guruji był postacią ojca dla wielu z nas. Będziemy tęsknić za jego żartami, energią, uwagą poświęcaną każdemu z osobna. Będąc jedną z jego najbliższych uczennic, moją misją jest dalsze szerzenie „Jogi”. Kontynuowanie jego nauk i pięknej praktyki ashtangi, to prawdziwy zaszczyt. Guruji nie ma już wśród nas w jego fizycznej formie, ale jego iskierka światła pozostaje we wszystkich jego szczerych uczniach i wszystkich ludziach, którzy podejmują tę praktykę.
Jestem dozgonnie wdzięczna Guruji.
Ewelina Bejgrowicz, autoryzowana nauczycielka level I, założycielka Studia Jogi Balans w Bydgoszczy
Wdzięczność dla mojego Guru, Sharatha Joisa
Sharath Jois był dla mnie kimś więcej niż nauczycielem – był mistrzem, przewodnikiem i światłem na mojej ścieżce. Był strażnikiem tradycji i ucieleśnieniem jogi w jej najczystszej formie – żył tym, czego nauczał, i swoją postawą inspirował, by sięgać głębiej, zarówno w praktyce, jak i w życiu.
Jego korekty i wskazówki miały w sobie niezwykłą precyzję, a jednocześnie głęboką troskę. Podczas asystowania w backbendach czułam jego pełną obecność – prowadził mnie z uważnością, która dawała poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie wymagał ode mnie pełnego zaangażowania. Jego wymagania były wysokie, ale nigdy nie brakowało w nich mądrości i życzliwości. Nasza relacja była dla mnie czymś wyjątkowym – opartą na szacunku, zrozumieniu i cichym poczuciu wspólnoty. Zawsze czułam, że dostrzega moje wysiłki i poświęcenie.
Podczas każdej rejestracji dostawał w prezencie paczkę kawy wypalanej w Polsce – drobny gest wdzięczności, który sprawiał mu radość. Były to małe chwile prostoty, które przypominały mi, że pomimo całego wyniosłego autorytetu, jakim emanował, był też pełen ludzkiej serdeczności. Najważniejszą lekcję otrzymałam jednak w momencie, kiedy pewnego dnia spóźniłam się na zajęcia. Sharath skarcił mnie i kazał wejść na shalę jako ostatniej, po kilku godzinach oczekiwania. Była to lekcja pokory, która pozostanie we mnie na zawsze – zrozumienie, że joga zaczyna się od szacunku do zasad, od cierpliwości i gotowości na trud. Następnego dnia otrzymałam autoryzację, co pokazało mi, że nawet w surowości była miłość i troska, by poprowadzić mnie dalej.
Zdarzało się, że praktykowałam na podium, co było dla mnie wyjątkowym wyróżnieniem. Wtedy do mnie mówił szeptem 😉 Każde korekty, które otrzymywałam, były niczym osobiste przesłania – dokładne, wymagające, ale zawsze pełne troski i głębokiej uważności. Czułam, że jestem w miejscu, gdzie mogę wzrastać, przekraczać swoje granice, a jednocześnie czuć wsparcie i siłę płynącą z jego obecności.
Sharath zawsze podkreślał znaczenie rodziny. Przypominał, że joga nie kończy się na macie – prawdziwa praktyka zaczyna się w życiu codziennym, w relacjach z najbliższymi. W tym roku, gdy urodziłam moją córeczkę Zosię, zrozumiałam, co miał na myśli. Bycie matką to prawdziwa „siódma seria” – wyzwanie pełne miłości, cierpliwości i nauki o sobie samej. Kiedy napisałam do Sharath Yoga Centre, dzieląc się radością z narodzin Zosi, odpowiedzieli z ciepłem, zapewniając mnie, że czekają na nas z otwartymi ramionami.
Dosłownie po kilku tygodniach przeczytałam wiadomość o jego śmierci, była dla mnie ogromnym ciosem. Każdego dnia odczuwam tę stratę, pamiętam go w sposób, który odzwierciedla to, kim był – uśmiechniętego, obecnego, pełnego światła. Na mojej shali zapalam świeczkę przy jego fotografii, wspominając wszystkie nasze wspólne chwile. W myślach nadal dzielimy się uśmiechem – bo taki właśnie był Sharath, pełen blasku i wewnętrznego spokoju.
Jego nauki żyją we mnie każdego dnia. Był dla mnie mistrzem, który nie tylko pokazywał drogę, ale prowadził mnie w sposób, który pozwalał odkryć siłę wewnętrzną i odnaleźć w sobie światło. Będę zawsze wdzięczna za wszystko, co mi dał, i wiem, że jego duch pozostanie obecny we wszystkim, co robię – w praktyce, w macierzyństwie, w życiu.
Karolina Sumińska, nauczycielka autoryzowana level II
„Do Mysore powracałam regularnie od 2018 roku by praktykować pod czujnym okiem Sharatha Joisa. Każdy pobyt był inny i równie wyjątkowy.
Na kolejny kupiłam już bilet. Jeszcze nie wiem co z nim zrobię. Wiadomość o śmierci mojego nauczyciela przyniosła falę emocji, które wciąż są obecne i wirują niczym kolory w kalejdoskopie. Żal, smutek, złość, w pewnym sensie też rozczarowanie. Ale i ogromna wdzięczność. Wdzięczność za ten czas, który choć minął – pozostaje we mnie, za możliwość doświadczania i uczenia się.
Sposób nauczania Sharatha Joisa choć prosty z założenia, nie był oczywisty. Nie spełniał oczekiwań wielu, czasem nawet wzbudzał kontrowersje. Spora grupa praktykujących, codzienne wyczekiwanie w kolejce na miejsce do praktyki czy też zatrzymywanie w pozycji na długie tygodnie może podrażnić nerwy.
Ja na Shali Sharath ji odnajdywałam wszystko czego potrzebowałam. Był to dla mnie czas obserwacji i weryfikacji swoich nauczycielskich praktyk i przekonań. Codziennie wczesnym rankiem, oczekując na miejsce do praktyki, obserwowałam Sharath ji w roli nauczyciela – jego indywidualne podejście do różnych ciał i temperamentów. Zauważałam również jego nieocenioną zdolność do zarządzania tak dużą i zróżnicowaną kulturowo grupą – już praktykujących, tych oczekujących oraz asystentów. Nic nie umknęło jego uwadze.
Właśnie zwolnione miejsce na drugim końcu shali? – „One more!”
Zamyślony asystent? – „You need coffee?”
Zgłoszona wcześniej niedyspozycja? – „Breathe. Slowly.”
Do tego nieustanne asysty, wychodzący z Shali studenci oczekujący na pożegnalny uśmiech i wiele więcej. Jakież było moje zdziwienie gdy podczas jednego z sezonów, kilka tygodni po zgłoszonej kontuzji, na Shali pełnej praktykujących usłyszałam głośnie „no!” Sharath ji w stronę asystenta, który nieświadomy sytuacji chciał pomóc mi wejść w pozycję nieco głębiej. Zdolność Sharath ji do zapamiętywania i kojarzenia faktów była niesamowita.
Na Shali panowała cisza i porządek. Była to przestrzeń bezpieczna i inkluzywna, w której, wraz z przekroczeniem progu, każdy stawał się równy. Teraz sama, kiedy nie znam odpowiedzi na pojawiające się pytania podczas prowadzenia swoich studentów, zastanawiam się co i jak zrobiłby On.
Praktyka w KPJAYI, później SYC to był dla mnie również czas rozwoju – wbrew pozorom najmniej tego fizycznego. W jakiś magiczny sposób wszelkie oczekiwania względem tego jak powinna wyglądać moja praktyka asan znikały wraz z pierwszym ekam. Liczył się oddech, zresztą bacznie obserwowany przez Sharath ji. Tam zrozumiałam, że choć praktykujemy głównie asany – nie one są istotą. Są tylko narzędziem oraz lustrem odbijającym nasze wnętrze, które Sharath ji potrafił doskonale czytać. Wyciągał z każdego z nas potencjał, który w nas w danej chwili drzemał i na który byliśmy gotowi. Doświadczanie bycia Jego studentką budziło we mnie dodatkowe pokłady pokory, akceptacji i czystej radości z praktyki. Inspirowało do dalszej praktyki własnej, zgłębiania wiedzy i ładowało baterie do nauczania przez kolejne miesiące.
Sharath ji stworzył ogromną społeczność – zarówno tych, którzy mieli z nim bezpośredni kontakt, jak i tych, którzy czerpali z jego nauk poprzez swoich lokalnych nauczycieli. Cieszę się, że niosę w sobie żywe wspomnienie jego postaci i z sercem pełnym nadziei podążam ścieżką Ashtanga Jogi praktykując i dzieląc się tą piękną metodą. Wszystko to z poszanowaniem historii i autorytetu jakim bez wątpienia był dla mnie Sharath Jois.”

Dariusz Markiewicz, nauczyciel autoryzowany level I
Praktyka jogi pod okiem Sharatha Joisa była dla mnie wielkim doświadczeniam, a każdy wyjazd do Mysore był głębokim przeżyciem. Na początku chyba nie rozumiałem tego co się tam dzieje, a z pewnością miałem inne oczekiwania. Tak to jest z oczekiwaniami, często odbiegają od rzeczywistości. Sharath uczył w prosty sposób, tak by docierać do każdego. Być może to co mówił bywało czasami zbyt tradycyjne i konserwatywne, ale taki miał przekaz. Można było brać dla siebie to co mówił lub nie. To jest właśnie joga, poszukiwanie wiedzy i doświadczanie.
Po otrzymaniu autoryzacji do uczenia Ashtanga jogi, podczas ostatnich dwóch pobytów w Mysore miałem przywilej mu asystować. Było to ogromne wyróżnienie, z którego dziś tym bardziej się cieszę. Mogłem uczyć się jak uczyć jogi bezpośrednio w kolebce Ashtanga jogi! To ogromne doświadczenie dla każdego nauczyciela! Asystenci mieli możliwość uczenia się przez obserwowanie nauczyciela w akcji, uczestniczyli w prezentacji technicznych aspektów korekt, no i oczywiście uczyli ramię w ramię z nauczycielem. Będę wspominał jego czujne oko oraz świetne interakcje jakie miał z nami. To wszystko z pewnością zbudowało niesamowicie mocną więź.
Sharath Jois, Sharathji poza tym, że był poważnym nauczycielem jogi to był także zwykłym człowiekiem. Był miły i lubił spędzać czas ze studentami. Często zwracał się do uczniów używając śmiesznych zwrotów. To było bardzo zabawne, a lista tych zwrotów jest całkiem długa, i myślę, że przez wiele lat będzie rysował się uśmiech na twarzach jego uczniów, gdy będą je wspominali. Sharathji potrafił poważne mówić o jodze, ale i założyć czapkę mikołaja na praktykę w święta, czy życzyć wesołych walentynek. Ostatnio ekscytował się lataniem dronem. Cieszył się tym i dzielił się tą radością. Wspaniałe było obcowanie z guru, czy jak ktoś woli z nauczycielem, który nie był fikcyjne uduchowiony, nie budował murów, a był blisko ludzi i emanował dobrem.
Piotr Kurpiasz, nauczyciel autoryzowany Level I
„Practice, practice and all is coming”. Odkąd zacząłem praktykę ashtanga jogi w okolicach 2009 roku, zawsze byłem ciekaw miejsca, z którego te słowa pochodzą. Mysore było naturalnym kolejnym krokiem mojej jogowej podróży. Spędziłem tam 4 sezony. U boku wyjątkowych ludzi z całego świata. I przede wszystkim praktykując pod okiem nauczyciela, przy którym zrozumiałem, co oznacza słowo Guru i o co chodzi z tą jogą.
Kiedy przyjechałem po raz pierwszy, wielu rzeczy nie rozumiałem. Po co te kolejki, co znaczy „shala time”, po co ten rygor, po co to wstawanie przed świtem… Nie rozumiałem, ale wstawałem, wtapiałem się w zasady, czekałem w kolejkach na swoją turę…I robiąc to wszystko, czułem się w tym miejscu jak w domu. Każdy powrót do praktyki z Gurujim był procesem powrotu do siebie. Czasem zdrowienia na tak wielu płaszczyznach. Jak on to robił?
Pamiętam najbardziej pierwszy pobyt. Przyjechałem pełen nieuświadomionych oczekiwań i chęci „pokazania” swojej praktyki. W wielotygodniowym oczekiwaniu na kolejna asanę od Gurujiego, poznałem nowe poziomy frustracji, a moje ego doznało niezłego odlotu. Na kilka dni przed wyjazdem coś się zmieniło. Odpuściły oczekiwania. Poszedłem do shali, stanąłem na macie aby zrobić spokojnie jedną z ostatnich praktyk … i dostałem 4 kolejne asany. Z radością, ale już bez wielkiej ekscytacji. Poznałem w praktyce, czym jest zasada santoszy – radości, spełnienia i zadowolenia niezależnie od okoliczności. Zrozumiałem, dlaczego tak często mówi się o tym, że joga jest drogą środka.
Pamiętam też dobrze ten moment kiedy dostałem zaproszenie na II serię prowadzoną. Przyszło w momencie, kiedy włączyłem sobie „tryb lenia”. Kiedy miałem ochotę przez kilka tygodni popraktykować po prostu starą, dobrą pierwszą serię ashtangi. I on to wyczuł. „You come!”. Więc przyszedłem. Sharath Jois uczył jogi holistycznie poprzez praktykę asan. Uczył wytrwałości w stosowaniu metody, aby zobaczyć efekty. Praktyka z nim była procesem kompleksowej transformacji.
W tym tłumie studentów był w stanie dostosować praktykę do tego, gdzie jesteś. Miał niezwykły dar, aby wyczuć energię i emocje każdego ucznia. Był z Tobą na poziomie twojej energii. A ty byłeś z nim. W tej swojej niezwykłości był jednocześnie całkiem „normalny”. Z poczuciem humoru, lekkością opowieści, z hobby, którym uwielbiał się dzielić (uwielbiał fotografować tygrysy:). Po codziennej praktyce, wychodziłem z shali i stawałem przy drzwiach, aby podziękować ukłonem w jego stronę. Krótka wymiana spojrzeń lub kilku prostych słów. Jakość uważności i obecności w trakcie tych krótkich spotkań pozostanie ze mną na zawsze.
Za te praktyczne lekcje jogi. Wyraźne pokazanie, że joga nie jest o dotknięciu swoich palców w skłonie, ale o wytrwałości i zaufaniu. O poszukiwaniu jedności między umysłem, emocjami i ciałem. O procesie głębokiego samopoznania. O byciu dobrym człowiekiem.
Za piękne prowadzenie w stronę światła. Dziękuję.
Izabela Suchodoła
Po raz pierwszy do Mysore pojechałam dopiero w ubiegłym roku, choć Ashtangę praktykuję od ponad 10 lat. Najpierw przyszła metoda. Praktyka Ashtanga Yogi była dla mnie wyzwaniem, schronieniem i oczyszczeniem w jednym. Dziękowałam światu, że mogłam w tym życiu wejść na tę ścieżkę i równolegle z praktyką zmieniać swoje życie na bliższe mojemu sercu.
Chęć i możliwość spotkania Shartha Joisa oraz praktyki pod jego okiem przyszła znacznie później. Jadąc do Indii, nie nastawiałam się na spotkanie z Guru, byłam po prostu ciekawa moich odczuć, dając sobie dwa miesiące praktyki.
Wielka przestrzeń shali , setki joginów z całego świata i jeden człowiek, który widział nas wszystkich.
Oddani uczniowie Sharatha twierdzili, że Sharath widzi wszystkich praktykujących, a już szczególnie, gdy jest odwrócony. Wkrótce się przekonałam, że faktycznie skupienie nauczyciela na praktyce uczniów jest wyjątkowe. Sharath był w 100 % w tym co robi, niezwykle autentyczny, wrażliwy, a zarazem wymagający. Zupełnie taki, jak sama metoda Ashtanga Yogi. Ujęła mnie również rodzinność Sharatha, która dała się zauważyć podczas uroczystości na shali. Oddanie rodzinie było takie, jak oddanie uczniom, co zrozumiałam po jakimś czasie.
Pełne zaufanie do nauczyciela pojawiło się we mnie w drugim miesiącu pobytu. Po praktyce, mijając nauczyciela, kłaniałam się Sharathowi dziękując za lekcje. Czułam ogromny przywilej mogąc praktykować „moją jogę” w tym miejscu.
Teraz przyszła ogromna wdzięczność za konsekwentny, wieloletni, przekaz metody, za oddanie i szerzenie wiedzy, która zrzesza ludzi na całym świecie, za ogrom serca, za wszystkich nauczycieli, którzy nauczają Ashtanga Yogi.
Dzięki temu dziedzictwu świat jest o wiele bogatszy.
Ewelina Tarkowska-Bednarczyk, właścicielka Yoga shala Kraków
Spełniłam marzenie o wyjeździe do Mysore, by praktykować pod okiem Sharatha Joisa. To był tylko jeden sezon w SYC, a może aż jeden sezon, patrząc na to, co wydarzyło się później. Spotkanie z Gurujim było dla mnie wyjątkowe. Jego spokój i autentyczność były niemal namacalne. Był niesamowity w swojej zwyczajności – w harmonii, która zdawała się promieniować na wszystko wokół.
Lekcja, którą otrzymałam w Mysore, była bezcenna, lecz jeszcze cenniejsze było to, co zrozumiałam po jego śmierci. Sharathji uczył nie tylko jogi, ale i życia, pokazując, że praktyka to coś więcej niż ruchy ciała – to głębsze zrozumienie siebie. Czas spędzony w Mysore przypomniał mi, że joga to nie dążenie do doskonałości, lecz poddanie się procesowi. Sharathji pokazał, że prawdziwa wielkość tkwi w prostocie. To doświadczenie było lekcją akceptacji, cierpliwości i prawdy.
Ania Chomczyk, Joginka w podróży i redaktor prowadząca portalu Bosonamacie.pl
Po raz pierwszy praktykowałam pod okiem Sharatha Joisa przez dwa miesiące w 2016 r. Zanim zostałam przyjęta na praktykę do Instytutu, miałam za sobą kilka nieudanych prób w procesie aplikacji (i prawie się poddałam).
To była zdecydowanie miłość nie od pierwszego, ale ”od drugiego wejrzenia”, czyli od drugiego pobytu w 2018 r., gdy przyjechałam do Mysore w drugim trymestrze ciąży. Po raz ostatni ćwiczyłam z Guruji w grudniu 2023 r., a w podróży towarzyszył mi mój pięcioletni (wtedy) synek.
Z perspektywy czasu doceniam coraz więcej rzeczy związanych z Sharathji. Być może jest to związane z moim własnym procesem dojrzewania w jodze. Przede wszystkim nasz Nauczyciel poświęcił swoje życie przekazowi czystej metody ashtanga jogi na niespotykaną skalę. Cała jego energia była skupiona wokół parampara. Wokół nas. Posiadał ogromne rzesze uczniów. W sezonie prowadził zajęcia od ok. 3:30 do10:00 rano, wcześniej wykonując praktykę własną. Oznacza to, że ten drobny-wielki człowiek pracował naprawdę ciężko robiąc kilkaset drop-backów, tik-toków i innych wymagających korekt dziennie. Stworzył również niezwykłą dojrzałą społeczność łączącą joginów z całego świata.
Doceniam również jego „zwyczajność”. Kontynuując spuściznę po Pattabhim Joisie, prowadził normalne życie rodzinne. A rodziny z dziećmi były przez niego zawsze mile widziane. W przeciwieństwie do wielu charyzmatycznych indyjskich guru, nie robił skandali seksualnych. I miał odwagę przeprosić za nieodpowiednie zachowanie swojego dziadka.
Wyczuwałam również, że wraz z upływem lat Sharath stawał się coraz szczęśliwszym człowiekiem. Rosła również jego miłość, życzliwość i poczucie humoru. Gdy po ostatnim sezonie nadal nie potrafiłam wstać z mostka, po jednej z praktyk zawołał mnie i ze śmiechem powiedział, że jedyne wyjście dla mnie to kupić najdroższą malę z kwiatów i pójść pomodlić się do świątyni Ganeszy, może on pomoże.
Jestem bardzo wdzięczna za doświadczenie praktyki u źródła. I bardzo żałuję, że to Światło zgasło znacznie za wcześnie. W akcie emocji, chciałabym Mu powiedzieć, że zrobię te wszystkie trudne asany, wstanę wreszcie z mostka, jestem coraz bliżej. Ale na głębszym poziomie wiem, że to nie ma bardzo dużego znaczenia. Tu chodzi o miłość, a ja kocham tą praktykę. Więc będę przekazywała dalej metodę ashtanga jogi w poprawny, klasyczny sposób. Każdego dnia z coraz większą miłością i wdzięcznością.
Mam również szczerą nadzieję, że to jest moje ostatnie wcielenie. Ale jeżeli się okaże, że jednak nie – bardzo chętnie będę kontynuować praktykę pod Twoim okiem w kolejnym życiu. Mam nadzieję, że się wtedy spotkamy. Kiedyś powiedziałeś, że masz tylko jedne życzenie dotyczące swojej kolejnej inkarnacji – być wyższy i mieć dłuższe nogi. Niech się spełni.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!