
Joga na złamane serce

Joga na złamane serce
Jest w ogóle coś takiego? Czy nie lepiej działa czekolada, Netflix i przyjaciele? Może i lepiej. Dobre jedzenie, i robienie tego co lubisz z tymi, których lubisz jest najbardziej skuteczną terapią krótkoterminową na miłosne rozczarowanie. Ale joga też nie zaszkodzi.
Uściślijmy… co to właściwie jest to złamane serce?
Zwykle rozumiemy przez to stan po rozstaniu. I to na ogół niedobrowolnym rozstaniu z kimś, kogo kochamy. Ale to zwykle zranione ego, poczucie, że nie jesteśmy wcale tacy fajni: okazało się, że ktoś nie kocha nas tak, jakbyśmy tego chcieli. Poza tym – być może źle oceniliśmy sytuację, bo zainwestowaliśmy czas, nadzieje i serce w relację z kimś, kto okazał się „nieTym/nieTą”. No i rozczarowała nas osoba, którą uważaliśmy za megafajną i kompatybilną z naszym systemem wartości. Boli. W połączeniu z bezsilnością, bo nie mamy kontroli nad cudzymi uczuciami, a w tej sytuacji nawet nad własnymi, oraz lękiem o przyszłość – boli jak cholera. A tutaj jeszcze Walentynki… ech.
Fakt, czy naprawdę jeszcze kochasz osobę, z którą musisz się rozstać, jest tu sprawą drugorzędną, bo w tej mieszance silnych uczuć, trudno odróżnić jedne od drugich.
Zwykle mówimy, że kochamy, ale nie zawsze tak jest. Po prostu lepiej brzmi, lepiej czujemy się myśląc o sobie, jako o istotach kochających, niż o rozczarowanych, wściekłych, zazdrosnych, zrozpaczonych, ze zdruzgotanym ego – dlatego często ubieramy te uczucia w miłość.
A co się stanie, jeśli spróbujesz jednak rozpoznać swoje emocje? Zastanowić się, co czujesz w związku z tym, że nie jesteś teraz w szczęśliwej relacji? I zaakceptować każdą odpowiedź. Zapewniam cię, że wtedy pluszowe serduszka, czekoladki i czwarta część „Listów do M”, nie będą cię już tak wkurzać, gdy nazwiesz rzeczy po imieniu.
A jeśli będą… zawsze masz jogę. Wejdź sobie na chwilę do balasany, pozycji dziecka, zamknij oczy. Ukryj się z powrotem, symbolicznie, w łonie mamy. Poczuj się bezpiecznie i uświadom sobie, że nic nie musisz. Kochasz, zasługujesz na miłość, choć może niedokładnie taką, jak sobie wyobrażałaś do tej pory.
Sztuka odpuszczania
Jogasutry uczą nieprzywiązywania się. Aparigraha, ostatnia jama, czyli zasada dobrego życia, o której pisze Patandżali, to sztuka nieprzywiązywania się, niechciwości, niepożądania. Co to właściwie znaczy? Wszystko, co pojawia się w naszym życiu – także drugiego człowieka, relację, małżeństwo, macierzyństwo – witamy z radością, ale traktujemy jak gościa, nie jak własność, stan stały. Pozwalamy odejść osobie, uczuciu, sytuacji, gdy termin przydatności się skończy. Cieszymy się samą wizytą zamiast martwić, że już dobiegła końca.
Każdy i wszystko zjawia się w twoim życiu z jakiegoś powodu. Gdy odejdzie – podziękuj za prezent wiedzy, doświadczenia czy dobrze spędzonego czasu i idź dalej.
Czasami mamy wpływ (albo tak nam się wydaje) na to, czy i kiedy jakaś relacja się zacznie czy skończy. Czasami wpływu nie mamy. Trudno. Aparigraha to także nieprzywiązywanie się do zaplanowanej przez nas wersji naszego życia. Nieprzywiązywanie się do naszej wizji. Bo nie jest tak, jak chcieliby tego autorzy „Sekretu”, niektórzy coachowie i inni guru od skuteczności – nie, nie osiągniemy wszystkiego, co chcemy. Nie wszystko, co zwizualizujemy, stanie się faktem. Nie wszystko jest nam dane. Aparigraha uczy nas robić wszystko, co jest naszej mocy, by iść swoją drogą i spełniać marzenia, ale uczy też nieupierania się co do efektów. Jakie to było przysłowie? Człowiek strzela, pan Bóg kule nosi? Jakoś tak. Nie z jogi, ale prawie jak z jogi.
To, że wyobrażasz sobie siebie w romantycznym związku albo w rodzinie, albo w małżeństwie, które będzie trwało i trwało, nie znaczy, że taka będzie rzeczywistość, że to jest dla ciebie najlepsze, że taka jest twoja karma. To, że wyobrażasz sobie siebie w związku z tą konkretną osobę nie oznacza, że jesteście karmicznie związani, przeznaczeni sobie, lub mówiąc bardziej przyziemnie – że nadajecie na tej samej fali. No i każde z was ma wolną wolę, może podjąć decyzję bez pełnej zgody drugiej osoby.
Jeśli chodzi o praktykę – poczucia mocy i stabilności dodają pozycje stojące – trójkąt, wojownik 1 i 2, pozycja góry. One też uczą stanąć na własnych nogach. Możesz je robić nawet kilka razy dziennie, w dowolnym momencie, niekoniecznie podczas praktyki. Także zupełnie spontanicznie – w domu, pracy czy na parkingu (tadasana nie rzuca się w oczy :-).
Zaakceptuj, że nie jesteś wystarczająco zen
Tyle teorii, a jak to wygląda w praktyce? Nie wiem, jak jest z Tobą, ale mnie boli każde rozstanie. Czasami boli bardzo. Rozstanie z partnerem, ale też rozstanie z przyjacielem, przyjaciółką, z miejscem, w którym spędziłam jakiś czas, z pracą, ze zwierzakiem, z pewnym stylem życia.
Boli zarówno to rozstanie, którego inicjatorem jest ktoś inny lub jakaś siła wyższa, jakkolwiek ją nazwiemy, ale też rozstanie, które sama zainicjowałam. Po prostu jest przykro, gdy coś się kończy. Pojawiają się pytania, czy mogłam coś zrobić, dlaczego w ogóle się zaczęło, skoro się skończyło, czy nie trzeba było wybrać innej drogi i inne wątpliwości.
Teoria nieprzywiązywania się oraz powtarzanie sobie, że karma, przeznaczenie, że nie wiem, co i kto jest za rogiem, nie widzę całego obrazu, etc.., łagodzą ból, ale nie niwelują go całkowicie.
Co wtedy robię? Zamiast się wściekać na siebie, że nie potrafię być zen, jestem dla siebie dobra. Nakładam sobie różne plasterki na serce, ale nie winię się za to, że serce mam złamane.
Pomagają mi wspomnienia. Dwojakiego rodzaju: wspomnienia czasu (i miłego, i niemiłego), jaki spędziłam z tą osobą, ale też spojrzenie wstecz na poprzednie związki. Niektóre dawno zakończone znajomości, gdyby trwały do dzisiaj, byłyby katastrofą. Plus, nie byłoby przestrzeni na nowy związek, który okazał się szczęśliwy. No i na pewno, tak jak i ja, masz w pamięci jakiegoś eks, jakąś eks, w którym kiedyś kochałaś/kochałeś się na maksa, a teraz śmiejesz się z tego zauroczenia lub nawet wstydzisz.
W czasie jogi przypomnij sobie też pozycje, które kiedyś wydawały ci się niedostępne, a teraz robisz je bez problemu. Apraigraha, nieprzywiązywanie się, to także nieprzywiązywanie do tego, co jest teraz, do całego tego smutku i żalu, który jest w tobie i do poczucia bezsilności. To też minie. Nieustająco się rozwijamy. Życie jest procesem.
Daj sobie czas na żałobę
Każda zakończona relacja wymaga żałoby. Może ona trwać dłużej lub krócej, ale trwać musi. I nie masz się co wstydzić, że przeżywasz żałobę po kimś, kto teraz wydaje ci się dupkiem (jaka jest żeńska wersja dupka?). Żałoba ci się należy. Nawet taka z płakaniem, śmieciowym jedzeniem, śmieciowym serialem i spaniem do południa. Żałoba z wyjściem do fryzjera, kupieniem nowych ciuchów czy nowego…. hm… znam faceta, który kupił sobie nowy samochód po rozstaniu. OK, niech będzie i tak.
Ja nawet polubiłam te swoje żałoby i nie bronię się przed uczuciami. Mam zresztą wątpliwość, czy taki jogowy dystans nie przykrywa bardzo przykrej cechy – obojętności – lub nie świadczy o zamrożonym sercu, a takiego nie chciałabym mieć. Nie chcę być obojętna. Lubię swoje uczucia i tobie też polecam je polubić. Będzie wam wtedy razem łatwiej.
Warto też polubić te wszystkie asany, które w tej chwili wydają ci się nieosiągalne. Potraktuj je na luzie. Nie musisz w nie teraz wchodzić, ale próbuj. Gdy podejdziesz do nich z ciekawością dziecka i z przyzwoleniem na to, by stracić równowagę, nie zapleść się gdzieś, a czegoś innego nie wyprostować – to też jest OK.
Nie zamartwiaj się
W pewnym momencie jednak żałoba musi się zakończyć. Nie wiadomo dokładnie, kiedy. Mówi się o dziewięciu miesiącach, o roku, o miesiącu za każdy przeżyty razem rok, ale myślę, że nie ma zasady. Mam nadzieję, że sam/sama wyczujesz, kiedy to już.
Dobrze jest żałobę zakończyć jakimś rytuałem. To może być na przykład zapalenie świeczki na pożegnanie relacji. Najlepiej białej świeczki, zapalonej z intencją, że ma oczyścić cię z niepotrzebnego żalu i resentymentów. Niech wypali się do końca.
Może to być też list, w którym dziękujesz za wszystko, co dobre cię spotkało w relacji oraz szczerze wyznajesz, co było nie tak, co ci się nie podobało. Spal ten list, nie wysyłaj go.
Możesz też wymyśleć inny, swój rytuał. Napisanie do siebie walentynki, kupienie sobie czekoladki w kształcie serca… wymyśl coś, czym symbolicznie zakończysz zamartwianie się, opatrzysz swoje serce.
No i… idź na jogę. Wchodź na matę tak często, jak to możliwe. Z jogą wszystkie procesy dzieją się szybciej. Gojenie ran także. I nie porzucaj jogi nawet wtedy, gdy twoje serce będzie już cudownie uzdrowione. Miej ją na wszelki wypadek.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!