Gdzie znajdę prawdziwą jogę? Tylko u faceta w pomarańczowej piżamie.
12/01/2018
9 stycznia ukazał się na profilu Facebook’owym Boso na macie film Swamiego Shivaramy, którym stara się uświadomić nam jak bardzo współczesna joga odeszła od swojego sensu i źródeł. Trudno nie zgodzić się ze świętym oburzeniem Swamiego na to jak joga jest pauperyzowana i monetyzowana przez współczesnych instruktorów od siedmiu boleści. Nie jest to pierwszy, ani, mam nadzieję ostatni apel w tej słusznej kwestii.
Niemniej warto zwrócić uwagę, że ten film pokazuje jeszcze jedno bardzo niebezpieczne – bo głęboko zakorzenione w naszej nieświadomości – zjawisko, jakim jest wiara, że facet o ujmującej osobowości, z tajemniczym religijnym imieniem, miłym uśmiechem i sugestywną gestykulacją, przebrany za hinduskiego pustelnika, z wymalowanymi na twarzy symbolami religijnymi, z automatu staje się autorytetem w jodze. Czy po chwili zastanowienia coś wam nie gra w jego słowach? Nawet bez specjalnej wiedzy zorientujemy się, że facet ani nie jest ekspertem, ani nawet nie ma większego pojęcia o czym mówi. Bo już w pierwszym zdaniu oświadcza, że „Patanjali opisał Hatha jogę”. I oto okazuje się, że „Swamiji” nie zna najbardziej podstawowych faktów historycznych, ani treści najważniejszego tekstu jogi, na który się tak ochoczo powołuje. Nie ma najmniejszej możliwości by przypisać Patanjalemu związek z hathajogą, ponieważ Jogasutry powstały dobre 1500 lat przed pojawieniem się tekstu Hathayogapradipika z którego pochodzi sam termin Hatha joga. Jogasutry formułują podstawy systemu zwanego Ashtanga joga, niekiedy – jogą umysłu, czy Raja-jogą. Natomiast Hathayogapradipika opisuje praktyczne zastosowanie niektórych aspektów wspomnianych w w Jogasutrach i może być traktowane wyłącznie jako komentarz do znacznie ważniejszego tekstu Jogasutr.
Choć zależność między Hatha jogą, a Ashtanga jogą jest silna, niemniej przypisanie Patanjalemu kodyfikacji Hatha jogi jest skrajnym nadużyciem intelektualnym, pokazującym nie tylko niewiedzę Swamiego, ale też brak hamulców w formułowaniu absurdalnych tez i liczeniu na ignorancję odbiorców. Mogę sobie tylko wyobrażać do jakiego pustosłowia, manipulacji i hochsztaplerki zdolni są „Guru” podobni do naszego uroczego Swamiego, gdy przyzwyczaili się, że nikt nie pofatyguje się, by zweryfikować ich słowa.
Idźmy dalej: Swami Sivarama przekonuje, że Patanjali i Krishna: „wymagali od praktykujących i nauczycieli jogi, by rozwijali przede wszystkim życie w ascezie, prostocie, celibacie i wyrzeczeniu się ziemskich potrzeb (przyjemności? Świata? Życia prywatnego?)”. Nasuwa się tutaj proste pytanie: WTF?!? (w wolnym tłumaczeniu: „Że co proszę?”). Gdzie Swami do jasnej (…) to wyczytał? W którym z tych tekstów??? no chyba, że sam Krishna mu to powiedział, a Patanjali nie zaprzeczył. Natomiast my nie będąc w tak dobrych kontaktach z Krishną musimy się opierać na samym tekście Bhagawadgity, który bardzo jasno mówi, że joga nie jest przeznaczona dla tych którzy się umartwiają i wyrzekają życia, a przeciwnie jest właśnie dla tych co działają w pełni zaangażowani w świat (karma), wypełniają swoje powinności społeczne (dharma), zachowując przy tym umiar i dystans, rozwijają uważność. Joga z Bhagawadgity jest drogą zaangażowania we wszystko co przynosi nam życie, a nie wyrzeczenia się zobowiązań i ucieczki od rzeczywistości. Dalej, Bhagawadgita jednoznacznie przeciwstawia drogę wyrzeczenia – jodze, wskazując, że asceza jest działaniem otępiającym – tamasowym i jest przeszkodą na drodze jogi. Skoro Bhagawadgita tak jasno wypowiada się w tej kwestii, to czemu Swami o tym nie wie, choć deklaruje, że Bhagawadgita jest dla niego najważniejszym tekstem? A może wie, ale ma to w nosie, bo na pierwszym miejscu przedkłada dogmaty swojej religii oraz funkcjonalne cele organizacji religijnej, którą zarządza. Bo jak dowiadujemy się, dla Swamiego joga to przede wszystkim Bhaktijoga, czyli szczególna forma religijności pochodząca z Indii polegająca na wierze, że poprzez poświęcenie wszystkich swoich działań i myśli Krishnie osiąga się wyzwolenie. Drogą do tego jest m.in. jappa czyli nieustanne powtarzanie imienia ulubionego bóstwa, np.:
Hare Krishna, Krishna, Krishna,
Hare Rama, Rama, Rama.
Kult zwany Bhaktijogą spotkał się z dobrym przyjęciem na zachodzie i rozwinął się w duży i wpływowy ruch religijny zwany Hare Krishna (International Society for Krishna Consciousness), którego, nie zgadniecie! ;), czołowym przedstawicielem jest nasz Swami.
Ile w tym ruchu jest autentycznej jogi, a ile religijnego dogamtyzmu? Zapewne mniej więcej tyle, co w słowach „Swamijiego”. Jasne, joga jest obecnie coraz bardziej popularna, więc czemu nie wykorzystać jej dla celów rekrutacji nowych członków ruchów, po to by wspomogli organizację religijna swoją darmową pracą, datkami pieniężnymi, zrzekli się majątków, rodzin, osobowości (potępili swoje ego)… Jeśli ktoś lubi takie życie to spoko! Jego życie, jego wybór. Pełny szacunek, jeśli robi to mądrze nie krzywdząc siebie i bliskich.
Nie pierwszy Swami i nie ostatni, który wpadł na genialnie prosty pomysł by opakować swoją religię w popularną etykietkę zwaną „joga” i sprzedawać ją wygłodniałym taniej duchowości ludziom z zachodu. W zasadzie każdy poważny Swami stojący na czele potężnych indyjskich i paraindyjskich polityczno-biznesowo-religijnych organizacji, zwanych przez samych Indusów „guru-mafie”, oferuje jakąś formę jogi. Tak, joga to biznes, ale przede wszystkim dla indyjskich „ojców Rydzyków”. Zgadnijcie jak nazywa się największy koncern spożywczy w indiach? Patanjali :), a należy do jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych politycznie Guru Indii Baby Ramdev’a, który wyniósł do władzy obecnego premiera Indii. Od kogo rząd indyjski nie może wyegzekwować zapłacenia podatków z działalności innego koncernu Sri Sri Products? Od fundacji Art Of Living i jej założyciela Ravi Shankara, jeszcze do niedawna dobrze w Polsce prosperujących, dzięki wsparciu pary Prezydenckiej Kwaśniewskich. Taka „rodzina radia Maryja”, tyle, że na skalę międzynarodową.
Oczywiście, każda z tych organizacji proponuje jakąś własną ezoteryczną formę jogi, zwykle polegającej na tym, że należy się pozbyć dużej sumy pieniędzy, by wejść w posiadanie magicznych technik i rytuałów, które jeśli nie prowadzą wprost do oświecenia to przynajmniej zapewnią nam uznanie innych członków ruchu.
Film Swamiego, choć wygląda, że nakręcony z najlepszymi intencjami i w przekonaniu o olbrzymim autorytecie i wartości słów Swamiego, tym dobitniej pokazuje jakimi ignorantami wciąż jesteśmy w temacie jogi. Wyobraźmy sobie, że oto pojawia się facet i patrząc nam czule w oczy wali: „Arystoteles opisał teorię grawitacji”, a nam nie tylko nic w tych słowach nie zgrzyta, ale przeciwnie padamy do stóp „Guru” bo przecież ma pomarańczową piżamę, więc nie może się mylić.

Przemek Nadolny
przemek@bosonamacie.plemail: przemek@bosonamacie.pl
Od ponad 20 lat praktykuje pod okiem najlepszych polskich i światowych nauczycieli jogi. W 2009 rozpoczął naukę w KPJAYI w Mysore w Indiach. Od tego czasu co rok wraca do Mysore, by rozwijać się pod okiem swojego nauczyciela Sharatha Jois’a. Jest nauczycielem autoryzowanym II stopnia przez KPJAYI. Przemek uczy Ashtanga jogi od 2003 r. najpierw wg metody Iyengara, a obecnie wg metody z KPJAYI z Mysore. Wprowadził i przez ponad dwa lata sam prowadził autorski program zajęć - terapii jogą w Instytucie Psychiatrii i Neurologi w Warszawie. Jest autorem wielu publikacji nt. jogi, w tym pracy magisterskiej nt. środowiska osób praktykujących jogę w Polsce.
www.yogarepublic.pl