
Bodh Gaya. W cieniu Drzewa.

fot. Ania Chomczyk
Bodh Gaya. W cieniu Drzewa.

Źródło: britannica.com
Przełom roku. Do miasta zjeżdżają pielgrzymi, przede wszystkim mnisi buddyjscy ze wszystkich możliwych tradycji. Czekają na Dalaj lamę, bo za kilka dni rozpocznie się Kalaczakra.* Ulice mienią się od ich kolorowych szat – nie tylko bordowych. Krajobraz ulicy przesiąka pomarańcz (tradycja theravady, którą znajdziemy np. w Tajlandii, Birmie i Sri Lance), żółty (mnisi z Chin i Tajlandii), skromne czernie, brązy, biele i szarości (koreański i japoński zen), a nieliczne birmańskie mniszki ubierają się na różowo. Stara tybetańska i bhutańska arystokracja przechadza się wokół głównej świątyni obracając młynkami modlitewnymi, z zasuszonych twarzy i załzawionych oczy bije dobro i godność. Na ulicach jest coraz więcej straganów, coraz więcej policji i wojska. Oficerowie z karabinami budzą lęk, w powietrzu da się odczuć pewne napięcie. Aby dostać się do Mahabodhi, należy przejść kontrolę podobną jak na lotnisku. Takie czasy…

Nie ma wyjątków. Aby wejść do głównej świątyni bagaże zostaną prześwietlone i każdy musi przejść kontrolę osobistą. Fot. Ania Chomczyk

Mahabodhi, czyli główna świątynia. Fot. Ania Chomczyk

Widok ca cały kompleks Mahabodhi. Fot. Ania Chomczyk
Bodh Gaya jest dla buddystów tym, czym dla katolików Rzym, a Mekka dla Muzułmanów. To właśnie tu w V wieku pne Budda Siakjamuni rozpoznał naturę cierpienia, by następnie pokazać sposób, aby się z niego uwolnić. Pod Drzewem. W lipcu 2013 nieopodal świątyni Mahabodhi miał miejsce akt terrorystyczny dokonany przez indyjskich Mudżahedinów. Zemsta na międzynarodowej społeczności buddyjskiej za prześladowanie muzułmanów Rohingya w Birmie. W miejscu, gdzie pielgrzymuję się po wewnętrzną ciszę, po otwarte serce szepcząc mantrę om mani padme hung** doszło do serii 10 zamachów bombowych w najbliższej okolicy świątyni i Drzewa. Nikt nie zginął, pięć osób zostało rannych. Takie czasy.

Niektórzy wykonują prostracje. Fot. Ania Chomczyk

fot. Ania Chomczyk
Chodząc po Mahabodji, chodzimy śladami Buddy, a wiele miejsc jest dokładnie oznaczonych. Tu medytował, tu kontemplował swoje oświecenie, a w oddalonej o około 3km wsi Sujata, prosta kobieta, nakarmiła go ryżem i mlekiem, gdy niemalże zagłodził się na śmierć poprzez krańcową ascezę…

Wejście do miejsca, gdzie Sujata nakarmiła Siddharthę. Fot. Ania Chomczyk

Fot. Ania Chomczyk
Myślałam, że będę pisała o buddyzmie, o tym, że ludzie tu medytują. Prawda jest taka, że wokół dzieje wiele innych rzeczy, które odciągają mnie od esencji Bodh Gaya. Smog jest gorszy niż gdzie indziej i wiele osób chodzi w maskach. Miasto jest pewnego rodzaju mandalą, labiryntem – aby dostać się do serca mandali, do Drzewa, należy zmierzyć się z symbolicznymi przeszkodami, bólem, nędzą, chaosem, nie reagować na zaczepki mężczyzn, którzy tu są o wiele bardziej natarczywi niż w innych częściach Indii. Jest tu także o wiele więcej żebraków. Dużo, zdecydowanie za dużo dzieci oraz osób potwornie okaleczonych, co skłania mnie do myślenia, że musi działać tu żebracza mafia. Gdy jemy masala dosa na ulicznym stoisku, staje nad nami mała, brudna dziewczynka i wyciąga rękę po pieniądze. Rozczochrane dzikie dziecko. Mieszkająca w Teksasie Hinduska Aruna, najsilniejsza i najdzielniejsza kobieta jaką kiedykolwiek poznałam obserwuje moją reakcję mówiąc głosem nieznoszącym sprzeciwu: Nic jej nie dawaj, to jej karma. W następnym wcieleniu będzie miała lżejsze życie. A jeżeli już chcesz coś dać, niech to będzie coś do jedzenia i dopilnuj, aby zjadła przy tobie…
Niby to wiem: dając jałmużnę zasilam kulturę żebractwa i przyzwyczajam ludzi, że zawsze dostaną, wiem też, że ta rodzinna tradycja jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie ma po co się uczyć, ani szukać pracy. Przyjeżdżają turyści i dobrze jest… To jej karma, słowa Aruny dźwięczą mi w uszach, a moja karma, że jestem białą dziewczyną z Zachodu, co nie oznacza, że widok żebrzących dzieci kiedykolwiek przestanie mnie poruszać.

Ponad 25-metrowy posąg Buddy. Fot. Ania Chomczyk

Fot. Ania Chomczyk
Gaya to barwna paleta. Tak jak wszędzie – należy znaleźć swoją niszę. Miejsce do medytacji, bo po to się tu właśnie
przyjeżdża. Niektórzy również składają tymczasowe ślubowania, ścinają włosy i np. na miesiąc wstępują do klasztoru prowadząc życie mnisie. Inni przyjeżdżają na konkretne nauki i ceremonie. W najbliższej okolicy Mahabodhi znajdują się liczne przepiękne gompy*** we wszystkich chyba buddyjskich tradycjach i ciągle buduje się więcej. Mnich to często zawód i sposób na życie, więc nie dajmy się zwieść barwnym szatom. Niektórzy mnisi prowadzą interesy (czasem szemrane), zdarza się, że się pobiją (ci młodsi, sama widziałam), romansują z turystkami, marząc o wizie do Europy i tym wszystkim, od czego my pragniemy uciec. Wolę myśleć, że są to wyjątki od reguły.

fot. Ania Chomczyk
Chciałam opowiedzieć więcej o Drzewie. O ośrodku medytacyjnym i klasztorze, w którym przebywałam, o około setce dzieci, które pobierają tu nauki… O Nalanda, czyli buddyjskim uniwersytecie zniszczonym przez muzułmanów w XIII wieku. Chciałam opowiedzieć o świątyniach, wielkich młynkach modlitewnych, mantrach i Duchu tego miejsca. Ale drogę do Ducha każdy musi przebyć sam. W Bodh Gaya najlepiej jest być. Siedzieć pod Drzewem kontemplując lub przyglądając się pielgrzymom jak okrążają świątynię i podchodzą do Drzewa. Niektórzy wykonują prostracje. Om mani padme hung…

Fot. Ania Chomczyk

Fot. Ania Chomczyk

Fot. Ania Chomczyk

Klasa szkolna w głownej gompie. Fot. Ania Chomczyk
Oto kilka klasztorów i świątyń, które warto zobaczyć:
*Kalaczakra – niezwykle złożona praktyka buddyjska mająca na celu osiągnięcie oświecenia. Uważa się, że została ona przekazana przez Buddę. W jej skład wchodzą niezwykle skomplikowane praktyki tantryczne – złożone rytuały, konstrukcja wielopiętrowej mandali.
** Om mani padme hung – w wolnym tłumaczeniu oznacza „niech wszystkie czujące istoty będą wolne i szczęśliwe”, ale istnieją jeszcze inne tłumaczenia ten najbardziej popularnej tybetańskiej mantry.
*** Gompa – tybetańska świątynia, na ogół wewnątrz klasztoru.
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!